Publicystyka

199 readers
1 users here now

Nie uwierzycie; to miejsce na *publicystykę!

Prosimy o nie wrzucanie artykułów i innych dzieł gatunku informacyjnego, od tego są inne społeczności.

*publicystyka [niem. < łac.], wypowiedzi (piśmiennicze i kolokwialne) na aktualne tematy (publicystyka jest klasyfikowana w zależności od dziedziny, której dotyczy na: społeczną, polityczną, gospodarczą, kulturalną), przedstawiające wyraźne poglądy i opinie, często o charakterze polemicznym, tendencyjnym lub wręcz prowokacyjnym. - https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/publicystyka;3964321.html

founded 3 years ago
MODERATORS
1
 
 

[Disclaimer]: Wrzucający nie w pełni podziela wszystkie sympatie i opinie pani profesorki, poza jedną: budowanie pomostów pomiędzy skrajnie rozbieżnymi mentalnościami niestety nie ma sensu – orędownik Filaryzacji Społecznej-Konsocjonalizmu jako preferowanego rozwiązania cywilizacyjnego (ustrojowego?) w miejsce większościowej (i dodatkowo majoryzowanej D'Hondtem) demokracji przedstawicielskiej.

2
 
 

Chciałoby się powiedzieć Tuskowi i liberałom: "Miałeś, chamie, złoty róg”. PiS wystawił nieznanego, słabego kandydata - trupami w szafie - mimo to wygrał wybory z kandydatem wspieranym przez większość mediów oraz rząd, który zaledwie półtora roku wcześniej doszedł do władzy na fali ogromnej mobilizacji społecznej. To nie Nawrocki wygrał. To liberalny establishment przegrał.

Nie da się wygrywać, nie wierząc w nic, nic nie robiąc, żyjąc przeszłością i ignorując rosnące nierówności, zablokowane szanse awansu społecznego, rosnące koszty życia. Gardząc słabszymi, łamiąc obietnice wyborcze. Będąc głuchym na głosy ludzi, wiedząc wszystko najlepiej. Szantaż moralny elit przestał działać — i już nigdy nie zadziała.

Tusk wrócił do władzy po 2023 roku i uznał, że wystarczy wsadzać PiS-owców do więzień, wrzucać "zabawne" wpisy do internetu i robić dokładnie to, co robił przed 2015 rokiem. Czyli – nic. No dobrze, może niezupełnie nic.

Koalicja miała walczyć z nepotyzmem — a szybko pobiła PiS w obsadzaniu "swoimi" wszystkich możliwych stanowisk. Rząd miał przywrócić praworządność — zrobił z Giertycha twarz rozliczeń. Miał naprawić służbę zdrowia — kolejki do lekarzy się wydłużyły. Miał chronić środowisko — chciał strzelać do bobrów, dalej masowo wycinał lasy, zawiesił walkę ze smogiem. Miał naprawić mieszkalnictwo — przepychał dopłaty dla deweloperów i głodził mieszkalnictwo społeczne. Miał zmienić sytuację mniejszości seksualnych i kobiet — nie zrobił nic. Miał wzmocnić pozycję Polski na arenie międzynarodowej — nasza prezydencja w UE odbywała się w ciszy, a o sytuacji na Wschodzie nikt z nami nie rozmawia. Miała być sprawczość — a Duda zawetował tylko 5 ustaw. Po co wam był ten prezydent? Żeby znowu nic nie robić?

Czy liberałowie wyciągną wnioski? Wątpię. Elity liberalne są głuche i stetryczałe. Nie tylko w Polsce. Za porażkę Trzaskowskiego w 90% odpowiada Tusk. Powinien podać się do dymisji. Nowy rząd musi w końcu zacząć rządzić. Realizować obietnice. Zarzucić Nawrockiego projektami ustaw. Macie dwa lata. Do roboty.

3
4
 
 

Z Vinted jest trochę tak, jak z głosowaniem na prezydenta w drugiej turze. Niby robisz coś pożytecznego, bo spełniasz obywatelski obowiązek, ale dokonujesz wyboru pomiędzy złem i mniejszym złem, odkrywając na końcu, że tak naprawdę są jednym i tym samym.

Analogicznie kupowanie z drugiej ręki pozornie wydaje się mniej szkodliwe niż pogoń za nowościami, ale ostatecznie wszystkie ciuchy – nawet te, które miały kilka żyć – z powodu nieopłacalności i nieuregulowanej polityki dotyczącej recyklingu lądują na Globalnym Południu i je zaśmiecają.

