Publicystyka

210 readers
1 users here now

Nie uwierzycie; to miejsce na *publicystykę!

Prosimy o nie wrzucanie artykułów i innych dzieł gatunku informacyjnego, od tego są inne społeczności.

*publicystyka [niem. < łac.], wypowiedzi (piśmiennicze i kolokwialne) na aktualne tematy (publicystyka jest klasyfikowana w zależności od dziedziny, której dotyczy na: społeczną, polityczną, gospodarczą, kulturalną), przedstawiające wyraźne poglądy i opinie, często o charakterze polemicznym, tendencyjnym lub wręcz prowokacyjnym. - https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/publicystyka;3964321.html

founded 3 years ago
MODERATORS
176
177
 
 

Rozwijam od lat koncepcję „antypolityki”, która nie polega wcale na „odejściu od polityczności”, ale na stworzeniu swego rodzaju przeciwwagi dla oficjalnej polityki.

178
 
 

Didier Eribon, filozof i socjolog: Matka dzwoniła do mnie nocami i nagrywała długie wiadomości – lament samotnej i nieszczęśliwej kobiety. Wyobraziłem sobie, że w tym samym momencie dziesiątki, setki tysięcy starych kobiet i mężczyzn dzwoni do swoich dzieci i mówi to samo.

MICHAŁ SOWIŃSKI: Czy można zrozumieć starość?

Didier Eribon: Nie, dopóki się jej nie doświadczy. Starość to granica. Albo jest się po jednej, albo po drugiej stronie, nie można być pomiędzy. Dlaczego?

Bo ludzie starsi doświadczają świata w zupełnie inny sposób. Niestety, nawet najlepsza, najbardziej empatyczna wyobraźnia nie jest w stanie tu pomóc. Czyli dzieli nas mur i nic nie da się zrobić?

Przeciwnie. Właśnie dlatego, że z perspektywy młodości starość wydaje się czymś niewyobrażalnym, tym bardziej powinniśmy próbować uczyć się patrzeć na świat oczami ludzi starych. Kiedyś zajmiemy ich miejsce. Powinniśmy być cierpliwi i wyrozumiali. Nie wzdychajmy, gdy spotkana na schodach sąsiadka opowiada nam po raz kolejny tę samą długą historię. Odkąd skończyłem książkę o swojej matce, zacząłem zwracać uwagę na więcej tego typu szczegółów. Albo inaczej – coraz mocniej sobie uświadamiam, że wkrótce też będę miał problem z wyciąganiem bilonu w sklepie. Opisując ostatnie lata i miesiące życia matki, przywołuje Pan filozofów: Simone de Beauvoir, Norberta Eliasa, Jeana Améry’ego. Nie ma ich wielu. Zachodnia kultura ma problem ze starością?

Zdecydowanie, starość to puste miejsce w naszej zbiorowej wyobraźni, w języku – zarówno w tym codziennym, jak i filozoficznym. Dlaczego?

To cecha immanentna większości nowoczesnych języków filozofii. Weźmy choćby Jeana-Paula Sartre’a. Jednostkowe bycie w rozumieniu egzystencjalizmu zawsze rzutowane jest w przyszłość – oczywiście niedookreśloną, niepoznawalną, ale jednak przyszłość. Ten czasoprzestrzenny wymiar naszego istnienia jest tu kluczowy. I nie tylko tu – temporalność wpisana jest we wszystkie XX-wieczne koncepcje człowieka. A starsi ludzie, jak choćby moja matka pod koniec życia, nie potrafią już myśleć o sobie w przyszłości. Gdy nie można wstać samemu z łóżka, pójść do łazienki, świat staje się dziwną mieszaniną przeszłości i teraźniejszości, aczkolwiek tej drugiej z każdym dniem ubywa. Nasze myślenie o ludzkiej egzystencji praktycznie nie uwzględnia starości. Ślepa plamka?

Gorzej nawet – abyśmy mogli spokojnie żyć, zazwyczaj musimy pozbyć się starości z naszego myślenia. Zachodnia kultura dysponuje wieloma mechanizmami, które w tym pomagają. Wróćmy zatem do tych kilku filozoficznych wyjątków.

