obywatelle

joined 5 years ago
MODERATOR OF
[–] obywatelle@szmer.info 5 points 1 day ago

Z głębokiej frustracji przemianami pokoleniowymi, podbijanej przez narracje które skłaniają się ku redpillowskim fantazmatom. To tak w skrócie. Doszliśmy do etapu w którym mężczyźni tak dalece pożądają kobiet jako czegoś co im się "należy", że przechodzą do otwartej nienawiści wobec nich. Wymyślają sobie buzzwordy typu "epidemia samotności mężczyzn", bo są rozczarowani, że kobiety nie można, jak jeszcze lekko ponad sto lat temu, wziąć za mordę i przypisać do męża. I nakazać jej posłuszeństwo.

Kultura się zmieniła, kobiety też się zmieniły, teraz actually wypada cokolwiek sobą reprezentować żeby jakąś zainteresować i utrzymać przy sobie, a przecież ojce i dziadki nie musiały. Baba była im niejako przydzielana społecznie, bo albo do małżeństwa zmuszała ją konieczność ekonomiczna albo względy kulturowe. Zawsze można było ją zaszantażować odcięciem od zasobów, albo po prostu przyłożyć żeby się słuchała - i świat był piękny.

Kobiety się zmieniły, ale mężczyźni niekoniecznie. Niektórzy i owszem - i oni nie mają dziś takich problemów, albo mają inne, ale nie muszą obligatoryjnie kobiet nienawidzić. Ale ci, którzy się nie zmienili, zmienić się nie chcą. Ich głowy wypełnia pytanie: "dlaczego, skoro jestem obiektywnie silniejszy fizycznie i bardziej zdeterminowany od przeciętnej baby, muszę w ogóle skakać wokół tematu?". Ponownie: ojce nie musiały. A skoro "baby mnie nie chcom", to rodzi się frustracja i taki typek zastanawia się dalej nad tym dlaczego one mają dziś czelność w ogóle mu pyskować, odpowiadać sarkastycznie, OBNOSIĆ SIĘ z tą swoją niezależnością? Dlaczego niby nie mogę nic im zrobić?".

A potem wystarczy często parę łyków gorzały, jakaś skumulowana latami agresja, i tak się jakoś samo dzieje panie wysoki sądzie, ona sama mi naszła.

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 2 weeks ago* (last edited 2 weeks ago)

Jak doszedłeś do wniosku że to "Żydzi u władzy" są explicite zagrożeniem?

[–] obywatelle@szmer.info 5 points 2 weeks ago* (last edited 2 weeks ago)

Tylko dlatego że kapitalizmowi pasuje nabijać akurat tak zorientowaną kontrowersję (jest to świetny czynnik odwracający uwagę od problemów u podłoża systemu i zniechęca do krytykowania go od pewnej strony).

To nie tak że jak przyjdzie jakiś lewak i będzie opowiadać skrajnie lewackie kontrowersyjne rzeczy to dadzą mu taką samą platformę.

[–] obywatelle@szmer.info 4 points 2 weeks ago

Pozostaje smutek że im się nie udało i że wpadli. :(

[–] obywatelle@szmer.info 5 points 2 weeks ago

Nikt ci tego nie powie. :) Serio, wiesz to najlepiej sam*. Są różne pytania które można sobie zadać, ale każdy jest inny i odczuwa to samo inaczej. Jakikolwiek szablon może akurat do ciebie nie pasować.

Jest jedna rzecz, która się nie zmienia: ludzie którzy nie są trans, nie poświęcają wiele czasu na zastanawianie się nad tym. Jeśli to tylko przelatująca myśl, to nie będzie cię męczyć na tyle żeby to roztrząsać. A to już poważny sygnał że coś może być na rzeczy. I to jest najlepsza wskazówka, a nie to, czy kiedyś tam w swoim życiu wpisywał*ś się w jakiś obraz męskości czy kobiecości.