5
 
 

Wpis Bartosza Migasa z FB

BTW polecam jego kanał "Z Archiwum XD" i autorską audycję na kanale NaTemat.pl.


To co się dzieje w polityce jest w gruncie rzeczy dość proste do wyjaśnienia i przewidzenia.

Struktura społeczna od zarania dziejów wyglądała bardzo podobnie - większość majątku i władza religijna/polityczna skupiona w wąskim gronie elit i masy ludzi walczących codziennie o przetrwanie i wykarmienie rodziny przy pługu, młocie, warsztacie, czy z bronią w ręku. Tak wyglądały z grubsza miasta starożytnego Sumeru, tak wyglądała Judea czasów Jezusa, na takich fundamentach stało Cesarstwo Rzymskie, taką strukturę prezentowały średniowieczne państwa, chińskie i japońskie cesarstwa, imperia Inków i Azteków, wiktoriańska Anglia, Imperium Osmańskie i z grubsza tak wygląda dziś Brazylia, Indie czy RPA.

Tzw. Zachód zrobił wyłom od tej zasady w okresie XX wieku, kiedy w pierwszej połowie zaczęły pojawiać się pierwsze jaskółki redystrybucji bogactwa od bogatej elity do mas społecznych, które rozwiną się na dobre po II WŚ w postaci państw dobrobytu, z wysokim opodatkowaniem zamożnych, licznymi programami socjalnymi i rozwojem usług publicznych. Był to właściwie jedyny moment w historii, kiedy uczciwie pracujący ludzie trudniący się codzienną mozolną pracą mogli odczuwać względne bezpieczeństwo, że będą mieć dach nad głową, opiekę zdrowotną, dostęp do publicznej edukacji dla ich dzieci i zabezpieczenie na starość. Ale wraz z nadejściem neoliberałów ten eksperyment się skończył, a to co obserwujemy od pół wieku to powrót do ustawień fabrycznych ludzkości.

Bogatym odpuszczono podatki i poluzowano regulacje rynków globalizując je, co szybko przyniosło efekty. Bogate elity miały coraz mniej obowiązków wobec państwa i społeczeństwa, a coraz więcej możliwości do bogacenia się. I jak to zawsze w historii bywało bogaci niczym czarne dziury zaczęli wysysać frukta z ekonomii. Widać to na wielu przykładach np. mieszkania komunalne wyprzedano klasie robotniczej i średniej, która jednak zaczęła następnie wyprzedawać nieruchomości w ręce bogatszych - widać to choćby na przykładzie UK czy Polski, gdzie w kilka dekad nieruchomości na masową skalę przepłynęły od pojedyńczych właścicieli w ręce różnej maści landlordów czy funduszy inwestycyjnych zwięszkając dodatkowo pasywny przychód ich właścicielom, pozwalając im na kupowanie coraz to nowych nieruchomości i wysysać z rynku także te dopiero co wybudowane pod najem. Podobny mechanizm możemy jednak zaobserwować też w przypadku publicznego majątku wspierającego usługi publiczne - publiczne przedsiębiorstwa masowo poszły pod młotek trafiając w ręce bogaczy, którzy kroili je na kawałki, przenosili produkcję do trzeciego świata, lub też odwrotnie, budowali monopole - w każdym razie to co kiedyś służyło całości społeczeństwa obsługując podstawowe potrzeby (poczta, opieka zdrowotna, edukacja, transport, telekomunikacja, energetyka) przekształciło się w biznesy, które generowały dochody już tylko dla bogatych właścicieli nowopowstałych spółek prywatnych żywiących się publicznym niegdyś majątkiem.

