LifeNausea

joined 3 years ago
MODERATOR OF
[–] [email protected] 2 points 2 years ago (1 children)

Imigracja to temat, w którym uchwalono w ostatnich latach najwięcej aktów prawnych. Co to oznacza? Albo że francuski parlament robi byle co, a proponowane rozwiązania są zawsze błędne, albo że idzie na łatwiznę i kreuje wroga, na którego łatwo zrobić nagonkę.

„Historia konfliktu politycznego. Wybory i nierówności społeczne we Francji" to licząca blisko tysiąc stron książka, o której obecnie głośno nad Sekwaną. Autorami są ekonomiści Thomas Piketty i Julia Cagé. Ich teza: to wcale nie kwestie związane z imigracją, religią czy tożsamością mają we Francji nadrzędne znaczenie.

Piketty jest specjalistą w dziedzinie nierówności ekonomicznych w paryskiej Wyższej Szkole Nauk Społecznych (EHESS). Jego „Kapitał w XXI wieku" (2013), sprzedany w ponad 2,5 mln egzemplarzy na całym świecie, był pierwszą publikacją w stuletniej historii naukowego wydawnictwa Harvard University Press, która trafiła na szczyt listy bestsellerów „New York Timesa". Natomiast Julia Cagé to wykładowczyni ekonomii politycznej w Science Po, laureatka Prix du meilleur jeune économiste 2023 (przyznawanej przez niezależny think tank Cercle des économistes i dziennik „Le Monde"), jest autorką „Ceny demokracji" (2020).

Francja Marine Le Pen populizm skrajna prawica


Analiza protokołów wyborczych z 36 tys. francuskich gmin od Wielkiej Rewolucji po 2022 r. zajęła wam pięć lat. Co z niej wynika?

Thomas Piketty: Pozwoliły nam wykazać błędność poglądu, że dzisiejsze konflikty polityczne wynikają z kryzysu demokracji, ścierania się społeczności o odmiennej tożsamości, powszechnej utraty zaufania lub dominacji tzw. postprawdy.

Julia Cagé: Więcej: analiza protokołów z ostatnich 250 lat wykazała, że czynniki geospołeczne nigdy wcześniej nie były tak ważne, jak obecnie. Wyjaśniają motywy aż 70 proc. oddanych głosów w ostatnich wyborach, podczas gdy w 1848 r. - tylko 30 proc. To dowodzi, że kwestie tożsamości, wyznawanej religii czy istnienia we Francji imigracji mają marginalne znaczenie w momencie oddawania na daną partię głosu.

TP: Przy określaniu przynależności do klasy społecznej, braliśmy pod uwagę średni dochód w danej gminie, rynek nieruchomości, odsetek właścicieli domów i udział mieszkańców w systemie produkcyjnym, czyli zawód, dyplom i rodzaj zatrudnienia. W korelacji z tą miejscową tkanką społeczną i gospodarczą analizowaliśmy głosy oddane w miastach, na wsiach, na przedmieściach i w metropoliach. Konflikt polityczny, o którym piszecie w nowej książce, ma dwa nakładające się na siebie wymiary. Jeden – geograficzny – pomiędzy wiejską i miejską Francją, i drugi – społeczny – dotyczący nierówności.

TP: W dłuższej perspektywie obszary wiejskie głosują bardziej na prawo niż miejskie. Ale przez większość XX w. partiom lewicowym udało się przekonać miejską i wiejską klasę robotniczą, że to, co ich łączy, jest ważniejsze niż to, co ich dzieli. I dopiero w ciągu ostatnich 30 lat pojawiła się między nimi przepaść.

Liczniejsi niż robotnicy, a zarabiający od nich mniej pracownicy usług miejskich - kasjerzy, sprzątaczki, osoby zatrudnione w gastronomii - nadal głosują na lewicę. Natomiast klasa robotnicza, mieszkająca dziś głównie na prowincji, poczuła się porzucona przez cyklicznie zmieniające się u władzy lewicę i prawicę.