 

Za Staszkiem Krawczykiem:

Od paru lat wiemy, że organizacje przestępcze w Kambodży i Mjanmie porywają setki tysięcy młodych Azjatów i Afrykanek. Odpowiadasz na ogłoszenie o pracę, przyjeżdżasz pod podany adres, po czym ktoś zabiera ci dokumenty i przewozi do zamkniętego obozu. A tam musisz wyłudzać pieniądze od mieszkańców innych krajów, np. w serwisach randkowych.

Całkiem możliwe, że kogoś takiego zdarzyło się Wam już spotkać na Tinderze.

W styczniu 2025 roku do jednego z obozów trafił chiński aktor Wang Xing. Nie był nikim znanym, ale kiedy jego dziewczyna Jiajia napisała o nim w sieci społecznościowej Weibo, post zdobył setki milionów wyświetleń. W efekcie chińskie władze, pod presją własnej opinii publicznej, zaczęły wywierać presję na Mjanmę i Kambodżę. Aktora uratowano, ale rzesze ludzi wciąż tkwią w obozach. To jest gotowy materiał na film sensacyjny. Bardziej ponury niż serial „Squid Game”.

 

Tekst tak głęboko uktyty, że musiałam go szukać po działach "Wyborczej". Odpowiedź na żałosny, opublikowany niedawno tekst Krystyny Romanowskiej, sojuszniczki aktywistek anty-trans.

https://archive.ph/HxnVF

[–] obywatelle@szmer.info 2 points 2 weeks ago

Nie tyle nie mogą co nie chcą. :) To przecież całe clou tych projektów milionerów – przekierować zasoby na ich zachcianki.

[–] obywatelle@szmer.info 4 points 2 weeks ago

A Spotify nie było już wcześniej zaangażowane w wojenne tematy? Coś mi się kojarzy z wykorzystywaniem AI w wojskowości.

[–] obywatelle@szmer.info 2 points 3 weeks ago (1 children)

Co do problemu z naszą planetą, to myślę że jedno nie może wykluczać drugiego.

Gwarantuję ci że pierwszego dnia w którym stanie się jasne, że istnieje bezpieczne refugium na innej planecie, bogacze spierdolą tam natychmiast, zabierając całe dwory swoich poddanych ze sobą, w tym również masę topowych naukowców i ludzi którzy mogliby pomóc rozwiązać kryzys tutaj. Jeśli nie spierdolą natychmiast, to zrobią to zaraz w momencie, w którym kryzys nabrzmieje. Ale wcześniej zadbają o to, by całe możliwe środki finansowe zostały skierowane na "ich" cel - i nie będą powstrzymywać się przed wysysaniem hajsu z gospodarek państwowych tylko po to żeby kupić sobie ucieczkę.

Jako gatunek nie jesteśmy wcale za bardzo problem-solving. Nie na wysokich szczeblach. Nie lubimy tego, bo to wymaga koszmarnych poświęceń, dogadywania interesów różnych grup, etc. Robimy to głównie wtedy, kiedy nie czujemy że mamy alternatywę, albo (jak w nauce czy astronautyce) nie widzimy innego rozwiązania niż obecne. Ale kiedy pojawi się droga prostej ucieczki bez odpowiedzialności...?

Reszta brzmi... jak serial s-f. Też oglądałam For All Mankind, też lubiłam paczać jak harvestują asteroidę (btw koszt jej wydobycia oszacowali na tryliony dolarów...). Od dziecka lubię cykl Homeworld, endżojuję te bajki. Ale to jednak bajki. Żebyśmy serio mogli myśleć o lataniu w kosmos i o wszystkim co wymieniłeś, musielibyśmy kompletnie wymienić sobie system polityczny na Ziemi. Inaczej większość z nas nigdy się od niej nie oderwie. Skoro mamy się więc już inspirować s-f, to najlepiej Star Trekiem.

 

Tłumaczenie z: Jan Szenkman, The Moscow Times


Armenia próbuje wyrwać się z putinowskiej strefy wpływów. Jednak w Erywaniu nic nie jest czarno-białe. Jeśli jesteś prozachodni i krytykujesz Rosję, możesz zostać uznany za wroga wartości narodowych. A jeśli chcesz szanować wartości narodowe i krytykować rząd, lądujesz po tej samej stronie, co Putin.