Moją ulubioną książką o starości jest „La Vieillesse” [fr. „Starość”] Simone de Beauvoir… …nieprzetłumaczona na polski.

Jej losy są bardzo dziwne, nawet we Francji mało kto o niej słyszał. Przeczytałem ją jeszcze na studiach, a podczas pisania ostatniej książki postanowiłem do niej wrócić. Gdy wspominałem o tym znajomym, nikt jej nie kojarzył. Nawet moja koleżanka, która zajmuje się zawodowo historią feminizmu. Jest to tym dziwniejsze, że „Druga płeć” tej samej autorki jest być może jedną z najważniejszych pozycji światowej humanistyki XX w. Co więcej, „La Vieillesse” pomyślana została jako tekst symetryczny wobec „Drugiej płci”, bo porusza podobne wątki, tylko z nieco innej perspektywy. To też bardzo ciekawa, oryginalna krytyka Sartre’a i jego omijającego cielesny wymiar egzystencjalizmu. I nikt jej nie chce czytać?

O kwestie genderowe spieramy się nieustannie, ciągle powstają nowe koncepcje, które w taki czy inny sposób nawiązują do poprzednich, założycielskich tekstów. O starości nie chcemy rozmawiać, tym bardziej się o nią spierać. Nie ma i pewnie nigdy nie będzie zajęć z teorii starości na zachodnich akademiach. Dlaczego?

Ludzie w podeszłym wieku, zamknięci w domach opieki, przykuci do łóżek, schorowani nie są w stanie zawiązać żadnej politycznie istotnej wspólnoty. Moja matka, gdy skarżyła się na warunki panujące w jej domu opieki, nigdy nie używała liczby mnogiej, choć mogła, bo problemy były w większości ogólne i dotyczyły wszystkich mieszkańców. De Beauvoir, podobnie jak ja – jestem jej bardzo wdzięczny za wszelkie inspiracje – napisała „La Vieillesse” dopiero po śmierci matki, co w tym kontekście również wydaje się znaczące. We wcześniejszych jej dziełach temat ten właściwie się nie pojawia. Pana książka coś tu zmieni?

Na razie zaprzyjaźniony księgarz mówił mi, że po ukazaniu się mojej książki kilka osób dziennie pyta o „La Vieillesse”, co wcześniej nigdy się nie zdarzało. Byłbym przeszczęśliwy, gdyby udało mi się wprowadzić kolejną książkę de Beauvoir na listy bestsellerów. Ale mówiąc poważniej – to pokazuje, jak bardzo brakuje nam języka, aby rozmawiać na temat późnej starości. Ratuje nas literatura?

Do pewnego stopnia, na pewno jest bardziej przydatna niż filozofia. Pisarze i pisarki rzadko piszą w bardzo podeszłym wieku – choć oczywiście bywają genialne wyjątki, jak choćby Annie Ernaux. Niemniej tworząc powieść trzeba wczuwać się w inne, często bardzo odległe postaci. Literatura pozwala nam spojrzeć na świat oczami innego człowieka. Pisze Pan, że matka była całe życie agnostyczką, może nawet ateistką, ale na pogrzebie chciała obecności księdza.

Przedstawiciele klasy robotniczej z tego pokolenia nigdy nie byli religijni, ale potrzebowali rytuałów strukturyzujących ich życie. Dlatego przystępowali do pierwszej komunii, brali śluby kościelne – pamiętam, że sam bywałem w kościele na tego typu wydarzeniach. Tylko zadeklarowani komuniści odrzucali wszelkie formy religii. Moja mama nie była radykałem – chciała księdza, bo taki był zwyczaj, nie dlatego, że się nagle nawróciła i zaczęła wierzyć w życie po śmierci. Maciej Jakubowiak, Kraków, 28 lutego 2024 r. // Fot. Jacek Taran Dwa złote do szczęścia Jacek Taran Urszula Honek Maciej Jakubowiak Czy istnieje jakieś lepsze życie i jakieś gorsze życie? Jedni są godni szacunku, a drudzy nie? Chyba nie jestem człowiekiem awansu. Nie chcę, żeby ktokolwiek musiał awansować. Matematyka i demografia są tu bezwzględne i jednoznaczne – wszystkie europejskie społeczeństwa starzeją się, i to szybko. Jesteśmy na to gotowi?