To często ludzie niezbyt bogaci, ale też nie najbiedniejsi, właściciele swoich domów przywiązani do idei, że doszli do tego własną ciężką pracą. Głosując na ultraprawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN) wyrażają swoje poczucie opuszczenia w kontekście braku usług publicznych w obszarach wiejskich, deindustrializacji i wynikającej z niej utraty pracy. Ich los praktycznie się nie poprawił przez 40 lat. Myślą, że czas dać szansę ugrupowaniu, którego u władzy nigdy nie było.

Wszystkie nasze dane sugerują, że popularność Marine Le Pen - a z 37 proc. opinii pozytywnych to dziś druga najbardziej lubiana polityk we Francji - wynika z tego poczucia porzucenia społeczno-ekonomicznego, a nie z poparcia dla jej antyimigranckich idei. A więc baza wyborcza francuskiej skrajnej prawicy to dziś…?

TP: Założony przez Jean-Marie Le Pena w 1974 r. Front Narodowy [dziś Zjednoczenie Narodowe, RN] zdobył głosy wiejskiej klasy robotniczej niejako przez przypadek. Początkowo głosowała na niego raczej mieszczańska klasa średnia, niechętna imigrantom, zwłaszcza bezpośrednim kontaktom z nimi. Jednakże część tego elektoratu przejęła tradycyjna prawica. Przyczynił się do tego m.in. gaullista Jacques Chirac swoim przemówieniem jeszcze w 1991 r. o „hałasie i zapachu obcokrajowców", a także Nicolas Sarkozy, wówczas szef MSW, nazywając w 2005 r. młodych ludzi z podparyskich przedmieść „szumowiną, którą należy zmyć szlauchem".

Decydujące było referendum europejskie w 2005 r. To wtedy robotnicy zamieszkujący obszary wiejskie zdecydowanie zagłosowali przeciw bardziej zintegrowanej Europie - z powodów ekonomicznych. Nie spodobało im się, że po dojściu do władzy Sarkozy poprzez Traktat Lizboński i na drodze parlamentarnej przeforsował to, co oni odrzucili. I przerzucili swoje głosy na skrajną prawicę.

RN zagospodarowało sobie dostępny od 2007 r. elektorat, choć historycznie nie o to im chodziło. Ale się dostosowali. Marine Le Pen zrozumiała potencjał tego elektoratu dawno temu.

[–] [email protected] 1 points 2 years ago* (last edited 2 years ago) (1 children)

No rzadowi w Tunezji juz chyba mocno wjechalo "great replacement", co jest absurdalne biorac pod uwage, ze 10% ich populacji jest czarnoskora.

Wyborcza pisala troche o Tunezji w tym roku, wiec nie zwrocilam uwagi, pewnie nie kazdy artykul bedzie glebiej to analizowal. Tu troche wiecej o rasizmie https://wyborcza.pl/7,75399,29559225,tunezja-fala-przemocy-wobec-czarnych-po-rasistowskiej-przemowie.html

 

Mer Paryża Anne Hidalgo odwiedziła Armenię razem z grupą francuskich regionalnych przywódców. Próbują przyciągnąć uwagę Europy do kryzysu narastającego w Górskim Karabachu

Wizytę francuskich oficjeli opisuje portal Politico. Poza mer Paryża Anne Hidalgo, Armenię w ostatnią środę odwiedzili też mer Strasburga Jeanne Barseghian, wicemer Marsylii Michèle Rubirola i prezydent regionalnej rady regionu Hauts-de-France Xavier Bertrand.

Wraz z politykami i dziennikarzami na miejsce – pod niespokojną granicę Armenii z Azerbejdżanem - przyjechało dziesięć ciężarówek wypełnionych pomocą humanitarną wysłaną z różnych rejonów Francji dla mieszkańców Górskiego Karabachu. Azerbejdżan nie chciał jednak przepuścić konwoju przez stworzony w kwietniu tego roku punkt kontrolny na korytarzu laczyńskim, łączącym enklawę z Armenią.

Jak wyjaśnia portal, decyzja Francuzów, by wybrać się w ten region, to efekt fali krytyki z ostatnich miesięcy na temat roli, jaką Unia Europejska odgrywa w konflikcie Armenii i Azerbejdżanu o Górski Karabach. To sporna enklawa, którą – od czasu zakończonej w 1994 r. wojny – niemal samodzielnie rządzą etniczni Ormianie, choć formalnie należy ona do Azerbejdżanu i nie jest uznawana jako odrębne państwo przez żaden kraj świata.