Konflikt między premierem Armenii Nikolem Paszynianem a hierarchami Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego nabiera tempa. Doszło już do wzajemnych obelg, starć z siłami bezpieczeństwa i aresztowań. Także na terytorium Eczmiadzynu, zwanego "ormiańskim Watykanem", co jest sytuacją bez precedensu.

Aresztowano arcybiskupa Sziraka Mikaela Ajapachjana, arcybiskupa Bagrata Galstanjana i rosyjskiego oligarchę Samwela Karapetjana, który kontroluje większość sektora energetycznego Armenii. Wszyscy zostali aresztowani za mniej więcej to samo: nawoływania i przygotowania do przejęcia władzy. Najwyraźniej nie jest to koniec konfliktu, a dopiero jego początek.

Z formalnego punktu widzenia działania Paszyniana mają podstawy. W ciągu ponad trzech lat, kiedy mieszkałem w Armenii, miały miejsce co najmniej trzy próby zamachu stanu. Ostatnia była prowadzona przez arcybiskupa Galstanjana, który miał poparcie Katolikosa Wszystkich Ormian. Wina Ajapachjana i Karapetjana jest mniej oczywista, zostanie ustalona przez sąd.

Wszystko to nie jest prywatnym konfliktem, nie jest drobnym zamieszaniem politycznym, ale kolejnym etapem zwrotu Armenii z kierunku rosyjskiego na zachodni, który rozpoczął się w 2022 r., w pierwszych miesiącach wojny w Ukrainie. Powoli, bardzo ostrożnie, zgodnie z zasadą "jeden krok do przodu, dwa do tyłu", kraj zaczął wycofywać się spod rosyjskich wpływów.

Skończyło się to tragicznie: utratą Karabachu i kilku innych terytoriów, falą antyormiańskiej propagandy w rosyjskich mediach i ciągłymi próbami zmiany rządu. Gołym okiem widać, kto dokładnie kołysze krajem i go dzieli — rosyjskie służby specjalne, piąta kolumna (jest obecna także w armeńskim parlamencie i niespecjalnie się z tym kryje), rosyjska ambasada.

W maju 2022 r. w protestach aktywnie uczestniczył były prezydent Robert Koczarian, wielki przyjaciel Władimira Putina. Na prawie każdym wiecu widzę blogera Mikiego Badaljana, który jest otwarcie prorosyjski. Był wielokrotnie przyłapywany na kontaktach z przedstawicielami Rosji, a raz został zatrzymany za nielegalny handel bronią (nawiasem mówiąc, razem z felietonistą armeńskiego Sputnika), ale potem zwolniony.

Każda akcja uliczna w Erywaniu jest entuzjastycznie witana przez Margaritę Simonjan [redaktorkę naczelną telewizji RT]. I za każdym razem dolewa ona oliwy do ognia: "Ormianie mieszkający w Armenii, na co czekacie? Na ścinanie głów waszym synom i zabieranie córek do haremów, jak to już miało miejsce w naszej historii?". A kiedy tylko słyszy nazwisko Paszyniana, zaczyna przeklinać.

Minister Siergiej Ławrow jest oczywiście bardzo zaniepokojony tą kwestią. Po wydarzeniach w Eczmiadzynie bez ogródek powiedział: "Rosja jest zainteresowana zapewnieniem, że [Kościół ormiański] nie będzie poddawany nieuzasadnionym atakom". Tak bardzo zainteresowana, że armeńskie ministerstwo spraw zagranicznych musiało poprosić go, by zajął się swoimi sprawami. W końcu, nawet jeśli Ormianie się mylą, jest to kwestia samych Ormian.

