obywatelle

joined 5 years ago
MODERATOR OF
[–] [email protected] 2 points 5 months ago (2 children)

Myślę, że skoro zaznaczyłam na wstępie swój level kompetencji technicznych i ogarnięcia w technologi...

  1. Możesz się domyślić.
  2. Możesz się domyślić.

xD

[–] [email protected] 1 points 5 months ago

Szczerze? Zawsze denerwowały mnie platformy z domenami których nie da się podyktować ludziom w rozmowie. :) Substack też nienajlepszy, ale łatwiejszy.

[–] [email protected] 7 points 5 months ago (2 children)

Ale wiecie że ten duży sondaż Memcena był co prawda po standardach próbkowania, ale mimo wszystko tylko internetowy (CAWI)?

I że te konkretne grupy rekrutuje się wśród użytkowników portali takich jak Reaktor Opinii, którzy żeby dorobić sobie żałosne grosze klikają często w metryczkach byle co, byle tylko się zakwalifikować i dostać te kilka punktów, zanim reszta wypełni kwestionariusz?

Dlatego te badania mają "spełnione wymagania metodologiczne" tylko z pozoru – tam jest najwięcej fałszywych deklaracji metryczkowych. Powinny byc uzupełnione innymi metodami, ale ktoś celowo się na to IMO nie zdecydował. Ergo reprezentatywność próby się sypie – no i jakby sama grupa użytkowników portalu nie była już specyficzna. Też się w to bawiłam na bezrobociu. W wywiadach osobistych trudniej kłamie się co do metryczki.

Oczywiście nie znaczy to że Memcen nie robi dobrych wyników w tej kampanii, bo robi. Ale trzeba najpierw poczekać na akiety CAPI albo CATI żeby zobaczyć czy utrzymują trend.

[–] [email protected] 2 points 5 months ago

On nie umie robić nic innego. Ale nius sam w sobie interesujący.

[–] [email protected] 3 points 5 months ago (2 children)

Co jest oczywiście trudne, bo Ogryzka (także i w tym tekście) unika podawania źródeł informacji, więc trzeba szukać ich samemu na chorwackich portalach. Albo ufać, że rzeczywiście było tak, jak przekazuje.

[–] [email protected] 1 points 5 months ago* (last edited 5 months ago)

Dla mnie te subreddity to taki jeden wielki trolling. Coś jak na czanach - ludzie tak się wkręcają w daną fikcję, że są w stanie siebie samych przekonać do tego, że w nią wierzą. Był taki słynny subreddit o inbreedingu (kazirodztwie z... konsekwencjami), został zbanowany po tym jak zauważyli go jutuberzy, ale IMO nie bylo tam ani słowa prawdy.

Z czanów przyszła moda na tzw Augmented Reality Games, ale zanim one powstały, użytkownicy po prostu nakręcali się nawzajem na rozmaite gówna (np. wmawianie sobie że jesteś gejem i uwielbiasz ssać kutangi, albo że marzysz o byciu poniżonym w sposób który wydaje ci się obrzydliwy...), z czasem jednak zaczęło to obierać bardziej wyrafinowane formy i przeniosło się m.in. na reddit. IMO to jedna z nich.

No ale mogę się mylić, to Amerykanie, oni nie są normalni.

[–] [email protected] 3 points 5 months ago (4 children)

Jako że kontent zawiera aż dwa pro-naziolskie red flagi (TySol i Okraska), ja nigdy nie linkuję do nich bezpośrednio, bo to poprawia ich rating w wyszukiwarkach. Używam donotlinka, polecam każdemu:

https://do.not.link/https://www.tysol.pl/a136125-remigiusz-okraska-bojkot-sieci-handlowych-w-chorwacji

[–] [email protected] 1 points 5 months ago

Pamiętaj że reakcje mają właścicieli.

[–] [email protected] 1 points 5 months ago (2 children)

Pracowałam w agencji PR która te gówna produkowała. xD

Nie jest przypadkiem, że kwity od jednych think tanków są publikowane, a od drugich nie. Redakcje mają też politykę, często cichutką, czasem coś tam od lewaków przemycą, ale z reguły do momentu aż ktoś z góry nie wejdzie i nie powie "dobra, dosyć tego". Spoko, związki mogą sobie pisać rzeczy, ale nie łudźmy się że to coś da.

[–] [email protected] 2 points 5 months ago (4 children)

Zdarzało się to słowo klucz. Uwierz mi, w mojej mikroinicjatywie ZAWSZE piszemy profesjonalne press release'y do mediów. Wiesz gdzie owe media to mają?

Przestańmy jebać po "swoich" za to, że nie dość energii poświęcają na granie w grę, w której to nie oni ustalają reguły.

[–] [email protected] 1 points 5 months ago

Nie są fajne. Tylko Signal jest, i do niego akurat ludzie się przekonali. Reszta jest "fajna" dla ludzi którzy większość swojego czasu spędzają na desktopie - a to głównie programiści i nienormalne osoby takie jak ja, co po robocie jeszcze odpalają laptop.

[–] [email protected] 1 points 5 months ago (2 children)

Trudne jest też trwanie w wiecznej paranoi, kasowanie każdego "cyfrowego śladu" po sobie, namawianie wszystkich dookoła żeby używali alternatyw które są trudne w obsłudze / wymagające instalacji własnych paczek, pakietów i bóg wie czego / niekompatybilne z niczym na zewnątrz / i tak dalej i tak dalej.

 

Kolejny odcinek niepoważnego komentarza do bieżącej kampanii wyborczej, więcej szczegółów w opisie i tutaj:

https://szmer.info/post/908175

Niby mówię o bieżących wydarzeniach, ale nawiązuję sporo do historii i ogółem robię sobie jaja, więc można posłuchać nawet "starych" jak kto lubi.

Jest też na spotifaju i może nawet dodaje się na gugle ale ja nad tym nie panuję!

https://open.spotify.com/episode/4UcyP6UWPE8Q9kDql2B43B

 

"Rzucił mnie na łóżko i przytrzymał ręce kolanami, tak że nie mogłam się ruszać. Usiadł mi na klatce i zaczął na mnie pluć. Kosmyki moich włosów owijał wokół palców i kolejno je wyrywał. Błagałam, żeby przestał" – to fragment zeznań kobiety, która oskarżyła swojego kochanka o brutalne pobicie. Był nim Michał Adamczyk, dziś gwiazda TVP. Sąd uznał, że jego wina nie budzi wątpliwości.

Michał Adamczyk jest związany z Telewizją Publiczną od ponad 20 lat, ale dopiero za rządów Prawa i Sprawiedliwości stał się jej najjaśniejszą gwiazdą. Nie tylko prowadzi wieczorne wydanie "Wiadomości", ale jest też gospodarzem popularnego programu publicystycznego "Strefa Starcia" i główną twarzą rządowej propagandy.

O tym, jak ważną jest dziś postacią świadczy fakt, że w kwietniu tego roku został wybrany na nowego szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. To oznacza, że zarządza dziś całym pionem informacyjnym w TVP.

Jak dotąd nikt nie ujawnił, że ponad 20 lat temu Michał Adamczyk usłyszał prokuratorskie zarzuty za brutalne pobicie swojej kochanki, co zostało również potwierdzone przez sąd. Onet dotarł do akt sprawy i poznał kulisy tej wstrząsające historii. Uznaliśmy, że jej ujawnienie leży w głębokim interesie społecznym, gdyż dotyczy osoby, która każdego dnia kształtuje opinie milionów Polaków i zarządza redakcją słynącą z rozliczania przeszłości swoich politycznych oponentów.

"Jesteś ku**ą, zawsze nią będziesz"

Poznali się w 1998 roku. Ona miała męża i dziecko. On żonę i dwójkę dzieci. Jako korespondent TVN-u w Trójmieście był wschodzącą gwiazdą telewizji. Nazwisko Michała Adamczyka znali wszyscy, którzy oglądali w tamtym czasie wieczorne "Fakty" na antenie TVN.