Choć Bruksela utworzyła misję monitorującą, która ma pilnować, by nie dochodziło tam do naruszania granicy, jednocześnie robi niewiele, by zapobiec katastrofie humanitarnej, która – zdaniem ekspertów – grozi dziś enklawie.

Wizyta francuskich urzędników pokazuje też, że Francja umacnia stosunki z Armenią. Aż 750 tys. Ormian mieszka we Francji, głównie w Paryżu i Marsylii, a francuskie władze w ostatnich miesiącach aktywnie wspierają Ormian w Górskim Karabachu, wzywając do udzielenia im międzynarodowych gwarancji bezpieczeństwa.

Podczas wizyty mer Hidalgo zaapelowała do prezydenta Emmanuela Macrona, by domagał się specjalnej rezolucji ONZ w tej sprawie.

Bruksela wstrzemięźliwa, bo liczy na gaz z Azerbejdżanu?

Nie bez powodu Francuzi wybrali się do Armenii właśnie teraz. Sytuacja w regionie w ostatnich tygodniach wyraźnie się pogorszyła, od blisko dwóch miesięcy – z powodu narastających napięć - etniczni Ormianie z Górskiego Karabachu są odcięci od dostaw żywności i paliwa, a organizacje pomocowe alarmują, że rośnie tam ryzyko głodu.

Baku i Erywań oskarżają się nawzajem o eskalację, a miejscowi mieszkańcy, z którymi spotkali się francuscy politycy, skarżą się, że niemal codziennie słyszą odgłosy walk, w których w ostatnich miesiącach po obu stronach giną żołnierze.

Burmistrz Hildago podczas wizyty ostrzegła, że regionowi grozi „ludobójstwo i czystki etniczne z rąk autorytarnego państwa".

Jak tłumaczy jeden z cytowanych przez Politico uczestników delegacji, Bruno Retailleau, lider ugrupowania Les Republicains w Senacie, jednym z powodów niemrawych poczynań Brukseli w regionie jest fakt, że szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen próbuje uzyskać od Azerbejdżanu gaz, by zastąpić stracone dostawy z Rosji. W efekcie, prezydent Azerbejdżanu, Ilham Alijew - „prześladowca Ormian w Górskim Karabachu" , jak określa go Retailleau - czuje się dziś bezkarny i mocniej uderza w mieszkańców enklawy.

Ambasador Azerbejdżanu: Francuzi demonizują nasz rząd

Odwiedziny i wypowiedzi Francuzów rozwścieczyły władze Azerbejdżanu. W liście otwartym ambasador kraju w Paryżu Leyla Abdullayeva, oskarżyła burmistrz miasta i innych uczestników wyjazdu o „demonizowanie" jej rządu „pod wpływem nacisków ze strony ormiańskiej społeczności mieszkającej we Francji".

Z powodu próby wjazdu konwoju humanitarnego do Górskiego Karabachu, na dywanik wezwana została ambasadorka Francji w Baku Anne Bouillon,

Jak przypomina Politico, nie po raz pierwszy Azerbejdżan i Francja wojują na słowa. W październiku zeszłego roku azerska telewizja puściła nagranie, na którym grupa dzieci śpiewa piosenkę wyszydzającą francuskiego prezydenta Macrona. A sama Abdullayeva publicznie zagrzewa francuskie terytoria zamorskie do walki „z francuskim neokolonializmem".

Władze Azerbejdżanu twierdzą, że w Górskim Karabachu nie ma żadnego kryzysu humanitarnego i podkreślają, że same ślą na miejsce pomoc. Jednak miejscowi Ormianie nie chcą jej przyjąć, bo uważają, że oznaczałoby to rezygnację z niezależności.

Świat niepokoi się kolejnym zaostrzeniem sytuacji na linii Armenia-Azerbejdżan. Pozornie lokalny konflikt może się łatwo rozlać na cały region, zagrozić biegnącemu tu gazociągowi i wciągnąć w wojnę duże kraje - Rosja ma z Armenią pakt obronny, po stronie Azerbejdżanu mocno angażuje się Turcja.

Do ostatniej dużej eskalacji doszło trzy lata temu – jesienią 2020 r. w walkach, jakie rozgorzały w regionie zginęły setki osób, głównie separatystów ze zbuntowanej enklawy.