Dziś kiedy przeciętny Kowalski wydaje na cokolwiek, część monet zasila fortunę bogatego właściciela - płacisz za wynajem mieszkania - brzdęk, płacisz ratę kredytu hipotecznego - brzdęk, płacisz za prywatne przedszkole - brzdęk, płacisz za internet, telefon, ubezpieczenie na życie - brzdęk. Ale bogacze nie wysysają pieniędzy tylko ze społeczeństwa, ale też z rządów. Pozbawione wpływów podatkowych rządy, które wyprzedały dużą część majątku są zależne od wyborców, muszą więc dostarczać usługi publiczne, tylko że coraz trudniej jest to robić bo 1) nie ma wpływów podatkowych od bogaczy, którzy płacą niskie podatki lub unikają ich wogóle 2) nie mają insfrastruktury bo została wyprzedana (szpitale, elektrownie, koleje). Co więcej robią rządy? 1) Obciążają coraz bardziej podatkami zwyklych ludzi (procentowo największe podatki płacą osoby zatrudnione na umowę o pracę) 2) utrzymują wysoki VAT (obciążając konsumpcję, która jest największa u zwykłych ludzi, bo bogacze większość pieniędzy inwestują lub zachowują) 3) obniżają jakość usług publicznych z uwagi na brak środków na ich sfinansowanie 4) jeśli już oferują usługi publiczne to albo płacą za nie bogaczom (np. kontrakty NFZ z prywatnymi NZOZami) lub zadłużają się u bogaczy emitując obligacje itp.

Receptą na ten stan rzeczy miał być stały wzrost - im więcej wyprodukujemy tym więcej będzie do podziału i nawet jeśli ten podział jest nie do końca uczciwy, to nadal wszyscy będą odczuwać polepszenie warunków życia. Tylko, że bogacze są niczym czarne dziury, które im większą mają masę tym szybciej i więcej wysysają materię dookoła. Twoja pensja wzrosła kilka razy w ciągu ostatniej dekady, w której wybudowano tysiące nowych mieszkań? To fajnie, ale ceny nieruchomości również wzrosły, ceny kredytów też, a większość z tych mieszkań trafiła do wąskiego grona ludzi, którzy czerpią z nich dochody. Masz więcej pieniędzy na konsumpcję? To fajnie, ale ceny wszystkiego poszły w górę - energia, czynsze, jedzenie, ubezpiezpieczenia. Zarabiasz więcej, masz więcej rzeczy dookoła siebie, ale na fundamentalnym poziomie nadal nie masz zabezpieczenia podstawowych potrzeb, na które musisz cały czas tyrać. Kto nie ma mieszkania nadal na nie nie zarobi, kto ma wiele mieszkań temu zostaną dodane nowe.

Co to ma wspólnego z wyborami? Wszystko. Klasa pracująca już od dawna jest pod silną presją i wizja poprawy bytu oddala się coraz bardziej - praca jest automatyzowana, warunki pracy uśmieciowiane, usługi publiczne obcinane, obciążenia podatkowe (PIT i VAT) relatywnie wysokie, koszty życia (czynsz, energia, jedzenia) uniemożliwają odkładanie na przyszłość, zabezpieczenie emerytalne jest coraz bardziej iluzoryczne. Jeśli startujesz jako człowiek niezamożny to prawdopodobnie takim zostaniesz do końca życia, przykro mi, ale system oferuje coraz mniej i coraz trudniejsze drogi do wskoczenia na wyższy poziom. A tutaj też jest presja - AI właśnie zbiera się do wycięcia z rynku podstawowych prac biurowych i inteligenckich (np. tłumacze, juniorskie stanowiska w korpie), w tym samym czasie upadające usługi publiczne pauperyzują masę urzędników i pracowników publicznych (np. nauczyciele, pocztowcy, kolejarze, pracownicy instytucji kultury). Drobne biznesy wycinają z rynku monopole (Żabki, sieci piekarni, markety) masowa produkcja taniego i guwnianego sprzętu odbiera chleb rzemieślnikom (znikają szewcy, krawce, serwisanci sprzętów RTV i AGD). Klasa średnia rozrywana jest na strzępy na naszych oczach - większość z nich już wkrótce zasili niezamożne masy społeczne, a tylko nieliczna grupa doszusuje bliżej w pobliże bogatych (wykwalifikowani specjaliści, kadra managerska, przedsiębiorcy, posiadacze mniejszych majątków generujących pasywny dochód).

I teraz nadchodzą wybory i masy ludzi codziennie bytujących pod presją, czujący na plecach oddech landlorda, wierzycieli lub AI, tacy którzy obawiają się restrukturyzacji ich firm, zamrożenia podwyżek, podwyżek cen kredytów, energii czy żywności, ludzie stojący w coraz dłuższych kolejkach do lekarzy, walczący o miejsce w publicznym złobku, tacy ludzie dostają do ręki kraty wyborcze.

Łatwo jest skierować gniew ludzi stojących w kolejce do lekarza czy walczących o miejsce w publicznym żłobku na imigrantów i Ukraińców z którymi konkurują o kurczące się usługi publiczne.