Małżeństwo kobiety przeżywało kryzys, a jej znajomość ze znanym dziennikarzem zaczęła się zacieśniać i wkrótce przerodziła się w gorący romans. Spotykali się w tajemnicy, organizowali wspólne wyjazdy pod płaszczykiem delegacji służbowych i pisali do siebie listy miłosne.

Po dwóch latach sytuacja zaczęła się komplikować. W małżeństwie 29-latki wszystko wracało do normy. Kobieta postanowiła, że jeszcze raz spróbuje ułożyć swoje stosunki z mężem. "Michał Adamczyk coraz bardziej angażował się w nasz związek, dlatego postanowiłam zakończyć tę znajomość, co było trudne" – opowie później śledczym.

W lutym 2000 roku kochankowie wyjeżdżają do pensjonatu w miejscowości Stary Smokowiec na Słowacji. Tam mają wspólnie pojeździć na nartach, choć 29-latka planuje też odbyć poważną rozmowę na temat ich przyszłości.

Do dramatycznych wydarzeń dochodzi w nocy z 19 na 20 lutego. Kobieta oznajmia kochankowi, że chce zakończyć ich romans. Wtedy – według jej zeznań złożonych potem w prokuraturze – Michał Adamczyk wpadł w szał. Zaczął ją popychać i szarpać.

Kobieta zagroziła, że jeśli nie przestanie, to powiadomi o wszystkim jego żonę. To jeszcze bardziej rozsierdziło dziennikarza. Miał przewrócić kochankę na łóżko, usiąść na jej klatce piersiowej, wyzywać ją, pluć jej w twarz i wyrywać włosy z głowy. Wykręcał jej też palce obu dłoni i próbował zdjąć obrączkę. Kobieta błagała go, żeby przestał.

"Na chwilę przerwał i siedząc na mnie zapytał, czy mam dość. Powiedziałam, że tak. Odpowiedział, że on jeszcze nie. Zaczął mnie wtedy okładać pięściami po twarzy" – opowiadała później śledczym.

– "Jeszcze siedząc na mnie powiedział, że rozwiąże nasz problem inaczej. Udusi mnie, włoży do samochodu i wyrzuci w górach. Znajdą mnie wiosną już rozłożoną, nie będzie żadnych śladów, a on sobie spokojnie wyjedzie".

Dalej kobieta relacjonowała, że Adamczyk wypchnął ją na werandę i uderzył drzwiami w głowę, co spowodowało, że upadła na ziemię. Wtedy chwycił ją za włosy i przeciągnął po werandzie. Po chwili zaczął ją kopać (twardym obuwiem) po całym ciele – nogach, pośladkach, plecach i głowie. Kiedy skończył, wszedł do pokoju, zabrał z jej portfela tysiąc złotych i poszedł kupić sobie piwo.

W tym czasie kobieta próbowała dojść do siebie. Miała zawroty głowy i problemy z widzeniem. W końcu zadzwoniła do swojej przyjaciółki (która wiedziała o jej romansie) i poprosiła o sprawdzenie rozkładu autobusów i pociągów do Torunia.

"Była roztrzęsiona i zdenerwowana. W końcu powiedziała, że Michał ją pobił. Mówiła też, że gdyby nie wróciła, to mam powiadomić jej męża. Z tego co mówiła i w jaki sposób wiedziałam, że jest przerażona i zastraszona" – zeznawała przyjaciółka.

Po zakończeniu rozmowy 29-latka wzięła ciepłe ubranie, pościel i wróciła na werandę, gdzie spędziła noc, mimo niskiej temperatury.

"On w tym czasie pił piwo, palił papierosy i wysyłał na mój telefon obrzydliwe SMS-y o treści: »jesteś ku**ą, zawsze nią będziesz«, »masz ciało gorsze od mojej babci«, »jesteś beznadziejną matką, zostawiłaś swojego bachora, ciekawe kto go spłodził«, »to że cię ruchałem powinno być dla ciebie zaszczytem«" – opowie śledczym.

"Ciesz się suko dniem dzisiejszym" Następnego dnia – czyli 20 lutego – kobieta pakuje rzeczy i rusza autobusem do Polski. W Zakopanem przesiada się na pociąg do domu. Na miejsce dociera rano 21 lutego. Prosto z dworca udaje się do mieszkania swojej przyjaciółki – tej samej z którą rozmawiała przez telefon.

"Jak ją zobaczyłam, to byłam przerażona. Ona była pobita. Miała dwa duże siniaki, jeden na policzku, drugi na żuchwie. Miała siniaki na całym ciele. Jednak najbardziej byłam zszokowana, że na głowie miała kilka miejsc po wyrwanych włosach. Opowiadała, że Michał właściwie znęcał się nad nią. Nie było to pobicie w afekcie, ale maltretowanie" – zezna w prokuraturze przyjaciółka.

Jeszcze tego samego dnia 29-latka idzie na obdukcję. W trakcie badań lekarz stwierdza u niej następujące obrażenia: krwiak podskórny w okolicy kąta żuchwy, obrzęk i wybroczyny krwotoczne w okolicy podoczodołowej, ślady po wyrwanych włosach w okolicy skroniowej, cztery sińce na ramieniu prawym, siedem sińców na udzie lewym, cztery sińce na udzie prawym, siniec wewnętrznej powierzchni ramienia lewego, siniec w okolicy kolana lewego, linijne otarcie naskórka w okolicy podłopatkowej. W późniejszym badaniu biegły ortopeda stwierdzi też obrzęk w obrębie stawu międzypaliczkowego lewej ręki.

"Uszkodzenia ciała mogły powstać w czasie i okolicznościach podanych w wywiadzie" – podkreśla lekarz.

23 lutego kobieta przychodzi do pracy, ale nie jest w stanie skupić się na wykonywaniu swoich obowiązków, ponieważ cały czas otrzymuje SMS-y od swojego kochanka. Są to m.in. wiadomości o treści: "Ciesz się suko dniem dzisiejszym. Gdybyś wiedziała, co cię czeka jutro, wolałabyś się nie obudzić".

Michał Adamczyk co chwilę też do niej wydzwaniał. Miał jej grozić, że naśle na nią rosyjską mafię. "Powiedział, że oni zrobią ze mną porządek, a on będzie miał czyste ręce" – relacjonuje śledczym.

Za którymś razem telefon od Adamczyka odebrała przyjaciółka 29-latki. "Nie wiedział, że to ja odebrałam, bo zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam: »ja cię zniszczę, zabiję, będziesz przeklinała dzień, kiedy się urodziłaś«" – opowie w prokuraturze.

Kiedy w końcu uświadomiła Adamczykowi, z kim rozmawia, ten kazał przekazać swojej byłej kochance, że posiada materiały, które mogą ją skompromitować. Kobieta poprosiła, żeby dał spokój jej przyjaciółce, bo już wystarczająco narozrabiał.

"On odpowiedział, że tam na Słowacji to tylko ją opluł, nie bił jej, a to nic złego opluć tanią dziwkę i sukę. Ponadto powiedział, że ta ich sprawa zakończy się wtedy, kiedy on tego będzie chciał i że zrujnuje jej życie oraz zniszczy całą jej rodzinę".

Tego samego dnia wieczorem 29-latka dzwoni do żony Michała Adamczyka. Przedstawia się i opowiada historię ich romansu. Ma z tego powodu wyrzuty sumienia, ale nie widzi innej drogi wyjścia z tej sytuacji. "Prosiłam, żeby porozmawiała z mężem, żeby się opamiętał. Ona tylko płakała. Na tym skończyła się nasza rozmowa".