Istnieją również oznaki pośrednie. Po aresztowaniu Karapetjana ormiańskie ciężarówki przewożące towary do Rosji zostały zatrzymane na przejściu granicznym. Nie jest też tajemnicą, że Erywań jest pełen rosyjskich służb bezpieczeństwa, które zachowują się dość bezceremonialnie. Po śmierci Nawalnego nie zawahały się one niemal otwarcie śledzić antywojennych aktywistów. Zdarzały się również przypadki porwań, prób werbunku i podsłuchów.

Jak nie Arcach, to Kościół

Z drugiej strony niezadowolenie z działań Paszyniana w Erywaniu jest naprawdę duże. I to nie tylko z powodu sympatii do Rosji. Armenia nie jest najbardziej religijnym krajem na świecie, nie ma tu wielu pobożnych wierzących, księża są traktowani bez większego pietyzmu. Jednak religia jest tak mocno zakorzeniona w kodzie narodu, że ingerencja w kościół jest postrzegana przez wielu jako atak na samą istotę ormiańskości.

Ormianie lubią powtarzać, że jako pierwsi przyjęli chrześcijaństwo na poziomie państwowym i jest to prawda. Następnie państwowość została utracona na tysiąc lat, kraj był zajęty przez takie czy inne imperium, a jedyną instytucją, która zachowała język, kulturę, naukę, literaturę i ormiańską tożsamość, był Kościół Apostolski. Nie bez powodu turyści, którzy tu przyjeżdżają, spędzają całe dnie podróżując po starożytnych klasztorach.

Mój przyjaciel z Erywania lubi powtarzać: "Możemy znieść wiele, ale nie dotykaj naszych liter, Aznavoura i Arcachu". Po utracie Górskiego Karabachu zaczął mówić: "Naszego język, naszego Charles'a i naszego kościoła".

Czynnik Arcachu, czyli Górskiego Karabachu, musi być brany pod uwagę. Wpływa on na reakcje na każdą, najbardziej nieistotną ormiańską wiadomość. Do ciężkiej sytuacji politycznej (mały nieuzbrojony kraj otoczony dyktaturami, wojna Izreala z Iranem) dochodzą przygnębienie i świadomość braku perspektyw.

Depresja rozpoczęła się w 2020 r., po klęsce w 44-dniowej wojnie, i ogarnęła Armenię po utracie Górskiego Karabachu. Współczesna Armenia, Trzecia Republika, jak się ją tutaj nazywa, faktycznie rozpoczęła się w 1988 r. wraz z ruchem karabaskim, z żądaniem przyłączenia Karabachu do Armenii. Kwestia Karabachu jest tu dla tego kraju fundamentalna. Arcach, o który walczyli przez 30 lat, przepadł. Dla wielu Ormian jest to upadek wszystkiego, w co wierzyli. 30 lat i tyle poświęceń, a wszystko na nic.

Ludzie są przygnębieni i nietrudno ich zrozumieć. W 1991 r. wraz z przyjaciółmi budowaliśmy barykady przed tzw. Białym Domem w Moskwie, mając nadzieję, że budujemy nową Rosję, sprawiedliwą i humanitarną. Minęło 30 lat, rozpoczęła się wojna, represje, terror, a my jesteśmy zmuszeni myśleć, że zmarnowaliśmy życie i nie mamy przyszłości.

To nie przypadek, że mój przyjaciel w swojej triadzie zastąpił Arcach kościołem. W stanie kompletnej porażki psychicznej społeczeństwo szuka po pierwsze winnych, i jest to całkiem naturalne, a po drugie filaru, którego można się trzymać, aby nie oszaleć, zachować się, przetrwać. I wtedy ludzie widzą, że władze walczą z kościołem. Wielu jest oczywiście zszokowanych.

Ten kościół jest inny niż rosyjska cerkiew. Dobrze pamiętam, jak zachowywali się ormiańscy księża, gdy w 2022 r. przybyli tu licznie rosyjscy emigranci. Księża mówili: "Obchodźcie chrześcijańskie święta tak, jak jesteście przyzwyczajeni w domu, módlcie się tak, jak jesteście przyzwyczajeni. Jesteście zawsze mile widziani, zawsze będziemy was wspierać". Rosjanie, którzy byli przyzwyczajeni do bezkompromisowych biskupów prawosławnych, byli zaskoczeni taką tolerancją.