Łatwo jest skierować gniew ludzi ledwo wiążących koniec z końcem na Żydów sterujących gospodarką czy brukselskich urzędników nakładajacych bzdurne prawa podnoszące ceny prądu czy jedzenia.

Łatwo jest przekonać ludzi płacących wysoki podatek dochodowy i VAT od swoich marnych pensji, że państwo ich okrada i karze podatkami za pracę.

Łatwo jest wywołać nienawiść do kobiet wśród młodych mężczyzn, którzy z uwagi na swój status finansowy mają problemy z założeniem rodziny, kiedy kobiety mają większe możliwości wżenienia się w majątek, więc naturalnie poszukują lepiej usytuowanych partnerów (tak, środowisko redpillowe i wykopowi incele nie biorą się znikąd).

Nie dziwcie się więc wynikom wyborów kiedy liberałowie w rządzie obcałowują rączki Brzoskom tego krajo pierdolącym kocopoły o upadku etosu pracy, kiedy zakochani w pojedyńczych historiach sukcesu liberalni pismacy opowiadają farmazony o tym jak ciężką pracą ludzie się bogacą i chcieć to móc, kiedy dyżurni etycy zainstalowani na profesorskich stołkach grzmią o upadku moralnym pospólstwa ze swoich katedr niczym bóg starotestamentowy.

Nie dziwcie się, albowiem będzie tego tylko więcej i mocnej, im szybciej będą bogacić się giełdy, a zadłużać gospodarstwa domowe i rządy, im szybciej będą rosnąć dochody najbogatszych a dłużej stać w miejscu wynagrodzenia w relacji do całości PKB, im więcej będzie rosnąć efektywność, a kurczyć się zasób dóbr, które można nabyć za przeciętne wynagrodzenia, im szybciej będzie rosnąć majątek wąskich elit, a im bardziej będzie oddalać się perspektywa na dach nad głową, rodzinę i porządną edukację dla przeciętnych zjadaczy chleba.

Tak, to jest tak proste.

6
 
 

Błagam, przestańcie słuchać i czytać cwaniaków, którzy piszą to co piszą bo mają w tym żywotny materialny interes. Albo bo poczuli się strasznie mądrzy obejrzawszy jakiś film na jutubie o jakichś tajemnych machinacjach i teraz próbują was szantażować moralnie.

7
8
9
10
11
12
13
14
 
 

Jutuber Książulo nagrał film o Jadłodajni na warszawskim Żoliborzu. I, jak informują media, teraz ta się zamyka m.in. z powodu nadmiaru nowej klienteli, rozmaitych „testerów” i „poszukiwaczy kulinarnych przygód”.

— Książulo narobił nam sporo kłopotów. Odkąd tyle osób usłyszało o naszej jadłodajni, to codziennie mamy ręce pełne pracy. Jestem już zmęczona tym rozgłosem — powiedziała w październiku w rozmowie z Raportem Warszawskim pani Maria, właścicielka baru.

„Niedawno do urzędu dzielnicy wpłynął wniosek o wypowiedzenie umowy najmu. Złożyła go sama właścicielka. Miała nie mieć już siły w prowadzeniu biznesu, zwłaszcza po nagłym wzroście popularności” – informuje Raport Warszawski.

Nie oceniam tutaj intencji jutubera, nie on tu jest bowiem tematem sam w sobie. Może chciał dobrze, nie w tym rzecz. Chodzi o to, że w internecie pojawił się natychmiast hejt na właścicielkę, że „nie umie prowadzić biznesu”, „typowe polskie narzekanie na wszystko”, „pierwszy raz widzę, żeby ktoś zwijał działalność z powodu osiągnięcia sukcesu”.

Otóż właśnie, niektórzy „wizualizujący sobie” biznes na ścianie pokoju nie rozumieją, że innym nie chodzi o to, żeby cały czas rosnąć jak komórka rakowa. Dla niektórych sukces, to po prostu nakarmienie stałego grona osób, dzięki czemu można jednocześnie utrzymać odpowiednią jakość oraz nie zaharować się na śmierć.

Bar nazywał się celowo po prostu Jadłodajnia, ukryty był na tyłach urzędu. Bez żadnych reklam i szyldów. Niektórzy uważają, że widocznie potrzebują rozgłosu, bo starsze panie sobie nie radzą z reklamą. Dla młodych wilczków nie do pomyślenia jest, że niektórzy sobie nie życzą wręcz rozgłosu. Wystarczy im stała klientela i ewentualnie poczta pantoflowa na osiedlu. Zanim więc zaczniesz „pomagać”, warto zapytać, czy ktoś potrzebuje tego rodzaju wsparcia, że nagle dowiedzą się o twoim malutkim barze hordy poszukiwaczy przygód, którzy najczęściej przyjdą raz i polecą za kolejną atrakcją.