[–] [email protected] 1 points 2 years ago

Stanie się to prędzej czy później, powinniśmy dostosować prawo odpowiednio. ale w tym przypadku to raczej było oczywiste i powinni to oznaczyć. widziałam, że zrobili to dopiero po kilku godzinach i to jest słabe.

 

Wzrasta dyskryminacja muzułmańskich dzieciach w szkołach w Indiach. Rząd Modiego nakręca spiralę przemocy.

https://twitter.com/Advaidism/status/1695281921163739625

[–] [email protected] 1 points 2 years ago (3 children)

Nie widzę problemu, jeśli to odpowiednio oznaczą

[–] [email protected] 3 points 2 years ago

Tysiące ofiar, pojebane. Oczywiście zdążyli się już wyprzeć.

 

120 tysięcy ludzi jest więzionych w Karabachu przez rząd Azerbejdżanu. Nie mają jedzenia, gazu, leków, dostępu do szpitali. Dzieci i dorośli nie mają co jeść, a ich zdrowie systematycznie się pogarsza. Nauczycielka opowiada o nastrojach ludzi i tym, jak starają się przeżyć. Mówi też o tym, dlaczego zachód nie śpieszy się do pomocy i ich nadziei na to, że to się w końcu zmieni. https://pl.wikipedia.org/wiki/Blokada_G%C3%B3rskiego_Karabachu

00:01:00 what is the karabakh blockade

00:03:00 why azeris are doing it

00:04:40 what the conditions are right now

00:07:20 what is day-to-day living now

00:09:30 health issues caused by malnutrition

00:10:50 when the blockade will end

00:13:20 Azerbaijan stand

00:16:30 Armenia stand

00:18:50 Help from western countries

00:20:15 Help from Russia

00:22:30 Contact with russian soldiers

00:24:30 Government in Artsakh

00:25:40 Moods in Armenia

00:28:00 Deal between Armenia and Azerbaijan

00:29:45 Money from diaspora

00:30:55 What can be done

00:34:50 What are children thinking

00:37:00 How can people help

[–] [email protected] 2 points 2 years ago (1 children)

https://en.wikipedia.org/wiki/Cattle_theft_in_India" It is widespread in India, with some estimates stating that over a million cattle are smuggled every year" więc poważna sprawa, ale bardziej tu chodzi o napięcia jeszcze nakręcane przez prawicowych polityków. Ostatnio też w Manipurze umarło ponad 100 osób i Modi też się nie spieszył z reakcją

 

Więcej: https://www.aljazeera.com/news/2023/8/3/wherell-i-go-muslims-in-indias-gurugram-under-grip-of-fear-violence

Timeline, jeśli wszystko poprawnie rozumiem:

  • Monu Manesar jest oskarżony o morderstwo dwóch muzułmanów, którzy mieli być zaangażowani w przemyt krów. Manesar jest członkiem "straży obywatelskiej", która miała brutalnie pobić i podpalić dwóch mężczyzn - link.
  • Manesar, który jest głównym oskarżonym nie został aresztowany. Modi i BJP nie przejmują się za bardzo napięciami. Parę dni temu ogłosił, że będzie brał udział w procesji
  • Grupa muzułmanów w Nuh przerywa procesję religijną organizowaną przez BJP, cztery osoby giną w zamieszkach
  • W Gurugram zaatakowany zostaje meczet, zabity imam, wiele sklepów prowadzonych przez muzułmanów zostaje spalonych - prawdopodobnie w ramach zemsty za Nuh

artykul

Zamieszki w północnym stanie Haryana w Indiach trwały kilka dni. Zginęło w nich sześć osób.

Zamieszki rozpoczęły się w poniedziałek miejscowości Nuh, na południe od stolicy Nowe Delhi. Wywołał je film jednego z radykalnych muzułmanów, który jest oskarżony o zamordowanie dwóch hindusów. Mężczyzna na opublikowanym w sieci wideo zapowiedział swój udział w procesji religijnej.

Demonstranci podpalili meczet, a w trakcie zamieszek zginęło sześć osób. Lokalne władze ogłosiły godzinę policyjną, wyłączyły usługi telekomunikacyjne, a na ulicach rozmieściły tysiące mundurowych.