Przypomnę, że 110 lat temu to Kościół ormiański nie bał się pochować heretyka Lwa Tołstoja. Ponad 100 lat później sytuacja się powtórzyła: w Erywaniu, bez robienia z tego wielkiej sprawy, odbyło się nabożeństwo w intencji Aleksieja Nawalnego.

W Ukrainie Ormianie strzelają do siebie nawzajem

Sytuacja komplikuje się również w przypadku Samwela Karapetjana, który zamierza pozwać rząd i bronić interesów swojej firmy. Nie jest on nawet prorosyjski, ale po prostu rosyjski — jego status to rosyjski przedsiębiorca. Z drugiej strony wydał ogromne sumy pieniędzy na cele charytatywne, pomagając chorym i biednym, a wielu ludzi jest mu wdzięcznych. Jego firma jest ogromna, nikt nie chce stracić pracy. Karapetjan ma więc wielu zwolenników.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której nawet strach pomyśleć. Jeśli konflikt zajdzie bardzo daleko, Moskwa może poprosić Karapetjana o odcięcie energii elektrycznej w Armenii, a kraj pogrąży się w ciemności. A wszyscy tutaj dobrze pamiętają lata blokady z lat 90.: zimno, brak ciepłej wody, problemy z gazem i bardzo złe jedzenie. Nikt nie chce powtórki.

Podział w ormiańskim społeczeństwie przebiega wzdłuż kilku linii. Stosunek do Rosji, wojna czy pokój, UE czy Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Kłócą się o rosyjskich Ormian, kłócą się o muzykę, o Iran, o Turków, o język. W Erywaniu jest wielu absolwentów rosyjskojęzycznych szkół ormiańskich, dla których rosyjski był pierwszym językiem, a ormiański drugim, i to też jest swego rodzaju bomba zegarowa.

Spierają się także o wojnę w Ukrainie. Podczas gdy na początku większość ludzi była raczej obojętna na ten temat, teraz wszyscy zdają sobie sprawę, że po obu stronach i w dużej liczbie Ormianie walczą i giną. Ormianie strzelają do siebie nawzajem. Dla narodu, który przeżył ludobójstwo, to najgorsza rzecz, jaka może się zdarzyć.

Kiedy zbierałem komentarze na bieżące tematy polityczne, często mówiono mi: "Nie, nic nie powiem. Cokolwiek teraz powiem, będzie to ze szkodą dla mojego narodu. Nigdy nie możemy być wrogo nastawieni, nigdy nie możemy być podzieleni". Niektórzy twierdzą, że trzeba przetrwać za wszelką cenę, inni pytają, czy cena nie jest zbyt wysoka.

Społeczeństwo wpadło w diabelską pułapkę. W sytuację patową, w której tak źle i tak niedobrze. Jeśli jesteś postępowy, liberalny, prozachodni i krytykujesz Rosję, okazuje się, że działasz wbrew wartościom narodowym. A jeśli chcesz zachować wartości narodowe i krytykujesz rząd, znajdujesz się w tym samym obozie, co Putin.

Widziałem, jak charakter protestów zmieniał się na przestrzeni lat. W 2022 r. protestujący pokojowo rozmawiali z policją i opowiadali im swoje historie. W 2023 r. przewracali urny wyborcze, zatrzymywali samochody i blokowali ulice. W 2024 r. butelki poleciały w stronę budynku rządowego, a w odpowiedzi policja użyła siły.

Większość Ormian ma łagodny, niekonfliktowy charakter. Nie są wybuchowymi Gruzinami. Ormianin będzie unikał starcia do końca, próbując dojść do porozumienia. Ale jeśli doprowadzi się go do ostateczności, potrafi być bardzo twardy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że co drugi mężczyzna tutaj walczył na wojnie.