Znam takie bary, we Wrocławiu jest szczególny, który bardzo lubię. Nie ma żadnej reklamy na zewnątrz, nie zachęca specjalnie do wejścia. Od razu można domyślić się, o ile ktokolwiek go zauważy, że prowadzącym nie zależy na szumie medialnym. I tak faktycznie jest. Karmią niezamożnych ludzi z okolicy od dziesiątków lat i mają dokładnie tylu mniej więcej gości ilu im potrzeba. Dlatego nigdy nie podaję w internecie jego namiarów.

Taka postawa jest zrozumiała dla każdej przeciętnie inteligentnej osoby. Niektórym jest dobrze z tym co mają. Nie gonią wiecznie króliczka, nie chcą budować kolejnej sieci barów szybkiej obsługi i stać się milionerami. Kosztem relacji z dotychczasowymi gośćmi i kosztem swojego zdrowia bardzo często.

Takie miejsca prowadzone są zwykle przez starsze osoby, które robią coś, bo lubią, dla ludzi, których znają, bo nie chcą siedzieć samotnie w domu, a nie po to, żeby budować imperia biznesowe i ostatnie lata życia spędzić w kołowrotku, w pogoni za zyskiem. Dlatego prowadzą ten mały zakład rzemieślniczy, choć wiedzą, że nikt po nich go nie przejmie, prowadzą mały bar dla sąsiadów, prowadzą mały sklepik z wyselekcjonowanymi ubraniami pod gust starszych osób. Czasem mają niesamowite nazwy jak „Gracja” albo „Fantazja”, a nie udające zachodnie sieciówki.

Dla nakarmionych bzdurami i kołczingiem z internetu ludzi to jest najwidoczniej nie do wyobrażenia. Przecież jeśli ktoś nie chce więcej i więcej, to jest „przegrywem”. Kapitalizm tak działa, że wtłacza w ludzi taką postawę, że muszą konsumować i produkować coraz więcej, bo PKB musi bezustannie rosnąć.

Xavier Woliński

PS. Do fanów Książula, bo tacy pojawili mi się w komentarzach na social mediach tl;dr: Przypominam, że to tak naprawdę nie jest tekst o Książulu, którego, jak pisałem, intencji nie oceniam, ale o reakcjach, jakie wywołała informacja w mediach o zamknięciu lokalu i hejcie, jaki spłynął na tę panią w internecie. Proponuję skupić się na tym, bo to jest istotą problemu. Dodatkowo pojawia się wątek pod rozwagę i refleksję dla WSZYSTKICH influenserów, żeby w większym stopniu przemyśleli tę kwestię. Mam nadzieję, że to ostatecznie wyjaśnia wszelkie wątpliwości interpretacyjne. Dziękuję.

15
16
17
18
19
20
21
 
 

Wydaje się, jakby to było dwa lata temu, ale prawdopodobnie było to pięć. Jechałam z jednej strony Karoliny Północnej do drugiej, ponieważ „neokonfederaci” planowali jakiś zbrojny marsz przez jakieś małe miasteczko i potrzebowaliśmy wszystkich ludzi, których mogliśmy zorganizować, by stawić im czoła. Udało się, mieliśmy przewagę liczebną, a mieszkańcy miasta wydawali się wdzięczni za naszą obecność.

Po kilku godzinach przerodziło się to w dziwną sprzeczkę przy wiejskiej drodze. Konfederaci po jednej stronie drogi, antyfaszyści po drugiej. Prawdopodobnie nazywaliśmy ich nazistami. Oni nazywali nas komunistami.

„To skomplikowane!” – odparł mój przyjaciel.

Bo… jest.

Innym miejscem, w którym brałam udział w potyczkach z moimi ideologicznymi przeciwnikami na temat „komunizmu”, jest oczywiście internet. Regularnie jestem oskarżana o antykomunizm, gdy mówię o historii autorytaryzmu i kontrrewolucji prowadzonej przez bolszewików w Rosji.

Prawda jest taka, że jestem antyKomunistką. Jestem też, gdy przychodzi co do czego, komunistką.