Atak na meczet

Walki z Nuh przeniosły się do innych miast. W oddalonej o 50 kilometrów miejscowości Gurugram ok. 150 demonstrantów wtargnęło do meczetu, zabiło 22-letniego imama, a następnie podpaliło świątynię. Część napastników uzbrojona była w broń palną.

Podpalony meczet został wzniesiony w 2005 r. i już wtedy budził opór lokalnej, hinduskiej społeczności, która próbowała zablokować jego budowę. – To był gniew, który kumulował się przez lata i został w jednej chwili wypuszczony – mówi BBC jeden z muzułmanów z meczetu.

Tłum niszczył także sklepy i restauracje. W zamieszkach zginęło sześć osób. Wina polityków

Cytowani przez stację mieszkańcy stanu Haryana obwiniają o eskalację zamieszek lokalne władze, które zbyt późno zareagowały na wydarzenia i nie były w stanie powstrzymać rozkręcającej się spirali przemocy.

Hindusi indie muzułmanie zamieszki Atak na meczet

Walki z Nuh przeniosły się do innych miast. W oddalonej o 50 kilometrów miejscowości Gurugram ok. 150 demonstrantów wtargnęło do meczetu, zabiło 22-letniego imama, a następnie podpaliło świątynię. Część napastników uzbrojona była w broń palną. Indie w szoku po ujawnieniu nagrania wideo ze stanu Manipur. Są na nim sceny przemocy seksualnej wobec kobiet Zapisz na później

Podpalony meczet został wzniesiony w 2005 r. i już wtedy budził opór lokalnej, hinduskiej społeczności, która próbowała zablokować jego budowę. – To był gniew, który kumulował się przez lata i został w jednej chwili wypuszczony – mówi BBC jeden z muzułmanów z meczetu.

Zamieszki pomiędzy hindusami i muzułmanami w Indiach. Zamieszki pomiędzy hindusami i muzułmanami w Indiach. Fot. Altaf Qadri / AP Photo

Tłum niszczył także sklepy i restauracje. W zamieszkach zginęło sześć osób. Wina polityków

Cytowani przez stację mieszkańcy stanu Haryana obwiniają o eskalację zamieszek lokalne władze, które zbyt późno zareagowały na wydarzenia i nie były w stanie powstrzymać rozkręcającej się spirali przemocy.

55-letni właściciel sklepu, który został splądrowany podczas zamieszek, powiedział dziennikarzom, że muzułmanie i hindusi żyli obok siebie latami w pokoju. Dopiero politycy i religijni przywódcy, którzy grają na podziałach, doprowadzili do napięć pomiędzy zgodnie żyjącymi mieszkańcami stanu.

Wybory w Haryana mają zostać rozpisane w październiku przyszłego roku.

[–] [email protected] 12 points 2 years ago (2 children)

Nie wiedzialam, ze na szmerze jest tyle osob, ktore beda robic fikolki, zeby bronic Tuska:D

No fajnie, ze imigranci musza sie asymilowac i musimy wytworzyc procesy, zeby uniknac tworzenia sie wykluczonych grup. Ale to dotyczy wszystkich imigrantow, a nie tylko z krajow, ktore wyczytal Tusk z kartki. Podkreslajac takie straszne slowa jak "islamska" i nazywajac ich "takimi" krajami. Czyli jakimi? No i oczywiscie, "musimy odzyskac kontrole nad granicami", "niebezpieczenstwo czai sie za rogiem".

ZERO jakiegokolwiek wskazania na to, ze musimy przestac szczuc albo ze potrzebujemy rozsadnej asymilacji, ale to bardzo mile ze jego wyborcy sobie halucynuja te cala narracje.

[–] [email protected] 1 points 2 years ago

Cała twórczość Kae jest zajebista, ta plyta szczególnie. Mój ulubiony kawalek to https://www.youtube.com/watch?v=aRULtXn6W0s

 

Wiele osób protestuje przeciwko "Cop City" - centrum szkoleniowemu w Atlancie. Aktywiści założyli ostatnio zbiórkę na pomoc prawną protestującym, po czym zostali aresztowani w związku z zarzutami prania pieniędzy i charity fraud. Do ich aresztowania wysłano SWAT.