Następnego dnia kobieta dzwoni do byłego kochanka i pyta, czy da jej w końcu spokój. On odpowiada, że już nic więcej nie zrobi i może być spokojna. Dodaje, że żona prawdopodobnie wyrzuci go z domu.

25 lutego okazuje się, że to jednak nie koniec. Michał Adamczyk dzwoni najpierw do rodziców kobiety, a potem jej męża. Nie mówi nic o romansie, ale prosi o adresy ich zamieszkania, gdyż chciałby wysłać im "pewne dokumenty". 29-latka domyśla się, że może chodzić o listy miłosne, które do niego pisała.

Wtedy decyduje się zgłosić sprawę na policję.

"Obawiam się gróźb Michała Adamczyka, zwłaszcza po tym co mi do tej pory zrobił. Żądam jego ścigania i ukarania" – informuje policjantów.

"Wojna dopiero się zaczyna" Na początku marca 2000 roku Prokuratura Rejonowa w Toruniu podejmuje decyzję o ściganiu z urzędu Michała Adamczyka. Stawia mu zarzuty naruszenia nietykalności osobistej 29-latki (poprzez bicie pięściami po całym ciele i wyrywanie włosów), stosowania gróźb pozbawienia życia, znieważenia słowami wulgarnymi oraz wielokrotnego grożenia popełnieniem przestępstw na szkodę ofiary lub jej rodziny.

Dziennikarz nie przestaje jednak nękać swojej byłej kochanki. Najpierw przesyła faksem do jej męża listy miłosne, które od niej dostawał. Później dzwoni do niego bezpośrednio i opowiada o szczegółach romansu. Zapowiada też, że jego żona musi zostać "ukarana". Podobne telefony wykonuje później do matki 29-latki. Jej również przesyła kopię listów miłosnych.

"Przypominam sobie, że w trakcie rozmowy padło kilka razy obraźliwe określenie pod adresem mojej córki, chyba słowo »dziwka«, ale nie jestem pewna, bo byłam zdenerwowana. Ponadto on mówił, że jego celem jest zniszczenie kariery zawodowej i rozbicie małżeństwa mojej córki. Wyraźnie powiedział, że zamierza ją zniszczyć" – zeznaje matka kobiety.

Na tym dziennikarz nie poprzestaje.

"Adamczyk zadzwonił do mojego szefa i usiłował mnie zdyskredytować, posądzając o malwersacje, a ponadto stwierdził, że wytoczy mi proces o zniesławienie i lepiej, aby mnie zwolnił" – relacjonuje śledczym kobieta.

Jednocześnie Adamczyk grozi byłej kochance, że ujawni nagrania wideo, które ją skompromitują. Oto treść dwóch (spośród wielu) zabezpieczonych w prokuraturze SMS-ów, które wysyłał do 29-latki:

"Poczekaj na moje asy! Wojna dopiero się zaczyna. Niestety na fragmencie filmu nie widać dokładnie twojej twarzy. Rogacz (chodzi o męża – red.) pozna cię po dupie, a koledzy po włosach".

"Twój syn też to kiedyś obejrzy, a poza tym każdy kolejny twój gach będzie to oglądał. Jutro kopiuję to na VHS".

Michał Adamczyk prowadzący "Wiadomości" w TVP1.Ireneusz Sobieszczuk, Jan Bogacz / PAP Michał Adamczyk prowadzący "Wiadomości" w TVP1. 7 marca kobieta składa wniosek do prokuratury o zajęcie materiałów filmowych będących w posiadaniu Michała Adamczyka. Co prawda nie przypomina sobie, żeby cokolwiek było rejestrowane w trakcie ich spotkań, ale nie wyklucza, że jej były kochanek nagrywał coś z ukrycia, lub dokonał montażu.

29-latka wnioskuje też, aby Adamczyk nie był przesłuchiwany w tej sprawie przez policjantów z Trójmiasta.

"Wyjaśniam, że w czasie naszej dwuletniej znajomości pan Michał Adamczyk wielokrotnie powoływał się na swoje znakomite układy i znajomości, wynikające nie tylko z jego pracy zawodowej, ale także z funkcji pełnionej przez jego ojca (miejscowym radnym). Opowiadał, że w Trójmieście żaden policjant nic mu nie może zrobić, bo nawet gdy zgromadził punkty karne za wykroczenia drogowe, to »natychmiast opijał z policjantami ich wykasowanie z rejestru« – czytamy w piśmie złożonym przez kobietę do prokuratury w Toruniu.

Krzysztof Adamczyk (czyli ojciec Michała Adamczyka) faktycznie był w tamtym okresie wpływową osobą w Trójmieście. W 1998 r. został radnym sejmiku województwa pomorskiego z list AWS-u (Akcji Wyborczej Solidarność). Był również członkiem rady nadzorczej spółki państwowej Polskie Linie Oceaniczne (zasiada w niej do dziś).

Trudno stwierdzić, na ile obawy 29-latki były uzasadnione, ale prokuratura szybko zapewniła, że wszystkie czynności w tej sprawie będą prowadzone w Toruniu. Śledczy nie zgodzili się jednak na zabezpieczenie kaset wideo będących w posiadaniu Adamczyka. Uznali, że na tym etapie nie ma do tego podstaw.

"Kazałem jej spać na werandzie" Michał Adamczyk zostaje przesłuchany w prokuraturze 17 marca 2000 roku. Przyznaje, że wyrażał się wulgarnie wobec swojej byłej kochanki (nazwał ją "tanią dziwką"), ale zaznacza, że nigdy jej nie uderzył. Nie jest jednak w stanie wytłumaczyć, dlaczego tuż po ich wspólnym wyjeździe na Słowację kobieta miała ślady pobicia na całym ciele, choć sugeruje, że mogły one powstać w wyniku upadku na nartach.

Adamczyk potwierdza, że w trakcie wyjazdu faktycznie doszło między nimi do kłótni. Twierdzi jednak, że to 29-latka była wobec niego agresywna, bo to on chciał zakończyć ich romans. Miała go za to uderzyć w twarz na oczach obsługi restauracji, w której jedli kolację.

"Po powrocie do pokoju zaczęła się kłótnia. Wyzywaliśmy się wzajemnie, ona obraziła słownie moją żonę. Gdy zabrałem jej telefon komórkowy, to zaczęła we mnie rzucać przedmiotami i wybiła szybę. Następnie rzuciła się na mnie, wgryzając się zębami w moje piersi. Odepchnąłem ją i kazałem jej iść spać na werandę".

Dziennikarz przyznaje, że w następnych dniach wysyłał do 29-latki obraźliwe SMS-y. Przekonuje jednak, że nigdy nie groził jej śmiercią.

W dalszej części przesłuchania Adamczyk stwierdza niespodziewanie, że 29-latka była bita przez swojego męża i być może dlatego pojawiły się obrażenia na jej ciele (w ten sposób sam zaprzecza postawionej wcześniejszej przez siebie hipotezie o upadku na nartach – red.).

Z zeznań Adamczyka wynika, że tuż po powrocie ze Słowacji on również zgłosił się na obdukcję, która wykazała wspomniane przez niego obrażenia (zadrapania i ślady po ugryzieniu). Tego dokumentu nie znaleźliśmy w aktach, ale 29-latka przyznała później w prokuraturze, że w trakcie szamotaniny mogła go podrapać i ugryźć. Zrobiła to jednak w samoobronie.

"Jedynie »poszarpał« ją za włosy" 19 kwietnia prokuratura przesłuchuje męża 29-latki. Mężczyzna stanowczo podkreśla, że nigdy nie podniósł ręki na swoją żonę. Potwierdza za to, że po wydarzeniach na Słowacji Michał Adamczyk do niego wydzwaniał, opowiadał o szczegółach romansu z jego żoną i groził, że ją "zniszczy".

