No ale romawiamy tu w kontekście tego, że ta rzekomo proporcjonalna odpowiedź powoduje masową śmierć, także kobiet i dzieci. Nie tylko od ran śmiertelnych, ale też z głodu, braku wody, braku dostępu do opieki medycznej.
To o co chodzi w tej wojnie?
No ale romawiamy tu w kontekście tego, że ta rzekomo proporcjonalna odpowiedź powoduje masową śmierć, także kobiet i dzieci. Nie tylko od ran śmiertelnych, ale też z głodu, braku wody, braku dostępu do opieki medycznej.
To o co chodzi w tej wojnie?
Tu jest bardzo dużo purytan co nie lubią przeklinania, ale ja bym to nazwała coś jak "chleba i róż, do kurwy nędzy".
Cóż, to są cytaty, a raczej parafrazy z tego co mówili mi ludzie.
Ja sama Pixelfeda nie znam to nikomu go nie polecałam.
Czyli co? Za mało zabijają? ;)
Obawiam się że Ben-Gurion pisał to jeszcze w latach 30. Ale próbuj dalej.
Moment, bo aż musiałam przeczytać komentarz Wyraka dwa razy. Gdzie on w ogóle wspomniał o "wyznawcach judaizmu"? Dlaczego tak często ludziom w tę dyskusję zaplątują się wątki religijne?
Cała masa Żydów (mam wrażenie że kol. Wyrak używa tylko dużej litery, więc chodzi o narodowość) nie wyznaje judaizmu. Część elit politycznych Izraela to najprawdopodobniej ateiści. Tak, na prawicy też. Nie istnieje żadna ogólnie przyjęta koncepcja, że Żyd = wyznawca judaizmu, tak jak Polak nie równa się z marszu katolik. Dawid Ben-Gurion był ateistą bardzo otwarcie. Golda Meir też. Teodor Herzl, akuszer idei syjonizmu, też ateista! A ilu nigdy się po prostu nie przyznawało ani nie dyskutowało publicznie swojego stosunku do religii?
Fakt, w Izraelu nie uchodzi to za dobry ton, żeby obnosić się z ateizmem (inaczej niż w Diasporze). Bardzo wielu Izraelczyków uważa, że "to nieżydowskie" i w łonie społeczności ciągle wybuchają debaty o to, czy Żyd ateista to jeszcze Żyd. Ale trend który się w anglojęzycznej prasie określa jako Jewish secularism żyje i ma się dobrze. Polega on głównie na tym, że nie mówi się głośno słowa ateizm, ale np. nie przestrzega się wielu zakazów religijnych, albo nie uczestniczy w życiu religijnej społeczności i traktuje się to wszystko lekko, ale nie rezygnuje się z żydowskiej tożsamości. Za to na wierzchu jest jak w Polsce: przyznaje się publicznie że "w coś trzeba wierzyć" (dawny spis powszechny szacował że 80% mieszkańców Izraela wierzy w jakąś siłę wyższą) i oczywiście obnosi się z kulturowym dziedzictwem przyklejonym do religijnej tradycji (bo to dziedzictwo jest uznawane za "żydowskie" i za wyróżnik). Za to co do diaspory to panuje przekonanie, że ponad 50% światowych Żydów to ateiści lub agnostycy. Niestety nie ma na ten temat danych.
Enyłej, ta dywagacja to zapiski na marginesie, dla ciekawych. W sensie: krytyka Izraela nie ma nic wspólnego z krytyką judaizmu i nie miałaby z nią nic wspólnego nawet gdyby 100% Izraelczyków było wierzących i praktykujących. Atakując Izrael, atakujesz byt państwowy i filozofię stojącą za tym państwem - ale nie tę, która wypływa z osobliwej interpretacji Tory, tylko tę, która zakłada, że współistnienie Żydów i Arabów na tej samej ziemi jest niemożliwe, a więc silniejszy musi wyprzeć słabszego. Ta myśl pochodzi od samego Ben-Guriona, autentycznego psychopaty, który nie widział Holokaustu na oczy (wyemigrował z Polski na długo przed wojną, a sam przyznawał, że w jego rodzinnym Płońsku nie odczuł antysemityzmu wcale), i stała się kamieniem węgielnym filozofii państwowej Izraela. Sam Ben-Gurion jest uważany za Ojca Założyciela kraju, a jeśli poczytać różne jego złote myśli to... mało powiedzieć że włos się jeży na głowie. A jest to ważne, bo tak naprawdę to dzisiejszy Likud jest w pewnym sensie kontynuacją założonego przez niego stronnictwa politycznego i spadkobiercą jego idei. I jest to idea na wskroś świecka, w której komponent religijny jest swojego rodzaju ornamentem - bardzo ważnym i bardzo istotnym, ale nie można mówić, że krytykując jedno, z automatu krytykujemy drugie.