Nie jesteśmy. Brakuje nam rzeczy najbardziej podstawowych, miejsc w szpitalach czy domach opieki. Dodatkowo większość instytucji, które działają dziś, nie spełnia elementarnych standardów medycznych, o godności osób w nich mieszkających nawet nie wspominając. Moja mama spędziła w takim miejscu ostatnie 11 tygodni swojego życia – w tym czasie wielokrotnie skarżyła się na złe traktowanie, opryskliwość pracowników czy fatalne warunki sanitarne.

Między innymi po to napisałem tę książkę, żeby zwrócić uwagę społeczną na te kwestie – oczywiście nie ja pierwszy i z pewnością nie ostatni. Problem w tym, że wszyscy udają, że tego nie widzą, choć prawie każdy odwiedzał kogoś bliskiego w tego typu placówkach albo słyszał o nich od znajomych. Od czasu do czasu wybucha we Francji skandal, gdy jakiś dziennikarz ujawni rażące patologie występujące w tym czy innym ośrodku, jednak oburzenie zazwyczaj trwa krótko i ma raczej powierzchowny charakter. Jako społeczeństwo świadomie i masowo wybieramy ignorancję. Co się musi stać, żeby sytuacja się zmieniła?

Nie wiem, ale stawka jest wysoka. Nie chodzi mi nawet o wymiar etyczny, ale ekonomiczno-polityczny. Nie wiem, jak długo będziemy w stanie udawać, że nie ma problemu. Moja matka często dzwoniła do mnie nocami i nagrywała długie wiadomości – niekończący się lament samotnej i nieszczęśliwej kobiety. Wyobraziłem sobie, że w tym samym momencie dziesiątki, setki tysięcy starych kobiet i mężczyzn dzwoni do swoich dzieci i mówi to samo. Przerażająca wizja. Na co się skarżyła?

Na przykład na to, że nie pozwalają jej wziąć prysznica. Nie chodziło jednak o to, że jej tego po prostu zabraniają, tylko w ośrodku brakowało personelu – żeby mogła się umyć, potrzeba było dwóch silnych osób. Dlatego prysznic brała raz na tydzień. Pamiętam dobrze te wiadomości… Gdy ich słuchałem, czułem potworne oburzenie, złość – wydawało mi się to niewyobrażalnym skandalem. Byłem zły na moje państwo, dla którego opieka nad osobami starszymi ewidentnie nie jest priorytetem. Podobnie służba zdrowia – od dekad każda kolejna władza, niezależnie od barw politycznych, zamyka oddziały szpitalne, zmniejsza liczbę szpitalnych łóżek. Cały polityczny sektor jest zdemolowany przez neoliberalne myślenie. Ekipa Macrona ma w tym szczególne zasługi. Starość się nie opłaca?

Starzy, schorowani ludzie z perspektywy drapieżnego kapitalizmu są zwyczajnie bezużyteczni. Pisała już o tym de Beauvoir w latach 70. – od tego czasu wiele zmieniło się na gorsze. Pisze Pan, że niektórzy próbują się wzbogacić na „siwym złocie”.

Za każdym razem, gdy o tym myślę, zbiera mi się na wymioty. Ale tak – na starości też można zarobić. Wystarczy odpowiednio radykalnie „optymalizować” koszty funkcjonowania domów opieki – oszczędzać na personelu, infrastrukturze, nawet na jedzeniu. To klasyczny i bardzo skuteczny mechanizm. Aby wykorzystać jakąś grupę ludzi, nawet całą klasę społeczną, jak na przykład kiedyś robotników, należy uczynić ją niewidzialną. Otoczyć ją mniej lub bardziej metaforycznym murem. Zabrać język, żeby nie mogła opisywać swojej kondycji. Czyli godna śmierć tylko dla bogatych.