"Na pytanie, dlaczego pobił moją żonę, on stwierdził, że nie znęcał się nad nią, a jedynie »poszarpał« ją za włosy i wkleił jej gumy do żucia we włosy" – zeznaje mężczyzna.

29-latka również zapewnia w trakcie kolejnych przesłuchań, że nigdy nie została pobita przez swojego męża. To samo zeznają przyjaciółka kobiety, jej siostra oraz matka.

"Nigdy nie słyszałam, aby mąż kiedykolwiek ją uderzył lub w jakiś inny sposób jej dokuczał. Córka nigdy się nie skarżyła i nigdy nie widziałam u niej śladów pobicia" – podkreśla matka 29-latki w rozmowie ze śledczymi.

"W sądzie czeka mnie gehenna" W maju 2000 roku w ogólnopolskich i regionalnych mediach ukazują się publikacje na temat sprawy pobicia 29-latki. Nie padają w nich żadne nazwiska, ale pojawiają się informacje, że prowadzący śledztwo prokurator namawiał ofiarę do wycofania wniosku o ściganie byłego kochanka.

"Prokuratura szybko postawiła zarzuty, a prowadzący sprawę był mi bardzo przychylny, często sam się ze mną kontaktował i informował o postępach w dochodzeniu. Dziwnie zmienił front po tym, jak po miesiącu pojawił się u niego podejrzany ze swoim obrońcą" – powiedziała 29-latka w rozmowie z toruńską gazetą.

"Z oskarżyciela stał się adwokatem. Stwierdził, że mam się zastanowić, czy chcę to dalej ciągnąć, bo w sądzie czeka mnie gehenna, a nasi świadkowie są nic niewarci. Minęły trzy miesiące, a akt oskarżenia do sądu nie trafił" – dodała.

Na publikacje prasowe natychmiast reagują władze prokuratury. Na specjalnej konferencji prasowej szefowa Prokuratury Rejonowej w Toruniu Grażyna Roszkowska zapewnia, że w trwającym śledztwie nie dopatrzyła się uchybień.

Zawieszone śledztwo 13 grudnia 2000 roku prowadzący śledztwo prokurator Ireneusz Maliszewski wydaje postanowienie o zawieszeniu śledztwa. Tłumaczy, że musi uzyskać od słowackich organów ścigania odpowiedź na pytanie, czy zarzuty postawione Michałowi Adamczykowi są uznawane za przestępstwo w Kodeksie Karnym Republiki Słowacji.

"Odpowiedź w tym zakresie jest niezbędna do ustalenia, czy dopuszczalne jest ściganie tych czynów w Polsce" – podkreśla.

Jednocześnie adwokat Adamczyka składa w prokuraturze wnioski dowodowe, które mają podważyć wersję wydarzeń przedstawioną przez 29-latkę. Mecenas domaga się m.in. dołączenia do akt zaświadczenia lekarskiego, z którego wynika, że jego klient po upadku na nartach miał bardzo podobne obrażenia do tych, jakie opisano u jego byłej kochanki.

Prokurator oddala te wnioski, jako bezzasadne.

26 stycznia 2001 roku polscy śledczy otrzymują odpowiedź ze słowackiej prokuratury. Wynika z niej, że czyny zarzucane Michałowi Adamczykowi stanowią przestępstwo w myśl Kodeksu Karnego Słowacji. Jednak przez kolejne miesiące prokurator Maliszewski nie wznawia zawieszonego śledztwa.

30 marca 29-latka składa zażalenie do Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Podkreśla w nim, że o zawieszeniu śledztwa dowiedziała się dopiero cztery miesiące po wydaniu tej decyzji. Uważa, że to kolejne działania, które mają skłonić ją do wycofania oskarżenia przeciwko Michałowi Adamczykowi. Obawia się, że jej były kochanek wykorzystuje swoje koneksje, aby "ukręcić" sprawę.

"Zaraz po popełnieniu zarzucanych podejrzanemu przestępstw oświadczył mi, że jest nietykalny i że jestem »za krótka«, żeby mu cokolwiek zrobić […] W tej sytuacji czuję, że przedstawiony przez podejrzanego scenariusz jest krok po kroku wprowadzany w życie" – czytamy w piśmie wysłanym przez kobietę.

W odpowiedzi zastępca Prokuratury Rejonowej w Toruniu informuje, że "niekorzystny czas trwania postępowania" nie wynika z lekceważenia sprawy przez prokuratura, ale z faktu, że nadzoruje on ponad sto spraw. Zapewnia przy tym, że polecił prokuratorowi zintensyfikowanie działań i jak najszybsze zakończenie śledztwa w jej sprawie.

Na początku 2001 roku Michał Adamczyk przestaje być dziennikarzem TVN-u. Nową pracę znajduje w katolickiej telewizji Puls. Prokuratura nie informowała oficjalnie pracodawców Adamczyka o toczącym się postępowaniu. Uznała, że zarzuty nie pozostają w związku z wykonywanym przez niego zawodem.

"Sprawstwo i wina nie budzą wątpliwości" Przełom następuje 30 czerwca 2001 roku, kiedy do Sądu Rejonowego w Toruniu trafia akt oskarżenia. Prokuratura oskarża Michała Adamczyka o pobicie 29-latki, kierowanie w jej stronę gróźb pozbawienia życia oraz popełnienia przestępstw na szkodę pokrzywdzonej lub jej najbliższych, jak również kradzież tysiąca złotych.

Finał sprawy ma miejsce 11 stycznia 2002 roku. Sąd uznaje, że "sprawstwo i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości i zostały potwierdzone dowodami zebranymi w sprawie". Decyduje się jednak warunkowo umorzyć sprawę, wyznaczając jednocześnie dwuletni okres próby i zobowiązując Michała Adamczyka do wpłacenia 1500 zł na Fundację "Daj Szansę".

Sąd zatem uznał, że Michał Adamczyk popełnił zarzucane mu czyny, ale stwierdził jednocześnie, że "istnieje pozytywna prognoza co do tego, że będzie przestrzegał porządku prawnego". Jako okoliczność łagodzącą sąd potraktował fakt, że dziennikarz nie był wcześniej karany.

"Orzeczony środek jest adekwatny do stopnia społecznej szkodliwości czynu, a jego zastosowanie uzasadnione jest przypuszczeniem, że oskarżony nie popełni ponownie przestępstwa" – podkreśliła w uzasadnieniu sędzia Hanna Ledóchowska.

Na nasze pytania dotyczące tej sprawy otrzymaliśmy od Michała Adamczyka następującą odpowiedź:

"Oświadczam, że nigdy nie dopuściłem się wobec Pani [tu pada nazwisko ofiary, ale nie podajemy go do informacji publicznej — red.] wskazanych w Pana pytaniu zachowań, tj. pobicia czy gróźb pozbawienia życia. Pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku łączyła mnie z Panią [tu pada nazwisko ofiary — red.] znajomość i tylko tyle mogę potwierdzić.

Jednocześnie, szanując prywatność Pani [tu pada nazwisko ofiary — red.], jak i moją własną, nie wyrażam zgody na publikację jakichkolwiek informacji na temat naszej znajomości. Znajomość ta dotyczy wyłącznie sfery mojego życia prywatnego, zatem publikowanie bez mojej zgody informacji na jej temat, naruszyłoby moje dobra osobiste.

Z kolei opublikowanie przez Onet nieprawdziwych i zniesławiających mnie informacji na temat rzekomego pobicia czy grożenia Pani [tu pada nazwisko ofiary — red.] byłoby przestępstwem zniesławienia".