Oczywiście że nie udało mi się namówić nikogo. Mimo licznych prób. I prawdopodobnie się już nie uda. Niektórzy próbowali i się wycofali, niektórym nie chciało się nawet próbować. Inicjalnie był czasem nawet entuzjazm, ale malał z każdą chwilą, aż ludzie w końcu odpadali i zostawiali te konta samym sobie.
Lista powodów z cytatami poniżej. I to wcale nie tak, że uważam wszystkie te powody za bzdurne.
Niektóre z tych komentarzy pochodzą od tych samych osób. Jak chodzi o mnie to ja podzielam głównie pogląd o bazie użytkowników: trudno znaleźć ludzi postujących aktywnie, którzy nie byliby geekami albo miłośnikami kolei (xD). A jednak na social media wchodzi się nie po to żeby poznawać jeden typ ludzi, a żeby mieć okazję zetknąć się z różnorodnymi perspektywami. Ja dopiero na Facebooku odkryłam różne światy, o których istnieniu nie miałam w życiu pojęcia (jak posty: Aliny Czyżewskiej o mobbingu w instytucjach kultury, Anny Krawczak o systemie pieczy zastępczej, Piotra z profilu "Ukraina: Wojna", i tak dalej i tak dalej). I fakt, tych ludzi nie namówi się na przesiadkę na inne media, a nawet gdyby, to ich followersi nie pójdą za nimi. W dobie nadprodukcji treści, jeśli znika twój ulubiony influenser, znajdujesz sobie nowego influensera. Musi być efekt skali, a żeby był efekt skali, musi być efekt skali. To błędne koło.
I tak tu siedzę i co jakiś czas namawiam ludzi, ale zauważam, że coraz więcej z nich zaczyna po prostu odchodzić od social mediów - a kiedy słyszą o tym, że mieliby sobie zakładać następne, to uderza ich nagle świadomość, że jest tego przecież i tak już za dużo.
Gdyby rzeczywiście demo przerodziło się w taką apologezę to też bym nie chciała, fakt. Miałam tak w czasach Majdanu, nie mogłam strzymać tych wszystkich zawołań i okrzyków, obraziłam się wtedy mentalnie na wielu ludzi że na to pozwalali. No ale jednak gdzie Majdan a gdzie Bucza, a już tym bardziej Gaza? Nwm. Chociaż zgodzę się że kanalie typu Pietrzak powinny przestać się wypowiadać choćby w internecie. Bo pisanie całego tekstu sugerującego, że w sumie to 7.10 to Izrael raczej sam zrobił i sam wszystkich pozabijał. A napisał to tylko na podstawie tego, że pierwotna liczba ofiar faktycznie była zawyżona. I że ten helikopter na festiwalu.
A wiem, są tacy wśród komuszków. Oni mają obsesję antyamerykańską, masakrę w Buczy też negowali. Mam takiego jednego na grupce, on trolluje, ale z takim zacięciem że mam czasem wątpliwości.
Ale po pierwsze to ilu ich, a po drugie: nie wiem, czy serio na demie w obronie ofiar, gdzie są m.in. sami Palestyńczycy, często z rodzinami które tam zginęły, powinniśmy chodzić jak policja między ludźmi i pytać jak postać z obrazka. No ludzie w cierpieniu i wkurwie przesadzają, ale co nam da wykłócanie się z nimi publicznie o liczbę ofiar? Lajk, jak bywałam w czasach Majdanu na iwentach proukraińskich to też mnie mierziło słuchanie o tym że Bandera did nothing wrong, ale czy to jest miejsce na wykłócanie się o to? W sensie, czy można przebywać na jednym demie z ludźmi którzy uważają że Wołynia nie było? Jeśli to demo ma jednak co innego na celu?