Podczas jednego z wielu kryzysów politycznych zapytałem pewnego urzędnika: "Jaki jest wasz plan? Z czym chcecie skończyć?". Odpowiedział: "Plan jest taki, by grać na zwłokę. Nad światem zapanowała ciemność, a nad tą jego częścią w szczególności. Musimy przetrwać i czekać na świt".

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 3 weeks ago (3 children)

I co to będzie za życie, wiecznie zależne od kaprysu technologii dostarczającej powietrze, chroniącej nas przed śmiercionośnym promieniowaniem słonecznym? Postawimy wszystko na iluzję "terraformacji" (która jest koncepcją skrajnie spekulatywną, w ogóle nie musi się udać) i zamiast starać się ze zdwojoną, strojoną siłą, żeby zachować Ziemię za wszelką cenę, będzie nam po prostu łatwiej polecieć sobie w cholerę przy okazji drobniejszych kryzysów. A raczej nie "nam" tylko wąskiej elicie i osobom, które potencjalnie mogłyby pomóc nam ten kryzys zażegnać. To oczywiście przy założeniu że serio zmienimy klimat Marsa na ziemski, że cały projekt się uda.

Nie wiemy nawet czy będziemy w stanie się tam rozmnażać (patrz akapit o problemach z erekcją itp, dodaj do tego problem z kośćmi: na Marsie osoby z macicami nie będą zdolne rodzić inaczej niż przez cesarskie cięcie, być może następne pokolenia będą mieć kości miednicze tak zdeformowane że w ogóle nie utrzymają płodu w pełnym stadium rozwoju).

Najbardziej prawdopodobne jest to, że większość kolonistów umrze. Z przyczyn zupełnie naturalnych. Nawet jeśli wybierzemy tylko garstkę najsprawniejszych fizycznie (a tak będzie - niewykluczone że twoi czy moi potomkowie w razie zagłady po prostu zostaną tutaj by umrzeć) to jest spora szansa na to, że ekstremalne warunki nowej planety i samej przestrzeni kosmicznej, w której lot trwa dwa lata, po prostu nas zabiją. Wystarczy jeden z opisanych czynników: jak nie osteoporoza albo inne choroby układu kostnego to problemy z krążeniem krwi, albo z florą jelitową. To ostatnie jest najbardziej bezlitosne, rzadko dostrzega się rolę jelit w organizmie, a to praktycznie "drugi mózg" człowieka. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu umrą wszyscy koloniści, w różnym tempie. Albo będą trwale niepełnosprawni i niezdolni do życia.

W dodatku nie ma opcji, że "wyrobimy przystosowanie". Kto ma je wykształcić? Będziemy wysyłać tam wciąż nowe osoby. Te, które "nie rokują" na przetrwanie na Marsie, zostaną na Ziemi, jak mówiłam. Jeśli jakimś cudem rozmnażanie tam zaskoczy, to ewentualne przystosowanie wyrobią tylko potomkowie kolonistów. W razie kataklizmu wysłanie ludzi w kosmos może nigdy nie być bezpieczną opcją.

Plus fajnie by było gdybyśmy na Marsie znaleźli wszystkie zasoby potrzebne do przetrwania cywilizacji zależnej od technologii, a więc oprócz tej słynnej terraformacji klimatu i gleb powinniśmy jeszcze mieć tam dostęp do metali ziem rzadkich i wszystkich pierwiastków chemicznych niezbędnych do syntezy leków.

To wszystko są ogromne, gigantyczne pieniądze i środki które będą przeznaczane na skrajnie spekulatywne co by było gdyby (gdyby kolejna asteroida, kolejne globalne wymieranie itp). Kosztem realnych wydatków na potrzeby społeczne i ochronę środowiska Ziemi - być może jedynej takiej planety w całym wszechświecie.

Wszystko to za cenę ignorowania faktów biologicznych podanych w tym tekście. Wolimy postawić w ruletce na opcję drugą, przedstawianą przez autora ("a co jeśli jakimś cudem przeżyjemy", "w końcu ewolucja jest osobliwym procesem" itp).