W lipcu 2023 roku Michał Adamczyk, jako szef TAI, podjął decyzję o zakończeniu współpracy TVP Info z aktorem Jarosławem Jakimowiczem. W uzasadnieniu podkreślił: "W związku z licznymi przykładami Pana nieprzyzwoitych zachowań, zwłaszcza wobec współpracujących z TVP Info kobiet, podjąłem decyzję o natychmiastowym zakończeniu współpracy z Panem. Pana postawa odbiega od obowiązujących w Spółce standardów oraz ogólnie przyjętych norm społecznych".

 

Kampania wyborcza dostarcza mi tyle radości, że postanowiłam się nią z wami podzielić. Nie liczcie jednak ani na ładny radiowy głos (mówi do was leniwa trans baba której nie chce się nawet brzmieć jak baba), ani jakiś pogłębiony poziom analizy, a już na pewno nie na wyjaśnianie wszystkiego jak leci i gładkie opowieści. Merytoryka jest słaba, risercz wybiórczy, a estetyka gorsza niż w Radiu Anarchia. Niestety jak już coś zrobię to nie umiem tego trzymać w szufladzie, więc no proszę, macie.

W pakiecie kolokwializmy, wulgaryzmy i ogółem dezynwoltura.


 

Tekst południowoafrykańskiego geopolityka z The Conversation o tym, że interesowi państw Afryki służy handel i czerpanie korzyści ze wszystkich możliwych źródeł, a ograniczanie się jedynie do relacji z USA lub blokiem BRICS nie jest korzystne dla nikogo.

 

Państwo policyjne

Królestwo policyjne

Draństwo policyjne

Kurewstwo policyjne

Pałki policyjne

Wałki policyjne

Penery policyjne

Afery policyjne

[mhmmmmm]

 

Stary tekst, który ukazał się kiedyś na lewica.pl i w Le Monde Diplomatique, ale lewica.pl nie umie nawet w https to wstawiam stąd.

 

Follow-up do zamieszczonego przeze mnie wcześniej tekstu Meduzy.

Brazylia i Indie mogly nie chcieć nowych członków, no to pokazano im kto w tym BRICS naprawdę rządzi.

 

Andriej Siergiejew Wczoraj, 12:27

Krótka hisroria BRICS

W 2001 r. główny ekonomista Goldman Sachs Jim OʼNeil w swojej analizie jako pierwszy wprowadził termin BRIC, aby opisać szybko rozwijające się wówczas rynki Brazylii, Rosji, Indii i Chin. W 2009 r. powstała wspólnota zrzeszająca te cztery kraje. Republika Południowej Afryki dołączyła w 2011 r. jako jedna z najszybciej rozwijających się gospodarek na kontynencie afrykańskim. Wraz z przyjęciem RPA nazwa BRIC uległa zmianie poprzez dodanie "s".

Zachodowi rośnie groźny konkurent. Pięć państw ma już plan Od tego czasu pięć krajów znanych jako BRICS pracuje nad zmniejszeniem zależności swoich gospodarek od zachodnich instytucji finansowych oraz udziału dolara w rozliczeniach.

Przywódcy Brazylii, Chin, Indii i RPA na spotkaniu w Johannesburgu pojawią się osobiście. Nie pojawi się za to przywódca Rosji. Władimir Putin boi się aresztowania — na podstawie nakazu Międzynarodowego Trybunału Karnego — i będzie komunikował się z innymi głowami państw wyłącznie za pośrednictwem wideo. Państwa członkowskie chcą zwiększyć swoje wpływy i zdegradować dolara. Oto dlaczego ten szczyt BRICS będzie inny niż wszystkie.

Szczyt BRICS w Brazylii. Przywódca Chin Xi Jinping, prezydent Rosji Władimir Putin, prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, premier Indii Narendra Modi, prezydent RPA Cyril Ramaphosa. 2019 r.Sergio LIMA / AFP Szczyt BRICS w Brazylii. Przywódca Chin Xi Jinping, prezydent Rosji Władimir Putin, prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, premier Indii Narendra Modi, prezydent RPA Cyril Ramaphosa. 2019 r.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), łączny udział krajów BRICS w globalnym PKB w ciągu ostatnich 30 lat zrównał się z udziałem G7, a w 2022 r. nawet nieznacznie go przekroczył.

Chiny są absolutnym liderem grupy — odpowiadają za dwie trzecie PKB bloku, podczas gdy USA wnoszą tylko jedną trzecią PKB w ramach grupy G7.

Świat stoi w punkcie zwrotnym Kreml lubi nazywać BRICS "unią większości", aby podkreślić, że Rosja świetnie sobie radzi z sankcjami i — wbrew nadziei Zachodu — nie została całkowicie odizolowana od reszty świata.

Warto tu podkreślić, że mieszkańcy państw członkowskich BRICS to 42 proc. światowej populacji, podczas gdy G7 tylko 10 proc. BRICS nie stanowi większości. Może się nią stać, o ile krajom uda się poszerzyć blok. Nie będzie to jednak łatwe.

— W ciągu 16 lat BRICS, niczym wielki statek, nieustannie płynął pod pełnymi żaglami pomimo gwałtownych fal i burz — tym zdaniem Xi Jinping otworzył poprzedni szczyt w czerwcu 2022 r. W tej metaforze jest ziarno prawdy.

Zaledwie cztery miesiące przed tamtym szczytem Rosja rozpętała wojnę w Ukrainie, pogrążając w chaosie system stosunków międzynarodowych. Więzi między krajami BRICS pozostały nienaruszone. Trzy państwa członkowskie — Chiny, Indie i RPA — wstrzymały się od głosu w głosowaniu ONZ w marcu 2022 r. w sprawie potępienia rosyjskiej agresji.

— Uważam, że świat stoi obecnie w punkcie zwrotnym. System stosunków międzynarodowych, który rozwinął się po 1945 r., przechodzi rodzaj kryzysu egzystencjalnego — wyjaśniła Sanusza Naidu, starsza specjalistka Instytutu Globalnego Dialogu w RPA. Stare zasady przestały obowiązywać, a nowe nie zostały jeszcze odkryte — i nie chodzi tylko o wojnę — stwierdziła ekspertka.

Przyszłość światowej gospodarki Wzrost aktywności gospodarczej po zakończeniu pandemii, zakłócenia w globalnych łańcuchach dostaw, a później inwazja Rosji na Ukrainę sprowokowały gwałtowny wzrost stóp procentowych banków centralnych na całym świecie. To zakończyło erę taniego pieniądza w krajach rozwiniętych, która trwała prawie 16 lat. Kraje globalnego Południa, które muszą zaciągać znaczne pożyczki, aby rozwijać swoje gospodarki i niwelować luki strukturalne, miały trudności ze spłatą swoich długów.

Chociaż BRICS istnieje od 14 lat, wzrost zainteresowania sojuszem nastąpił dopiero w latach 2022-2023, co zbiegło się z inwazją Rosji na Ukrainę. W tym czasie około 40 krajów wyraziło chęć przystąpienia do wspólnoty. 23 z nich złożyły formalne wnioski o dołączenie — m.in. Iran, Argentyna, Indonezja, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Egipt.

— W nowych realiach kraje rozwijające się mają coraz większą trudność z utrzymaniem stabilności makroekonomicznej, ponieważ gwałtownie rosnące koszty pożyczek międzynarodowych sprawiają, że ich gospodarki stąpają po chwiejnym gruncie — tłumaczy Sanusza Naidu. — Chęć dołączenia do sojuszu można wytłumaczyć próbami ponownego zabezpieczenia się przed ryzykiem — dodała. Według niej, kluczowym problemem obecnego systemu finansów i dyplomacji jest to, że "nie służy on już swojemu pierwotnemu celowi". A zdaniem krajów globalnego Południa, ten system już nie działa.