 

więcej u Grupy Granica: https://www.instagram.com/p/CsytcybIjwF/

 

Ostatnio przyjela sie narracja, ze Putin pogarsza kryzys migracyjny, wiec jest dobra podstawka pod polityke.

artykul:

Bruksela chce, by wszystkie kraje Unii zaczęły wzajemnie uznawać swe decyzje o deportacji migrantów, którzy nie dostali pozwolenia na pozostanie w UE. Trwa spór o łodzie przemytników ludzi.

Główne spory migracyjne w Unii Europejskiej toczą się teraz wokół Włoch. Od początku tego roku przez morze dotarło tam już blisko 20 tys. ludzi, czyli około trzy razy więcej niż w analogicznym okresie zeszłego roku. W grudniu 2022 roku Rzym oficjalnie – choć w sprzeczności z prawem UE – zawiesił przyjmowanie migrantów odsyłanych tam z innych państw Unii według zasady, że przybysze na rozpatrzenie swych wniosków o pobyt (czy też o ochronę międzynarodową) powinni czekać, nawet w zamkniętych ośrodkach UE, w swym pierwszym „kraju kontaktu" ze strefą Schengen. Tymczasem zmierzają oni z południa Włoch na północ Europy, czyli głównie do Niemiec, Francji, Belgii, Holandii, Austrii, Danii oraz Szwajcarii (poza UE, ale w Schengen), których rządy w zeszłym tygodniu wystosowały wspólny – wymierzony przede wszystkim we Włochy – apel o trzymanie się prawa unijnego.

Komisja Europejska zaproponowała we wtorek pakiet nowych reguł migracyjnych, których celem jest dalsze uszczelnienie prawa azylowego. Wśród nich jest reguła wzajemnego uznawania „decyzji powrotowych" (co do dobrowolnego lub deportacyjnego wyjazdu migrantów z UE), którym odmówiono ochrony międzynarodowej. To będzie wymagać zatwierdzenia przez Radę UE.

– Poza Unię odsyłanych jest tylko 21 proc. spośród tych, którzy nie kwalifikują się do ochrony międzynarodowej. To grozi erozją zaufania społecznego. Aby chronić prawo do azylu, musimy właściwie zająć się odsyłaniem tych, którzy go nie dostali – przekonywała dziś Ylva Johansson, komisarz UE ds. wewnętrznych.

Kraje Unii w zeszłym roku wydały łącznie 340 tys. decyzji powrotowych. Ale obecnie nawet oficjalna odmowa azylu we Włoszech w praktyce nie zapobiega podróżom migrantów do Niemiec albo Holandii, by tam ponownie złożyć wniosek o prawo pobytu w ramach ochrony międzynarodowej. Bruksela chce teraz wykorzystania usprawnionej od zeszłego tygodnia bazy danych Schengen, w której mają być rejestrowane odmowy azylu np. we Włoszech, by potem mogły być wykorzystywane np. we Francji lub Niemczech do odmowy wszczynania nowej procedury azylowej. Natomiast Komisja Europejska nadal odrzuca pomysły rozpatrywania wniosków azylowych poza terytorium UE na wzór koncepcji brytyjskich, wedle których Wlk. Brytania miałaby rozpatrywać wnioski w ośrodku w Rwandzie.

Relokacja nadal blokuje reformę

Kluczowym kłopotem niskiego odsetka deportacji („powrotów") jest niechęć krajów macierzystych lub krajów tranzytu do przyjmowania migrantów odsyłanych z Unii. Komisja Europejska w projekcie „paktu migracyjno-azylowego" z 2020 roku zaproponowała system obowiązkowej solidarności państw UE (w razie kryzysu migracyjnego), w którym relokację można by zastąpić wzięciem odpowiedzialności za „powroty" określonej liczby migrantów. To miał być ukłon w stronę Polski i innych państw Unii przeciwnych rozdzielnikowi uchodźców, ale się nie udało.

– Przejmowanie odpowiedzialności za powroty jest w istocie formą relokacji migrantów, których nie chcą przyjąć ich kraje pochodzenia – przekonywał wiceminister Bartosz Grodecki posiedzeniu Rady UE m.in. na temat migracji w zeszłym tygodniu.