Prywatny system opieki nad osobami starszymi jest we Francji absurdalnie kosztowny. Moich braci i mnie, choć żyjemy w miarę dostatnio, nie było na to stać. Starsi ludzie o tym wiedzą i to tylko pogłębia ich rozpacz. Dlatego po kilku miesiącach przebywania w państwowych ośrodkach, odarci z godności i pozbawieni nadziei, umierają, choć z medycznego punktu widzenia trudno wskazać przyczynę. Moim zdaniem to rodzaj nieuświadomionego samobójstwa. Dlatego to problem polityczny – skargi mojej matki, która nagrywała się nocami na moją pocztę głosową, miały naturę stricte polityczną. Dramat polega na tym, że nie były w stanie przedrzeć się do dyskursu publicznego, zamierały w próżni. „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu” to protest w jej imieniu?

Ludzie bliscy śmierci nie wyjdą na ulice, nie założą związków zawodowych, mogą tylko biernie przyjmować przemoc systemu. Jako postać o pewnej pozycji społecznej i medialnej mogłem uczynić ten pojedynczy, cichy głos słyszalnym. Mogłem prywatne uczynić publicznym. Oczywiście mówienie w czyimś imieniu zawsze bywa problematyczne, ale nie ma alternatywy poza milczeniem. To dla mnie definicja polityki: uczynić indywidualne doświadczenie powszechnie dostępnym. Opór mojej matki był pasywny, a ja chciałem, żeby stał się aktywny, żeby mógł coś zmienić. Udało się?

Po publikacji książki otrzymałem setki listów, a mój wydawca dostał mnóstwo wiadomości poprzez media społecznościowe. Większość z nich brzmiała podobnie – ludzie dziękowali mi, że opisałem coś, co przydarzyło się także im: ich rodzice przechodzili przez to samo co moja matka, do tego dusząca złość i bezsilność. Pojawiały się też postulaty różnych działań – otrzymałem wiele zaproszeń do udziału w konferencjach i debatach. W większości przypadków musiałem odmówić, bo nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Wiem tyle, ile zobaczyłem na własne oczy. Ale samo to wzburzenie było bardzo znaczące, bo pokazało skalę problemu. Powoli, ale konsekwentnie narasta społeczny opór wobec polityków. Czy presja okaże się wystarczająca? Nie wiem, w grę wchodzą olbrzymie pieniądze, więc na pewno nie będzie łatwo. Z drugiej strony wiele grup społecznych zmagających się z wykluczeniem odnosiło sukcesy w walce o swoje prawa. Myślę, że pora dołączyć osoby starsze do tego grona. Proszę wybaczyć szorstkość tego pytania, ale czy w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy życia Pana matki nie rozważał Pan zabrania jej do siebie do domu?

To pytanie nie wydaje mi się szorstkie. To, że użył Pan tego przymiotnika, wynika, jak mi się wydaje, z bardzo konserwatywnego, reakcyjnego wręcz sposobu myślenia o rodzinie i relacjach społecznych. Moja książka ukazała się najpierw we Francji, potem w Niemczech, we Włoszech i innych krajach Europy. W związku z tym udzieliłem wielu wywiadów i w żadnym z nich nie padło tego typu pytanie. Wyjątkiem jest Polska, gdzie jestem o to pytany właściwie przy każdej okazji. Być może Polacy, przynajmniej niektórzy, są dużo bardziej przywiązani do wyidealizowanej i zmitologizowanej idei tradycyjnych struktur rodzinnych… Aż tak?

Mieszkam w Paryżu w małym, dwupokojowym mieszkanku, łącznie 50 metrów... A ludzie pytają mnie, dlaczego nie wziąłem mamy do domu. Poza wszystkim – nie mam żadnych kwalifikacji, żeby zajmować się osobą w jej stanie. Wątpię też, aby mama się na coś takiego w ogóle zgodziła. A co do zasady, sprowadzanie problemu do poziomu osobistego – do pytania „dlaczego nie opiekowałeś się bardziej swoją matką?” – oznacza zrzucanie odpowiedzialności na jednostkę, a nie na system gospodarczy i społeczny, państwo, rządy, partie polityczne... To ahistoryczny, aspołeczny i apolityczny postulat. Dlatego też, z przykrością to stwierdzam, jest to prawicowy punkt widzenia, zamaskowany dyskursem o wartościach rodzinnych. Nic się nie zmieni, jeśli nie odrzucimy tego sposobu myślenia. Z Pana książek jasno wynika, że nigdy nie był Pan blisko ze swoją rodziną.