Chiny chciały pomóc

Według Afrykańskiego Banku Rozwoju, państwa kontynentu potrzebują około 100 mld dolarów (408 mld zł) inwestycji rocznie, aby wypełnić lukę infrastrukturalną w stosunku do krajów rozwiniętych. Chiny, uważane za kluczowy kraj BRICS, oferują im jednak korzystniejsze warunki udzielania pożyczek — zwłaszcza w porównaniu z globalnymi instytucjami finansowymi, takimi jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) czy Bank Światowy. — Warunki chińskich pożyczek są lepsze, zwłaszcza w porównaniu do pożyczek zachodnich — potwierdził rosyjski ekonomista Andriej Mowczan.

— Na przykład, jeśli jesteś państwem trzecim z dużym zadłużeniem, prędzej czy później będziesz musiał ponownie pożyczyć pieniądze. A pożyczki nie trwają wiecznie. Dziś korzystniejsze będą pożyczki w chińskich juanach. Po pierwsze, kurs juana jest niższy (niż waluty w krajach rozwiniętych — red.), a po drugie, ścieżka obierana przez przywódców Chińskiej Republiki Ludowej musi zakładać obniżenie wartości waluty w stosunku do dolara. Innymi słowy, zaciągasz pożyczkę w walucie, która sprawi, że wartość twojego długu w dolarach spadnie — tłumaczy ekonomista.

Czy powiększenie się BRICS jest realne? W obliczu globalnego konfliktu między Południem a Północą, przyjęcie nowych członków do BRICS nie będzie łatwe. Na przykład Argentyna mierzy się z wysoką inflacją i ogromnym zadłużeniem, którego nie jest w stanie spłacić. Wenezuela i Iran od dawna objęte są surowymi sankcjami. Eksperci twierdzą, że przystąpienie do sojuszu raczej nie pomoże rozwiązać wszystkich problemów tych i innych krajów rozwijających się.

Nie tylko Iran. Tak miliardy z Brukseli ratują gospodarkę Putina. W grę wchodzi handel diamentami — Państwa BRICS mają swoje własne ograniczenia strukturalne, własne problemy, a także własne interesy — dodaje Sanusza Naidu. Członkowie sojuszu nie są zgodni co do poszerzenia wspólnoty. Za włączeniem nowych krajów opowiadają się Chiny, które chcą zwiększyć swoją strefę wpływów, oraz Rosja, która potrzebuje nowych partnerów. Gdyby tak się stało, świat może stanąć na głowie. Silny sojusz BRICS odwraca porządek świata.

Przeciwnikiem pomysłu jest Brazylia, która obawia się, że grupa straci swój status, jeśli dołączy do niej duża liczba nowych członków. Indiom, które prowadzą spory terytorialne z Chinami, również nie podoba się perspektywa rosnących wpływów ich sąsiada. Republika Południowej Afryki nie określiła jeszcze swojego stanowiska — przynajmniej nie publicznie. BRICS podejmuje decyzje w drodze konsensusu, więc opinia każdego członka wspólnoty jest równie ważna.

BRICS przede wszystkim walczy z dolarem

— Nie sądzę, by przywódcy BRICS byli w stanie dojść do porozumienia w sprawie ekspansji podczas tego forum. Prawdopodobnie usłyszymy że sojusz będzie do niej dążył. Ale ramy czasowe i warunki będą kwestią wymagającą dalszej dyskusji — podsumowuje Sanusza Naidu.

BRICS przede wszystkim chce położyć kres zależności od dolara w zakresie płatności międzynarodowych. Ta kwestia nigdy nie była tak drażliwa, jak w 2023 r., kiedy Zachód zadał Rosji poważny cios gospodarczy, zamrażając jej rezerwy walutowe. Zachodnie władze zamroziły setki miliardów dolarów rosyjskich rezerw, choć nadal boją się przekazać te pieniądze na odbudowę Ukrainy.

UE ma plan na odbudowę Ukrainy. Już raz w historii zastosowano to rozwiązanie Formalnie BRICS posiada nawet własny bank — w 2014 r. w Szanghaju otwarto Nowy Bank Rozwoju, który finansuje projekty infrastrukturalne w krajach rozwijających się. Zatwierdzony portfel inwestycyjny banku wynosi około 30 mld dolarów (122 mld zł). Jednocześnie — w związku ze zbyt dużym ryzykiem — instytucja wstrzymała finansowanie projektów w Rosji zgodnie z sankcjami USA.

Rozkwit chińskiej waluty a waluta alternatywna dla dolara

Jednym ze strategicznych celów banku BRICS jest doprowadzenie do 30 proc. udziału rozliczeń między członkami wspólnoty w ich walutach.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, udział dolara amerykańskiego w rezerwach banków centralnych na całym świecie systematycznie spadał w ciągu ostatnich 30 lat, osiągając najniższy od ćwierć wieku poziom 59 proc. w 2020 r. Spadek częściowo wynika z wprowadzenia euro w 1999 r.

Amerykańska waluta jest wciąż wykorzystywana w globalnym handlu, prywatnych aktywach, długach i na całym światowym rynku walutowym — zauważyli analitycy ING Bank.

Według statystyk międzynarodowej organizacji instytucji finansowych SWIFT, dolar amerykański jest wykorzystywany w przypadku prawie połowy transakcji na świecie (42 proc.), a euro — jednej trzeciej (32 proc.). W przypadku chińskiego juana to jedynie około 2 proc. Mimo to udział waluty Chin rośnie dość szybko, zwłaszcza w ciągu ostatniego półtora roku — głównie ze względu na handel z Rosją, który dramatycznie wzrósł od wybuchu wojny w Ukrainie.

Według analityków ING, rosnący udział walut alternatywnych nie jest bezpośrednim zagrożeniem dla dolara, ale zwiększa konkurencję między walutami regionalnymi. Jednak to, że amerykańska waluta stoi przed wyzwaniami politycznymi i gospodarczymi, to fakt.

Dzięki niemu USA dominują na świecie. Oto pięć państw, które chcą to zmienić Cel niemożliwy do zrealizowania Jak wyjaśnia Andriej Mowczan, to, że kraje BRICS uzgodnią wspólną walutę, taką jak euro, jest praktycznie niemożliwe, ponieważ członkowie wspólnoty nie dzielą wspólnych przestrzeni gospodarczych i oferują swoje towary na zupełnie różnych rynkach.

Teoretycznie członkowie sojuszu mogliby zgodzić się na utworzenie wspólnotowego instrumentu finansowego, który byłby wykorzystywany we wzajemnych rozliczeniach między państwami. Instytucja nie odegrałaby jednak roli w obrocie na rynkach poszczególnych krajów. Najlepszym przykładem jest ECU (European Currency Unit), instrument płatniczy używany do rozliczeń między krajami UE przed wprowadzeniem euro.

Mowczan powołuje się na przykład obiegu dolara w Rosji w czasie niestabilności finansowej w latach 90. 30 lat temu dolar obywatele w rosyjskich sklepach mogli płacić dolarami. Wciąż była to waluta międzynarodowa, krążąca w Rosji, ale z centrum emisyjnym na zewnątrz.

— W kwestii waluty należy zwrócić uwagę na dwa ważne czynniki: kto kontroluje jej emisję i kto zarządza procesem inwestycji (lub jest beneficjentem oszczędności w tej walucie). Na przykład w przypadku dolara, Stany Zjednoczone otrzymują cały dochód, a także wszystkie korzyści z inwestowania w niego, ponieważ pozwala im to na budowanie zadłużenia zagranicznego. To samo dotyczy juana — wyjaśnił Mowczan. W związku z tym nic wielkiego nie zmieni się na świecie po wprowadzeniu chińskiej waluty — podsumował rozmówca Meduzy.

Chiny trzymają rękę na pulsie

Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva, lewicowy polityk, który jest znanym krytykiem "hegemonii dolara", wiosną tego roku poparł ideę wspólnego instrumentu płatniczego. Co więcej, zasugerował, że kraje BRICS powinny później wprowadzić wspólną walutę, "tak jak Europejczycy wprowadzili euro".