W tym przypadku duża litera K jest bardzo ważna (w języku angielskim słowo Komunizm może być też pisane z dużej litery, w zależności od kontekstu- dop. tłumacza).

Słowa mają wiele znaczeń, w zależności od kontekstu, w jakim są używane, a jednym z najbardziej niewłaściwie traktowanych słów w historii jest słowo „komunista”. Nie chcę nawet mówić, że jest to jedno z najbardziej „niezrozumianych”, ponieważ sugeruje to, że istnieje jedno poprawne znaczenie tego słowa, a tak nie jest.

Jeśli komunista to ktoś, kto dąży do bezpaństwowego, bezklasowego, bezpieniężnego społeczeństwa, w którym decyzje podejmowane są na poziomie lokalnym przez różne rady, a następnie większe federacje organizują tę zdecentralizowaną strukturę społeczną, to jestem komunistką. Takie jest pierwotne znaczenie tego słowa. Mniej więcej raz w roku zastanawiam się nad wytatuowaniem sobie na ciele słów „wedle możliwości / zgodnie z potrzebami”, zanim zdecyduję, że mam już wytatuowanych zbyt wiele słów.

Jeśli komunistka to ktoś, kto popiera rządy jednej partii i totalitarne rządy, które obiecują robić to, co jest dobre dla „robotników”, to jestem temu absolutnie przeciwna. Jeśli komunistą jest ktoś, kto wierzy, że tylko Stany Zjednoczone i ich sojusznicy są zdolni do zła, a każdy rząd, który sprzeciwia się USA, jest z natury dobry, to jestem temu absolutnie przeciwna. Jeśli komunistą jest ktoś, kto przyjmuje rozkazy od swojej partii, a nie od własnego sumienia, to jestem temu absolutnie przeciwna.

Połączenie tych dwóch pojęć, komunizmu (małego K) i komunizmu (dużego K), szczerze mówiąc, spieprzyło wiele lewicy w XX wieku i nadal wyrządza szkody. To połączenie zaczęło się, o ile mi wiadomo, w marcu 1918 roku, kiedy partia bolszewicka w Rosji zmieniła nazwę na Rosyjską Partię Komunistyczną. Od tego momentu stwierdzenie, że jest się komunistą, oznaczało, że jest się Komunistą. Oznacza to, że byłeś członkiem partii lub byłeś jej wierny.

Jedno z największych oszustw popełnionych przeciwko ludzkości zostało stworzone przez obie strony zimnej wojny – kiedy przekonały ludzi, że kapitalizm i komunizm były jedynymi opcjami dostępnymi dla ludzkości. Zachód przekonał ludzi, że kapitalizm jest synonimem wolności i demokracji. Blok sowiecki przekonał ludzi, że Partia Komunistyczna jest synonimem władzy robotniczej i równości.

Obie strony pracowały jednak razem, aby przekonać ludzi, że autorytaryzm jest synonimem komunizmu. Jeśli nienawidzisz autorytaryzmu, zaakceptuj kapitalizm. Jeśli nienawidzisz kapitalizmu, zaakceptuj autorytaryzm.

Szczerze mówiąc, to działało. Nie nazywam siebie komunistką, prawie nigdy. Jego oryginalna definicja odnosi się do mnie, oczywiście, ale słowo to jest dla mnie zbyt skażone przez XX wiek. Może dlatego, że urodziłam się przed upadkiem Związku Radzieckiego, że dorastałam z przyjaciółmi, którzy uniknęli totalitaryzmu. Albo dlatego, że karmiono mnie antykomunistyczną propagandą i to do mnie dotarło. Dla mnie próba odzyskania słowa komunizm nie ma większego sensu. Inni moi znajomi się z tym nie zgadzają.

Słowo „autorytarny” ma negatywne konotacje i tak powinno być, ale to tylko techniczne rozróżnienie. Przez około sto pięćdziesiąt lat socjalizm był podzielony między elementy „autorytarne” i „libertariańskie”. Między komunistami a anarchistami. (Socjaldemokraci tworzą coś w rodzaju trzeciej pozycji w tym wszystkim, w sposób, który jest skomplikowany, ponieważ wcześni marksiści byli bardziej socjaldemokratami, w tym, co obecnie nazywa się „ortodoksyjnym marksizmem”, aby porównać go z bolszewickimi / leninowskimi metodami, które rozwinęły się później, ale współcześni socjaldemokraci niekoniecznie są tak uwikłani w tę linię). Szczerze mówiąc, mniej wiem o tej linii).