Inna sprawa że też mnie rodzimi czerwoni wkurwiają z całą swoją agendą, myśląc że to zawody w tym kto jest bardziej propalestyński.
Tylko co my tym osiągniemy, że będziemy wołać HAMAS, HAMAS? Like, to nie jest tak że świat zalewa jakaś wielka koszmarna agenda Hamasu, to nie jest tak że Hamas zaraz będzie miał tu kupę lewicowych rekrutów którzy będą robić zamachy na synagogi i tak dalej. To się nie dzieje od lat i nie zadzieje się nagle, żebyśmy musieli się tak trząść w obawie o to, że nie wszyscy są doskonale poinformowani i mają perfekcyjnie wycieniowany obraz konfliktu który obecnie eskalował do ludobójstwa.
Inna sprawa że są granice, i jakbym zobaczyła takich true antysemitów w typie tych z prawicy na demie to też bym się wkurwiła. A przecież często próbują się podłączać.
No chyba że ja teraz gadam bzdury a ty spotkałeś tyly tych ludzi że serio się odechciewa.
Serio uważasz że w jakiejś przestrzeni aktywistycznej chwalony jest Hamas? Ale tak na poważnie-poważnie?
Tylko dlatego, że przyszedł tu kolega który poprzyklejał wszystkim łatki jak leci, oskarżył ludzi o współpracowanie z Hamasem czy ichnimi branczami, mamy to w ogóle brać na poważnie?
Czasem naprawdę czuję się tu tak:
"Everybody sees a difficulty in the question of relations between Arabs and Jews. But not everybody sees that there is no solution to this question. No solution! There is a gulf, and nothing can bridge it... We, as a nation, want this country to be ours; the Arabs, as a nation, want this country to be theirs." – oświadczenie z 1919, zacytowane w "Time".
Kontekst jest taki, że nie można się cofnąć ani kroku w tył od realizacji marzeń Żydów o państwie. Jeśli Arabowie nie chcą oddać ziemi – trudno, takie ich prawo.
"When we say that the Arabs are the aggressors and we defend ourselves — this is only half the truth. (...) A people which fights against the usurpation of its land will not tire so easily... it is easier for them to continue the war and not get tired than it is for us... (...) We can face the gangs... and were we allowed to mobilize all our forces we would have no doubts about the outcome... But the fighting is only one aspect of the conflict which is in its essence a political one. And politically we are the aggressors and they defend themselves" – przemówienie z 1938 roku, w którym Ben Gurion jasno pokazuje, że ma świadomość iż Izrael zamierza przywłaszczyć cudzą ziemię i że w politycznym sensie jest agresorem. Nazywa też szczerze żydowskie osadnictwo uzurpacją ziemi.
Kontekst szerszy przemówienia: chodziło o to, że Izrael nie zaakceptuje docelowo planu podziału Palestyny, że może się na niego zgodzić tylko chwilowo. Docelowo jasno podkreśla tam, że nikt ani nic nie będzie ograniczać planów osadniczych.
W tym samym przemówieniu mówi, że gdyby dano mu wybór: uratować wszystkie żydowskie dzieci z Niemiec poprzez wysłanie ich do Anglii, albo uratować tylko połowę z nich, ale za cenę wysłania ich do Ziemi Izraela, to wybrałby to drugie. Bo nie liczba ocalonych ma znaczenie, tylko przyszłość Izraela.
A celowo nie przytaczam zwłaszcza jego słynnej kobyły z 1954, bo miałam ograniczyć się tylko do przedwojnia. Żaden kontekst tego nie uratuje. Tak jak wypowiedzi które padły podczas Nakby.
Ja wiem, że ty Arabów organicznie nienawidzisz, więc nie widzisz w tym nic złego. Ale chociaż miej odwagę się do tego przyznać.