Mowczan przypomniał, że "BRICS jest sojuszem z absolutną dominacją Chin zarówno pod względem wielkości gospodarki, możliwości finansowych, jak i stosunków handlowych".

Jeśli grupie uda się uzgodnić wspólny instrument płatniczy, prawdopodobnie będzie to system faworyzujący juana. To dałoby Chinom możliwość obrony własnych interesów w tym segmencie światowego handlu. Ale nie chodzi o konkurowanie z dolarem — to zupełnie różne rzeczy.

Chiny muszą prowadzić politykę, która doprowadza do konsekwentnego spadku wartości juana w stosunku do dolara — to pozwala na tańszą produkcję, a tym samym zwiększenie podaży na rynkach międzynarodowych. Jeśli następnie wspólna waluta oparta na juanie będzie mogła zastąpić dolara w rozliczeniach wielu krajów z chińskim rynkiem, wówczas Chiny otrzymają po prostu mniej dolarów. Jeśli popyt na dolary będzie się utrzymywał, juan tylko delikatnie straci na wartości. — Dla Chin będzie to centralny punkt procesu tworzenia jednej waluty BRICS — dodał Mowczan.

Klub przywódców o podobnych pomysłach

Pomimo ambitnej agendy szczytu w 2023 r., jest jeszcze za wcześnie, aby porównywać BRICS z G7, a tym bardziej z NATO, choć niektórzy członkowie wspólnoty bardzo chcieliby to robić. Główną różnicą między BRICS a szeroko rozumianym Zachodem jest to, że członkowie sojuszu nie są związani żadnymi zobowiązaniami — w rzeczywistości wspólnota wciąż jest klubem krajów o podobnych interesach.

— BRICS nie ma wspólnej przestrzeni celnej, wspólnej przestrzeni walutowej ani wspólnej przestrzeni handlowej — czyli w rzeczywistości nie ma żadnych zobowiązań — wylicza Andriej Mowczan.

Obecnie interesy członków BRICS są zbieżne, ale nie wiemy, czy tak będzie zawsze. Sojusz składa się z państw różnych pod względem ustroju i polityki. Indie, Brazylia i RPA są demokracjami, podczas gdy Rosja i Chiny są autokracjami. Indie, które niedawno stały się członkiem QUAD, sojuszu wojskowego Indo-Pacyfiku pod przywództwem USA, nadal mają nierozwiązany spór terytorialny z Chinami w Tybecie.

Musimy pamiętać, że pomimo wzrostu gospodarek BRICS, przepływy pieniężne z tych krajów są nadal redystrybuowane na Zachód, a rekordowa liczba najbogatszych obywateli opuszcza państwa bloku. Według Henley & Partners, firmy konsultingowej, która pomaga w uzyskaniu obywatelstwa poprzez inwestycje, w ubiegłym roku około 40 tys. milionerów opuściło kraje BRICS. Rekordzistami były kraje Władimira Putina i Xi Jinpinga: Rosję opuściło 15 tys. milionerów, a Chiny — 13 tys. Dla porównania, 8 tys. milionerów wyjechało z Indii, a 2,5 tys. — Brazylii.

Ze statystyk wypływa wniosek, że najbardziej aktywni i zamożni obywatele krajów członkowskich BRICS nie wierzą jeszcze w ich dobrobyt i wolą trzymać swoje pieniądze w krajach zachodnich, gdzie ryzyko polityczne i finansowe jest niższe.

Andriej Siergiejew Źródło: meduza.io

 

Katarzyna Stefańska

Jest mu dobrze, bo urwał kontakt z matką - "skorupą bez uczuć". -Nie pamiętam, żeby mama mnie przytulała, żeby mnie chwaliła, żeby czytała mi bajki i poświęcała czas. Bardzo mi tego brakowało, dlatego jako kilkulatce wydawało mi się, że zamienili mnie w szpitalu. Że moi prawdziwi rodzice się zorientują i mnie stąd zabiorą. I powiedzą, że mnie kochają - mówi 53-letnia Katarzyna.

Marta, 52 lata: - Nie byłam dzieckiem oczekiwanym i chcianym. I to czułam. Te jej karcące spojrzenia, ta złość, z którą patrzyła na mnie za każdym razem. Nigdy mnie nie zaakceptowała. Mówiła mi, że "ja nie rokuję".

Równie dobrze mogłabym się przytulać do krzesła Ten tekst miał nie powstać. Ale po rozmowach z osobami DDA uznałam, że muszę go napisać. Bo obok traum z dzieciństwa związanych z przemocowym pijącym ojcem, moje rozmówczynie mówiły też o matkach - zasznurowanych emocjonalnie i nieokazujących uczuć. O dziecięcej rozpaczy związanej z brakiem poczucia bezpieczeństwa w rodzinie. Mówiły o łaknieniu miłości kilkuletnich dzieci, której nigdy nie otrzymały. A potem przeczytałam komentarze pod tekstem.

"Ja w wieku 5 lat byłem całkiem zniszczonym, małym człowiekiem. Czy Wy wiecie, że ja nie pamiętam żadnego przytulenia, pocałunku? Jedyne zdjęcie z tego okresu, jakie mam to ja - owszem, w ładnym białym ubranku - ale z oczami, w których widać cały smutek świata" - brzmi jeden z nich.

Następny: "Ja też nie doznałam przytulenia od matki, czasem próbowałam się do niej przytulać, ale równie dobrze mogłabym się przytulić do krzesła. Nie była uzależniona, po prostu mnie nie kochała i nie chciała".

Ktoś inny pisał, że w końcu jest mu dobrze, bo urwał z matką kontakt. Ktoś jeszcze, że jego matka to "skorupa bez uczuć".

Matka mi mówiła: Jesteś cały ojciec -Nigdy nie czułam się akceptowana. Nikt mnie nigdy nie przytulał. Nie pamiętam jakiejś fali łagodności, gdy cię ktoś dotyka. Wie pani, kiedy to poznałam? Jak zostałam mamą. Dopiero wtedy odkryłam, jak kojący może być dotyk drugiego człowieka. Ojciec mnie bił, ale nawet wtedy go lubiłam. Przynajmniej był jakiś, imponował mi. A matka miała wybór. Wolała być ofiarą i tkwić w tym, niż ratować dzieci i siebie. Poświęciła nas. Mnie szczególnie. Bo mnie nie akceptowała, bo za bardzo jej go przypominałam. Mówiła: „Jesteś cały ojciec". Pamiętam ten smutek małego dziecka, bo wiedziałam, że go nie lubi. Czyli nie lubi też mnie. A ja chciałam tylko akceptacji. I przynależności - mówi Marta.

Twierdzi też, że największy żal ma właśnie do matki. Ale, podobnie jak autorzy niektórych komentarzy, już przestała się starać i zabiegać o jej miłość:

-Całe życie szukałam jej akceptacji, ale mam już wyjeb*ne. Zrobiłam się w stosunku do niej obojętna. To co miała dać mi moja matka, dała mi w dzieciństwie - mówi.

-Czyli co?

-Nic. Nic mi nie dała. Umarła we mnie jakaś sfera i już nie chcę z nią kontaktu. Lepiej mi bez niego.

Deficyt matczynej miłości Joanna Kalecka, łódzka psycholożka i psychoterapeutka mówi o deficycie miłości matczynej w kontekście głębokiej rany, którą nosi w sobie dorosły człowiek:

-Słyszę w tym zdaniu dużo rzeczy. Głęboki uraz i ranę. I faktycznie, jeśli matka nie widzi dziecka, jest obojętna i ignoruje wszystkie starania, a dobroć wysyłana w jej kierunku jest odrzucana, to lepiej jest odejść, niż być traumatyzowanym ciągle w ten sam sposób. Bo to przerwanie pętli, w której powtarzamy ciągle jedno zachowanie licząc, że przyniesie inny efekt. A ono nie przynosi. Wtedy lepiej dla tej osoby jest, aby chroniła swoją integralność. To bardzo często służy. Ale nie mogę stwierdzić kategorycznie, że to służy zawsze. Bo odcięcie tej gałęzi od drzewa też jest niezwykle trudne i bolesne.