Kiedy nazywam komunistów autorytarystami, mam na myśli to zarówno w sensie technicznym, jak i obraźliwym. Uważam, że to haniebne.

Przypuszczam, że nie lubię nazywać siebie antykomunistką, ale technicznie jest to prawda. Technicznie rzecz biorąc, jestem antyKomunistyczną komunistką.

Marks wielokrotnie twierdził, że jego podejście jest naukowe. Oczywiście „naukowe” oznaczało w jego epoce coś innego niż dzisiaj, ale mimo wszystko pozostańmy przy tym przez chwilę. Marks przedstawił hipotezę: „jeśli partia awangardowa przejmie scentralizowaną władzę w celu stworzenia dyktatury proletariatu, będzie w stanie zniszczyć państwo i stworzyć społeczeństwo komunistyczne – czyli bezpaństwowe, bezklasowe społeczeństwo”. Miał oczywiście jeszcze bardziej szalone pomysły. Uważał, że nie można od razu przejść do rewolucji komunistycznej, ale że najpierw trzeba przeprowadzić rewolucję burżuazyjną, aby wzmocnić pozycję kapitalistów i uprzemysłowić społeczeństwo, aby później móc przeprowadzić rewolucję komunistyczną, aby wzmocnić pozycję klasy robotniczej.

Ale ta pierwsza hipoteza, że przejęcie państwa ostatecznie pozwoli państwu uschnąć? Cały XX wiek to historia tego eksperymentu, przeprowadzanego raz za razem. Wyniki są oczywiście różne w każdym przypadku, ale w żadnym momencie państwo nie uschło. Okazuje się, że władza to niezły narkotyk.

Jest to oczywiście to, co anarchiści zapowiadali od samego początku. Będąc sobą, wolę krytykę sformułowaną przez JRR Tolkiena: „władzy nie da się sprawować, trzeba ją zniszczyć.”

Nie oznacza to, że każdy kraj „komunistyczny” jest taki sam, ani że żaden z nich nie poczynił postępów w pewnych obszarach. Po prostu żaden z nich nie zmierzał w kierunku komunizmu. Pedantka we mnie wolałaby, aby ci komuniści po prostu porzucili udawanie i powiedzieli: „Wolę centralnie planowany system gospodarczy. Kapitalizm państwowy, jeśli wolisz”.

Wraz z upadkiem Związku Radzieckiego socjalizm i ogólnie lewica przez dziesięciolecia stały się znacznie bardziej antyautorytarne. Część z tego wyrażała się w ożywieniu ruchu anarchistycznego, który wciągnął mnie w wieku 19 lat i od tamtej pory nigdy mnie nie puścił. Część z nich została wyrażona przez rozwój ruchu socjaldemokratycznego. Część z nich została wyrażona przez nowe idee (które, szczerze mówiąc, są prawdopodobnie najbardziej obiecujące), takie jak fuzja antyautorytarnego socjalizmu i rdzennych praktyk w Meksyku, która doprowadziła do powstania Zapatismo, lub fuzja komunizmu, anarchizmu i rdzennych praktyk w Kurdystanie, która doprowadziła do powstania Demokratycznego Konfederalizmu.

Ale przynajmniej w Stanach Zjednoczonych wybory w 2016 r., które wyniosły do władzy mniej lub bardziej faszystę (ponownie, mam na myśli „faszystę” w sensie technicznym, a nie tylko „kogoś, kogo nie lubię”), przyniosły powrót autorytarnej lewicy. Chociaż nadal są one zasadniczo marginalne, są mniej niż kiedyś. Współcześni „tankiści” oferują proste odpowiedzi na skomplikowane problemy. Stany Zjednoczone są złe, a zatem każdy rząd, który jest w opozycji do USA, jest dobry.

To oczywiście bezsensowny pomysł. „Więcej niż jedna rzecz może być zła jednocześnie” nie powinno być kontrowersyjnym stwierdzeniem. Ale sposób myślenia tankistów jest sztywno czarno-biały.

Nie żyję w XX wieku. Prowadzę podcast historyczny, więc poświęcam dużo energii na wyjaśnianie okropności bolszewików (i imperium USA, i każdego innego autorytarnego bytu). Ale to autorytarne elementy lewicy tu i teraz stanowią obecny problem.