A jeśli kiedykolwiek oderwiemy się od planety, to nawet w przypadku jej odrodzenia w przyszłości nigdy już na nią nie wrócimy, bo nie będziemy do tego biologicznie zdolni.

To z czym mamy teraz do czynienia, czyli kolejny hajp na podbój kosmosu, to nie jest wyraz jakiegoś pierwotnego instynktu przetrwania. To dosłownie kaprys miliarderów, którym marzy się ucieczka od odpowiedzialności za to, co zrobili planecie i nam wszystkim. Oni naprawdę marzą o jakimś zakątku kosmosu tylko dla siebie, gdzie będą rozmnażać się z najpiękniejszymi i wybranymi przez siebie (białymi) kobietami i gdzie nie dosięgnie ich ani ludowy gniew ani konsekwencje własnych czynów. A, i będą mogli znów bawić się w dyktatorów, uznając się za najmądrzejsze jednostki w okolicy.

Nie warto w to iść. W kosmosie powinniśmy prowadzić najwyżej badania naukowe. Pod ogromnym rygorem.

 

cross-postowane z: https://szmer.info/post/8275068

Grupa aktywistek (z ustaleń policji wynika że w 80% kobiet) wtargnęła na teren firmy OIP Land Systems w Tournai w Belgii i zniszczyła sprzęt wojskowy o wartości ponad miliona dolarów, a także komputery i inne części wyposażenia.

Aktywistki miały być przekonane, że sprzęt i broń były przeznaczone dla Izraela (pochwaliły się akcją inicjatywie Stop Arming Israel). W rzeczywistości była to broń przeznaczona dla Ukrainy.

Faktycznie OIP należy do Elbit Systems, sporej firmy zbrojeniowej z Izraela, która dostarcza tamtejszej armii drony.

Samo OIP działa jednak niezależnie na europejskim rynku i według słów ich przedstawiciela "nie produkowała wyposażenia obronnego dla sił izraelskich od 20 lat". W magazynie zaatakowanym przez aktywistki znajdowały się pojazdy opancerzone przeznaczone na transport do Ukrainy, w tym czołgi Leopard 1.

Za sprawą ich zniszczenia, dostawa opóźni się co najmniej o miesiąc.


Trudno powiedzieć, czy rosyjskie służby celowo napuściły osoby na ten magazyn, sprzedając im fałszywy intel, czy po prostu same osoby nie sprawdziły swoich źródeł. Morał z tego prosty: do your research. Inaczej można wtopić naprawdę głupio.

[–] obywatelle@szmer.info 2 points 3 weeks ago

Nie do końca. Jak pokazał przykład USA, najlepszą sytuacją dla Januszy była sytuacja, w której prawo imigracyjne jest bardzo surowe. Bo wtedy Janusze zatrudniają imigrantów "nielegalnych", których łatwiej terroryzować, słabo opłacać i zmuszać do robienia co tylko się zapragnie. W Polsce ten problem był już przed pełnoskalową wojną w Ukrainie i dokładnie tak samo się objawiał: zdesperowani i biedni Ukraińcy pracowali w gospodarstwach rolnych za grosze, niektórzy byli bici, ale żaden przecież nie zgłosiłby tego policji, bo by go deportowano. Dopiero Trump w Stanach naruszył tę "delikatną równowagę" - zresztą z tragicznymi skutkami dla gospodarki. Ale Trump nie gra dla Januszy, tylko dla miliaderów, i ma z pewnością inne plany.

Januszom zależy więc jednocześnie na tym, żeby imigranci byli, ale też żeby znali swoje miejsce i znajdowali się w tak szarej strefie jak to tylko możliwe.

[–] obywatelle@szmer.info 2 points 3 weeks ago

Tak, konstrukcja tego wymaga ogromnych pieniędzy i statku który wyniesie to wszystko na orbitę. Nikt się jak dotąd nie kwapi i ja się nie dziwię.