Psycholożka jednocześnie podkreśla, że każda osoba i jej historia jest inna. To indywidualne podejście jest najważniejsze w terapii: - Zawsze szukam balansu i tego, co jest dobre dla danej osoby. Czasem pomaga dostrzeżenie ambiwalencji matki, na zasadzie "mama była zimna i przez to mam ranę i cierpię. Mogę się na to złościć, mogę doświadczać gniewu, ale dała mi dom i próbowała mnie kochać na swój sposób, może nie potrafiła po prostu tego wyrazić". A z drugiej strony, w sytuacji dziecięcych dramatów, nie przeszłoby mi przez gardło zdanie "Mama panią kochała", bo to by było potworne dla tego straumatyzowanego człowieka - twierdzi.

I dodaje: - Wydaje mi się, że ten sukces terapeutyczny jest wtedy, kiedy dostrzegamy ambiwalencję. Że jest coś, co nas na karmiło i jest też coś, co nas strasznie zraniło.

Stare lalki pod choinką -Nie uważam, żeby moja mama była pozbawiona uczuć. Ona nie potrafiła ich wyrażać. Weszła w rolę ofiary przemocowego męża i się w niej ugościła. Do tej pory mówi, jakie miała ciężkie życie. Ona, jakby nie było w nim dzieci, nad którymi ojciec się znęcał, a ona nigdy mu się nie przeciwstawiła. W tym dramacie była tylko ona. Zawsze była tylko ona. Ale myślę, że nie jest wydmuszką bez uczuć. Z perspektywy czasu i terapii, wiem, że to poraniony i pozamykany w sobie człowiek, który nigdy nie powinien mieć dzieci. Dla niej liczył się tylko porządek i poukładane od linijki rzeczy w szafkach. Zupełnie nie wiem, po co jej byliśmy, jej wystarczył wypucowany dom. Jedyne czego mnie nauczyła, to sprzątać - mówi Katarzyna.

I dodaje: - Ale poraniła mnie bardzo, chociaż już to przepracowałam na terapii. Pamiętam, że kiedy urodziłam swoje pierwsze dziecko, chciałam jakoś się podzielić z nią tymi uczuciami, trudnym porodem. Aż uświadomiłam sobie, że jej to w ogóle nie interesuje. Siedziała obok w samochodzie, patrząc kamiennym wzrokiem. Albo kiedy zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Miałam 30 lat, dwoje małych dzieci. A ona się na mnie za to obraziła. Usłyszałam tylko, "jak mogło ją to spotkać". Zero przytulenia, wsparcia, tylko emocjonalne odrzucenie. I milczenie przez kilka dni.

Marta: - W moim domu nie było celebracji urodzin albo świąt. Pamiętam, jak z siostrą wkładałyśmy pod choinkę stare lalki, żeby tylko coś dostać. Nie pamiętam żadnego gestu otuchy i poczucia, że czuję się przy mamie dobrze. Nigdy nie powiedziała, że mnie kocha. W ogóle całe dzieciństwo czułam się tak, jakbym nie pasowała do tej rodziny. Bo rodzeństwo było takie grzeczne, a ja zawsze rozrabiałam, żeby zaskarbić sobie jej uwagę. I jej to sprawiało problem, byłam dla niej obciążeniem. Spodziewała się po mnie najgorszego. Może nawet tego, że skończę tak samo, jak ojciec alkoholik. Bo przecież jestem do niego tak podobna... Ostatnio usłyszałam, że jest zaskoczona, bo tyle osiągnęłam w życiu zawodowym. I że jestem taką dobrą matką.

Jak małpki z eksperymentu Joanna Kalecka podkreśla, że powodów takiego zachowania matek może być kilka: - Deficyt miłości wynika z kryzysu relacyjności. Matki mogą być nieobecne, zapracowane. Przyczyną może być choroba lub depresja, trudności życiowe. Jeśli mówimy o DDA, to taką matkę zabiera też alkohol. Może być tak, że ta matka sama nie dostała tych uczuć. Kobiety w naszym kraju noszą duże brzemię. Ciężar zajmowania się domami, odpowiedzialności za wiele rzeczy. W przypadku rozwodu to one zostają z dziećmi, one zostają z domami i radzeniem sobie. To wszystko jest na ich barkach.

Psycholożka jednocześnie przyznaje, że brak okazywania uczuć może mieć katastrofalne skutki w rozwoju młodego człowieka. Przytacza eksperyment Harry'ego Harlowa, który analizował zachowania społeczne makaków. Okazało się w nim, że potrzeba bliskiej relacji jest u naczelnych ważniejsza niż nawet potrzeba zaspokojenia głodu. To samo można odnieść do ludzi: - Nieprzytulane dzieci wykazują mniejszą zaradność, mniejsze poczucie sprawczości, większą lękowość. Taki syndrom wycofywania się. Jak małpki z eksperymentu, którym części dano do przytulania pluszową matkę, a innym drucianą. I te ostatnie wpadły w chorobę sierocą. Brak uczuć, brak miłości, brak akceptacji jest potwornie traumatyzujący. To jest taki podświadomy przekaz: "nie chcę cię". Zimny chów bardzo oddziałuje na psychikę - mówi

Joanna Kalecka podkreśla, że deficyt uczuć nie ma wieku i mogą go doświadczać zarówno osoby dojrzałe, jak i dzisiejsi dwudziestolatkowie, którzy zgłaszają się na terapię: - Mam wrażenie, że deficyt uczuć nie ma reguły. Czy to jest osoba po 70 czy po 40. Także to młode pokolenie, trzydziestolatków i dwudziestolatków też jest osamotnione. To, co zawsze podkreślam, to że oni się zgłaszają osamotnieni, a ich rodzice są bardzo zapracowani. Bo często dla takiej matki wygodne jest, kiedy dziecko zajmuje się sobą, sięga po telefon czy gry komputerowe i one przez jakiś czas nie muszą się nim zajmować. Bo mogą być wtedy w swoim świecie. Ale to też jest osamotniające. To jest też o relacjach, o braku relacji. Potem, choćby nie wiem, jak się starały, ciężko jest to nadrobić.

Kontakt z matką to ciążący obowiązek -Ja z moją mamą, teraz starszą panią nie prowadzę żadnych szczerych rozmów. Nie ma to sensu. Bo ona nie zrozumie. W życiu się nie przyznała do błędu, nie ma w sobie empatii. W rozmowach skupiona jest tylko na sobie. My gadamy tylko o pogodzie - mówi Katarzyna.

Joanna Kalecka: - Są metody, aby się z tym bólem godzić i są metody, aby tę traumę przeżywać i opłakiwać. To radzenie można porównać do rany na ciele, która ma szansę się zagoić, natomiast może zostać do końca życia blizna, która jest wrażliwa. I która będzie uaktywniać się w niektórych sytuacjach. I doskwierać.

Marta mówi, że kontaktuje się z matką rzadko, tylko kiedy jest to konieczne. Czasem nie rozmawiają ze sobą po kilka miesięcy, ale to zawsze ona dzwoni, bo jak mówi, "To ja muszę się ukorzyć".

Pytam, czy brakuje jej tego kontaktu.

-Broń Boże - mówi. - Ja teraz odżyłam. Bo kontakt z moją matką nigdy nie był dla mnie przyjemnością. To obciążenie, obowiązek i przyzwoitość.

view more: ‹ prev next ›