Czy „pakt migracyjno-azylowy" ma szanse na zatwierdzenie przed kadencją Parlamentu Europejskiego wiosną 2024 roku?

– Szanse będą tym większe, im bardziej elastyczny będzie mechanizm solidarnościowy. Ale Szwedzi [prezydencja Rady UE] teraz proponują mechanizm z naciskiem na relokację – powiedział Grodecki.

Polska teraz powołuje się w Brukseli na przykład uchodźców z Ukrainy, w których przypadku obyło się bez relokacji. A projekt unijnej reformy jest zatem zaklinczowany, bo z kolei kraje Południa naciskają na silną i relokacyjną solidarność wbrew sprzeciwowi m.in. Polski, Węgier, Czech, Słowacji, Danii, Austrii. Jednocześnie w Unii nadal dominuje przekonanie, że w kwestii całościowej reformy migracyjno-azylowej trzeba szukać konsensusu wszystkich państw Unii. „Nie uratujemy wszystkich rozbitków"

Pod koniec lutego u wybrzeży Włoch utonęło co najmniej 79 rozbitków z łodzi przemytników ludzi płynącej z Turcji, a w ostatni weekend przepadło około 30 rozbitków w Cieśnienie Sycylijskiej (w strefie libijskiej odpowiedzialności ratowniczej). Mocniejsza koordynacja akcji ratowniczych na morzu jest elementem zarówno projektu „paktu migracyjno-azylowego", jak i wytycznych zaproponowanych dziś przez Komisję Europejską.

– Jednak nierealistyczne jest myślenie, że uda się uratować wszystkich, dopóki będą trwały przeprawy często w tak fatalnych łodziach i czasem przy fatalnej pogodzie. Dlatego naszym celem musi być powstrzymanie przemytników ludzi od wsadzania ich na łodzie – przekonywała komisarz Johansson.

Sposobem na przemytników ma być skuteczniejsza współpraca z państwami, skąd wyruszają ich łodzie. A także szersze otwarcie dróg legalnej migracji do UE, by dać nadzieję na bezpieczną alternatywę, a także skłonić kraje pochodzenia migrantów do współpracy z Unią przy „powrotach". Obecnie spora część krajów Unii naciska na Brukselę, by zaczęła w „zachęcaniu do współpracy" wykorzystywać unijne fundusze pomocowe dla krajów Afryki, choć pomysł przykręcania kurka z pomocą rozwojową wywołuje protesty organizacji humanitarnych.

Szef włoskiej dyplomacji Antonio Tajani publicznie sugerował w tym tygodniu, że narastająca nielegalna migracja przez morze do Włoch ma duże źródło w obszarach „kontrolowanych przez grupę Wagnera", która od paru lat realizuje rosyjskie cele w Afryce. To miałoby wpisywać nacisk migracyjny na Włochy w „konfrontację geostrategiczną", na co Polska już w 2021 roku powoływała się w przypadku kryzysu na granicy z Białorusią.

Niechciane NGO-sy na morzu i w Białowieży

Włoski rząd Georgii Meloni podkreśla, że włoskie służby tylko w ostatnich dniach uratowały na morzu ponad tysiąc ludzi (to wymóg prawa międzynarodowego), ale jednocześnie usiłuje ograniczać działania statków organizacji międzynarodowych. Rzym przekonuje, że w istocie ich działania zachęcają przemytników ludzi, bo przekonują migrantów, że nielegalne przeprawy – wskutek działania NGO-sów – nie są aż takie niebezpieczne.

– Argumenty Włoch na rzecz tak twardego podejścia przypominają stanowisko władz Polski w sprawie granicy w Puszczy Białowieskiej. Chodzi o to, żeby ryzyko związane z nielegalnym przekraczaniem granicy odstraszało od prób jej przekraczania – tłumaczy jeden z unijnych dyplomatów w Brukseli.

Kwestia reguł postępowania NGO-sów na Morzu Śródziemnym często powraca w sporach migracyjnych UE do 2015 roku. Jednak teraz „włoskie myślenie" cieszy się coraz większym poparciem w UE, choć jeszcze parę lat temu uchodziło za element wręcz skrajnie prawicowej recepty na nielegalną migrację.

view more: ‹ prev next ›