Kiedy już wiesz, czego szukać, „tankies” (czołgiści- pogardliwe określenie zwolenników autorytarnego komunizmu- dop.tłumacza) są łatwi do wykrycia. Kiedy Rosja po raz pierwszy najechała Ukrainę, tankiści poparli Rosję, co uczyniło ich niepopularnymi. Podczas obecnej eskalacji ludobójstwa w Palestynie z rąk państwa izraelskiego, tankiści wspierają Palestynę (podobnie jak ja, podobnie jak każdy, kto ma jakiekolwiek pozory etyki), ale pokazują swoje karty, gdy bronią Iranu w tym procesie.

Sam fakt, że jakieś państwo sprzeciwia się zachodniej hegemonii, nie czyni go dobrym i etycznym. Ale powiedzenie tego spowoduje oskarżenie o antykomunizm. Nawet jeśli walczysz o bezpaństwowe, bezklasowe społeczeństwo.

Staram się nie podążać za linią partyjną, jakąkolwiek linią partyjną. Są rzeczy, co do których nie zgadzam się z „klasycznym anarchizmem”. Wiem, o co pokłóciłabym się z niemal każdym historycznym anarchistą. Staram się spojrzeć na każdą sytuację i zamiast dzielić świat na partię szachów między państwami, patrzę na klasę robotniczą, uciskanych i staram się stanąć po ich stronie. Zazwyczaj walczą oni przeciwko swojemu państwu. W końcu do zorganizowania ucisku na masową skalę potrzebne jest państwo.

Nazywamy ich tankistami, ponieważ raz po raz mieszkańcy państw bloku sowieckiego próbowali uwolnić się spod wpływów ZSRR. Różnorodne koalicje, w dużej mierze lewicowe, chciały systemów demokratycznych, a czołgi z Rosji wjechały, by je podbić i zniszczyć. Kiedy stało się to na Węgrzech w 1956 r., wielu zachodnich komunistów przestało wspierać ZSRR, uznając, że jest on zasadniczo antydemokratyczny.

Ale nie wszyscy odeszli. Niektórzy wspierali czołgi. Nazywano ich tankistami.

Nie wspieraj ucisku pod żadną flagą.

To tylko semantyka, dopóki czołgi nie przejadą ulicą i nie stłumią powstań robotniczych. Stań po stronie robotników. Po stronie klasy robotniczej. Po stronie rewolucji. Pieprzyć czołgi, pieprzyć tankies.

~ Margaret Killjoy

22
23
24
 
 

Do federalnych, powiem krótko, ponieważ szanuję to, co robicie dla naszego kraju. Aby oszczędzić wam długiego śledztwa, oświadczam wprost, że z nikim nie współpracowałem. To było dość proste: trochę podstawowej inżynierii społecznej, prosty CAD, dużo cierpliwości. Kołonotatnik, jeśli go znaleźliście, zawiera kilka notatek i list rzeczy do zrobienia, które wyjaśniają sedno sprawy. Moja technologia jest dość niedostępna, ponieważ zajmuję się inżynierią, więc prawdopodobnie nie ma tam zbyt wielu informacji. Przepraszam za wszelkie traumatyczne przeżycia, ale to trzeba było zrobić. Szczerze mówiąc, te pasożyty po prostu na to zasłużyły. Przypomnę: Stany Zjednoczone mają najdroższy system opieki zdrowotnej na świecie, a mimo to zajmujemy około 42. miejsce pod względem oczekiwanej długości życia. United jest [nieczytelne] największą firmą w USA pod względem kapitalizacji rynkowej, ustępując jedynie Apple'owi, Google'owi i Walmartowi. Rośnie i rośnie, ale jak nasza oczekiwana długość życia? Nie, prawda jest taka, że te [nieczytelne] po prostu stały się zbyt potężne i nadal nadużywają naszego kraju dla ogromnych zysków, ponieważ amerykańska opinia publiczna im na to pozwoliła. Oczywiście problem jest bardziej złożony, ale nie mam na to miejsca i szczerze mówiąc, nie udaję że jestem najbardziej wykwalifikowaną osobą do wyłożenia wszystkich argumentów. Ale wiele osób ujawniło korupcję i chciwość (np. Rosenthal, Moore) dekady temu, a jednak nic się nie zmieniło. W tym momencie nie jest to kwestia świadomości, ale wyraźnie gra o władzę. Najwyraźniej jestem pierwszym, który stawia temu czoła z tak brutalną szczerością.

25
view more: next ›