this post was submitted on 26 Jun 2023
2 points (62.5% liked)
wspólnota szmeru
1942 readers
1 users here now
O Szmerze - domyślna społeczność platformy
founded 5 years ago
MODERATORS
you are viewing a single comment's thread
view the rest of the comments
view the rest of the comments
Rozciągasz 2-3 osoby z Poznania na środowisko Rozbratu, co moim zdaniem nie jest uczciwe, bo nigdy nie słyszałem, żeby mieli od Rozbratu jakikolwiek oficjalny mandat do działania w tym temacie, albo żeby jakkolwiek reprezentowali to środowisko. Jeśli już to raczej uczestniczą w jednej z luźno powiązanych inicjatyw - ale mogę się tu mylić, nie sprawdzałem tego wątku.
Co do ich wypływu na proces - myślę, że eufemistycznie to ujmując nie pomógł, ale podobnie zaangażowanie osób z zewnątrz po "drugiej stronie". I nie chodzi mi o to, że należy wszystko załatwiać "po cichu, żeby nikt się nie dowiedział", chociaż też sytuacja, gdzie cały kraj żyje problemami z jednym mieszkańcem jakiegoś domu to jakaś patologia. Chodzi mi o to, że po obu stronach angażowały się osoby mocno motywowane emocjonalnie i swoją relacją do zaangażowanych, co w swoistym sprzężeniu zwrotnym znowu podnosiło emocje w całej sytuacji i dodatkowo utrudniało jej rozwiązanie.
Przedstawienie alternatywnej do oczekiwanej propozycji rozwiązania konfliktu przez kolektyw z zewnątrz spotkało się z ponad godzinną rundą wyrażania bólu, zawodu, poczucia zdrady etc. z różnym poziomem bezpośredniości i pasywnej agres wobec osób przedstawiających stanowisko kolektywu, po powrocie z czego część delegacji odmówiła dalszego uczestnictwa w tym procesie nie chcąc się więcej mierzyć z takim sposobem komunikacji (i to głównie osoby niemęskie, delegacja miała równy parytet z tego co pamiętam). Nawiasem mówiąc wszelkie te osoby z Poznania itd zaczęły się pojawiać wobec takiego sposobu rozmowy na przestrzeni miesięcy jako "wsparcie" dla osoby, która była "zakrzyczana". W to ostatnie (słowo) akurat jestem gotów wierzyć po tym co widziałem w kulturze dyskusji tego miejsca na przestrzeni lat i ze swojego własnego imigrancko-aktywistycznego doświadczenia. I ponownie - absolutnie rozumiem rozżalenie osób bezpośrednio dotkniętych sytuacją i uznaje je za zasadne. Ale mam też wrażenie, że to wcale nie ich głos wybrzmiewał tam najmocniej. Jasne, osoby były tam po to, żeby głos słabszych mógł dostatecznie wybrzmieć - rozumiem i uznaję tę koncepcję. Wydaje mi się jednak, że w pewnych sytuacjach może dochodzić do nieświadomej... "licytacji"? kto popiera osoby postrzegane przez siebie jako ofiary bardziej, mocniej i dobitniej to przedstawi. Takie były w tym konflikcie z obu stron, ze swoimi poziomami komunikacji często niezrozumiałymi dla drugiej strony. Efektem wbrew, chciałbym wierzyć - dobrym, intencjom może to powodować spiralę i eskalację konfliktu bo jego rozwiązanie wymaga mimo wszystko zrozumienia perspektyw/sytuacji stron. Albo dołów z wapnem, bo trochę nie rozumiem jak inaczej miałoby to być rozwiązywane, jeśli nie empatią i porozumieniem.
Co do drugiego akapitu - serio mam wrażenie, że środowiska przedstawiające to jako jakikolwiek triumf są bardzo wąskie i pewnie znacznie bardziej widoczne w internecie (ponownie, FB celowo podbija widoczność kontrowersyjnych treści dla swoich celów). Na żywo nawet co bardziej trzeźwi sprawcy przemocy w finalnym akcie tego dramatu przyznają, że był to "błąd". Jeśli nie rozumieli tego od razu, to ban na inne miejscówki, bojkot ich działań i efektywne odcięcie od większej części środowiska mogło w tym pomóc. Oczywiście nie wszyscy, ale ludzka psychika tak działa, że ludzie mają potrzebę udowodnienia sobie, że cokolwiek co się robi było uzasadnione i sprawiedliwe. W każdym razie, moje odczucie jest takie, że absolutnie większość faktycznie działających ludzi w kraju uznaje całe to wydarzenie za absolutną porażkę i coś co nie powinno mieć miejsca. Z pewnością są różnice w ocenie zaangażowanych stron, ale raczej nie wydarzeń jako takich.
Nie muszą. Swoimi kanałami dowiedziałam się o słynnym spotkaniu na Rozbracie gdzie padły słowa o "ostatecznym rozwiązaniu kwestii Syreny" w dość bojowym tonie. Sam Rozbrat nigdy też nie odciął się ani nie potępił działań ludzi z "luźno związanych inicjatyw". Żaden FB nie musiał mi tego podbijać, ci ludzie sami robili dymy na zamkniętych grupkach, gdzie żadne algorytmy nie mają znaczenia. Sami przedstawiali się jako ekipa zaangażowana w mediacje, podczas gdy dobrze wiemy że na żadnych mediacjach im nie zależało i takowych nie prowadzili.