[–] obywatelle@szmer.info 2 points 3 weeks ago (5 children)

Owszem, to samo jest w The Expanse. Problem z paliwem. Nie mamy go. Mieliśmy odnaleźć mityczny Hel-3 na księżycu, ale jak dotąd ekspedycje które wyszły w tym kierunku nie znalazły nic. Poruszamy się totalnie po omacku, nie mamy dość zasobów - ani zasobów materialnych, ani zasobów wiedzy. In the end nie wiemy nawet CZY W OGÓLE WARTO kolonizować inną planetę i jakie korzyści mogłoby to przynieść.

 

]]]]]] https://archive.ph/ZGdNI [[[[[[

O TYM AUTORZY SF CI NIE POWIEDZĄ (xD)


Od ponad pół wieku latamy na wokółziemską orbitę, więc świetnie wiemy, że stan nieważkości rozstraja organizm. Mięśnie, które przez całe życie pracowały pod ciężarem własnego ciała, nagle tracą powód istnienia. Czworogłowy uda zanika, jakby nogi zapominały, że służą do stania i chodzenia. Serce – pompa zaprojektowana przez ewolucję do pracy w warunkach przyspieszenia 1g – przestaje się wysilać, jego komory się rozszerzają, a puls zwalnia i traci swoją regularność. Nie musi już pompować krwi na przekór sile grawitacji, więc jego praca staje się mniej dynamiczna, a przepływ słabnie.

(...)

Wzrost ciśnienia wewnątrzczaszkowego powoduje ucisk na nerwy wzrokowe. Niedawno wykryto syndrom SANS (Spaceflight-Associated Neuro-ocular Syndrome) – polega m.in. na trwałych zmianach anatomicznych w gałkach ocznych u astronautów, które nie cofają się po powrocie na Ziemię (nawet po 20 latach od powrotu z misji).

(...)

Jelita. Zasiedlający je mikrobiom zmienia się już po kilku dniach pobytu w kosmosie. Bakterie, z którymi żyliśmy od tysięcy lat, nie wiedzą, jak się zachować w stanie nieważkości. Układ immunologiczny gubi się, atakuje nie tam, gdzie trzeba, albo nie reaguje wcale.

 
 
 

(...)

Choć sąd nie orzekł, że dekret Trumpa jest konstytucyjny, to orzeczenie z 27 czerwca stanowi polityczne zwycięstwo prezydenta. Po pierwsze, ogranicza uprawnienia federalnych sędziów, których decyzje często były solą w oku jego administracji. Po drugie, daje mu możliwość faktycznego wdrożenia kontrowersyjnej polityki bez konieczności przeforsowania jej przez Kongres. Po trzecie, co być może najistotniejsze, pozwala mu wykreować narrację „odzyskiwania kontroli nad granicami" i „obrony prawdziwego obywatelstwa", co mobilizuje jego bazę wyborczą.

Strategicznie Trump osiąga to, co od lat buduje konserwatywny projekt polityczny: redefinicję obywatelstwa nie jako prawa konstytucyjnego, lecz jako przywileju przyznawanego przez władzę wykonawczą. To podejście ma korzenie w działaniach ośrodków takich jak Claremont Institute, których prawnicy, między innymi John Eastman, stoją za logiką dekretu. Choć wcześniej takie propozycje były uważane za radykalne, obecnie stają się częścią głównego nurtu konserwatywnej doktryny.

To, czy dekret przetrwa ostateczną ocenę konstytucyjności, jest nadal niepewne. Ale Trump, wykorzystując luki proceduralne i osłabiając niezależność sądów, już odniósł zwycięstwo o charakterze strukturalnym. To zwycięstwo, niezależnie od przyszłych wyroków, może mieć długotrwały wpływ na sposób, w jaki w USA definiuje się obywatela.

(...)

 

Z okazji zbliżającego się koncertu Shadii w Polsce: jeden z niewielu kawałków po arabsku z jej udziałem na YT do którego znajdziecie chociaż angielskie tłumaczenie.

Plus naprawdę fajny teledysk.

 
view more: next ›