Ale tak to jest z konfliktami - nie byłaby potrzebna tak długa mediacja ani specjalne środki zaradcze, gdyby nie istniały silne emocje i silne przekonanie o swojej racji. To z reguły jest zarzewiem i paliwem konfliktu. Niestety, ale spokojne debaty bez emocji są luksusem osób wyjątkowo uprzywilejowanych i będących wysoko na społecznej drabinie, a więc i takich, które mogą pozwolić sobie na to, by mieć w dupie przedmiot sporu. Większość z nas do takich nie należy, więc to naturalne że będzie podkurw. Oglądając niektóre odcinki "Sprawy dla Reportera" też można mieć poczucie, że ci ludzie przesadzają, że żrą się o gówno, że mogliby się uspokoić, ale no cóż, łatwo nam to oceniać z naszej perspektywy. Dla nich to często sprawa całego życia.
Nie wiem, czy dało się ten konflikt rozwiązać w sposób zadowalający dla kogokolwiek, nie było mnie na miejscu podczas mediacji i tylko po pobieżnej znajomości charakterów pewnych osób mogę sobie wyobrazić, jak mogły wyglądać. Zwykle w takich sytuacjach dzieją się rzeczy których nie chcemy robić, padają oskarżenia których nie chcemy rzucać i obelgi, których nie chcemy kierować do nikogo - a jednak się dzieją. Pewnie gdyby chodziło tylko o słowa czy o ton, to byłoby to łatwiejsze do rozwiązania, ale niestety chodziło też o pewne problemy natury że tak powiem materialnej.
No i zakładamy tu jednak, że po obu stronach była dobra wola, nawet jeśli ukryta pod stosem obelg, oskarżeń o zdradę, itp. Ja niestety nie jestem o tym przekonana. Nie mówię, że po stronie Przychodni występował sam cynizm, a po stronie Syreny - sama niewinność, bo rzadko życie działa w ten sposób. Ale jeśli mamy poznawać rzeczy po owocach, to te owoce są zgniłe. I każą wątpić w dobrą wolę przynajmniej części aktorów zaangażowanych w to wydarzenie - np. WSLu, który ewidentnie grał na prowokację i że tak powiem wygodne umoszczenie się w przestrzeni. Nieprzypadkowo forsowali narrację, w której osoby idące na czele ataku nazwano "mediatorkami" i oskarżano syreniarzy o rzekomo niesprowokowane strzelanie do nich z wiatrówek. I nie czarujmy się, że WSL to inna organizacja, nie mająca bezpośredniego związku ze skłotem, bo to po pierwsze nieprawda (została włączona do tego "kolektywu społecznego" na Syrenie), a po drugie to gdybym nie zgadzała się z tym, co rozmaite wiesztorty myślą i robią, nie wzięłabym ich towarzyszy na taką akcję. To wyklucza spontaniczność i pokazuje, że musiało to być planowane przynajmniej od pewnego czasu. Od jak długiego, to wiedzą już pewnie tylko osoby zaangażowane. Ja po tym co się stało nie umiem zawierzyć w dobre intencje.
Kurczę, prawie wzruszające. Szkoda że, nwm, nie przybrało to jakiejś bardziej namacalnej formy, nawet jakiegoś głupiego "przepraszam" (domyślam się że ofiary nie wybaczą tak łatwo i nie będą się nagle wszyscy całować, no ale jak się zjebało to robi się to i tak, bez liczenia na cokolwiek, bo to się przyzwoitość nazywa).
Tak, to prawda, aż tak pojebani to jednak nie jesteśmy.
A ja ile razy poskrobię to dokopuję się do czegoś w rodzaju "no źle wyszło ale oni sobie by nie dali przetłumaczyć", albo wręcz "no źle wyszło bo teraz tamci mają historię męczeńską". Nie mówiąc już o odwadze cywilnej do jakiekolwiek publicznego potępienia zdarzenia, bez rozmywania i relatywizowania win. Bo serio, w rozmywanie to można się było bawić przed 5 grudnia, wtedy był czas na przekrzykiwanie się o tym, kto jest tu chujem a kto nie chce porozumienia. Po tym co się odstawiło powinny pójść jasne i jawne wyrazy potępienia dla tego co miało miejsce. Tymczasem w tym temacie środowisko chowa głowę w piasek. To, co mówisz publicznie też jest ważne, bo przestajesz tworzyć atmosferę "nie mów nikomu co się dzieje w domu", zwłaszcza jeśli twoją ambicją polityczną jest ponoć "przebudowa społeczeństwa". Nie trzeba do tego żadnej gloryfikacji ofiar.
A wyszło jak wyszło i zdaje się że co do zasady to wszystkim to pasuje. Może przykro że w ten sposób, że takie rzeczy musiały się dziać, ale przynajmniej porządek panuje w Warszawie.