Bycie nastoletnim gejem w prowincjonalnym miasteczku pod koniec lat 60. nie było łatwe. Homofobia była wszędzie, także wewnątrz mojej rodziny. Ojciec krzyczał do telewizora najgorsze homofobiczne obelgi, często bez większego związku z tym, co akurat wyświetlało się na ekranie. Musiałem stamtąd uciec, aby przetrwać. Nie byłem w stanie żyć w takich warunkach. Musiałem wymyślić siebie na nowo. Miałem to szczęście, że od zawsze interesowałem się kulturą, dlatego dość łatwo odnalazłem się w Paryżu. Pomogła mi Simone de Beauvoir, w której zaczytywałem się na studiach – marzyłem, żeby żyć tak jak ona. O tym z grubsza opowiadam w „Powrocie do Reims”. Dla mnie rodzina to opresyjna instytucja, której za wszelką cenę chciałem się pozbyć. Książki w Tygodniku

Literatura faktu i eseje, poezja, powieści i opowiadania. Recenzje nowości wydawniczych i rozmowy z twórcami. Dużo pisze Pan o przyjaźni jako alternatywnej strukturze budowania bliskich relacji.

Niedługo po polsku ukaże się książka mojego partnera, Geoffroy de Lagasneriego, zatytułowana „Trójka”, w której opowiada on o naszej wspólnej relacji z Édouardem Louisem – to wielka opowieść o sile przyjaźni, która, w przeciwieństwie do rodziny, poszerza, a nie zawęża horyzonty. W moim przypadku dochodzi jeszcze fakt, że po prostu bardzo nie lubiłem swojego ojca. Głównie z jego powodu nie chciałem jeździć do Reims. Był głupim, prostackim homofobem, dlatego dopiero po jego śmierci odwiedziłem matkę w rodzinnym mieście. Nastąpił między nami rodzaj pojednania. Wtedy też przyszedł mi do głowy pomysł na książkę. Z samą matką było łatwiej?

Zdecydowanie, ale wciąż trudno było mi wytrzymać jej potworny rasizm. Też miała zwyczaj komentować to, co akurat leciało w telewizji. Wiele razy myślałem sobie wtedy – dlaczego się godzę na coś takiego? Przecież nikomu innemu bym na to nie pozwolił. Czy więzy rodzinne mają polegać na tym, że akceptuje się coś, co w innej sytuacji byłoby nieakceptowalne? Co czuł Pan do matki, szczególnie pod koniec jej życia?

Na pewno nie miłość, raczej nie czułość, najbardziej chyba współczucie – szczególnie dla jej umęczonego, cierpiącego ciała, zniszczonego nie tylko przez wiek, ale też ciężką, fizyczną pracę. I jeszcze wdzięczność – chciałem jej podziękować za to, że się dla mnie poświęciła. Byłem pierwszym członkiem rodziny, który poszedł na studia – jednak żeby było to możliwe, ona musiała harować w fabryce. Wcześniej pracowała jako sprzątaczka i służąca. Paradoksalnie, to nas od siebie oddaliło jeszcze bardziej. Ja z roku na rok stawałem się intelektualistą, a ona wciąż była tą samą prostą kobietą z klasy pracującej. Tak, jestem jej za to wdzięczny. Bez jej poświęcenia nie mógłbym zostać tym, kim jestem dziś. Kimś zupełnie innym niż ona. Didier Eribon, Życie, starość i śmierć kobiety z ludu, tłum. Jacek Giszczak, Karakter, Kraków 2024

Didier Eribon ŻYCIE, STAROŚĆ I ŚMIERĆ KOBIETY Z LUDU, przeł. Jacek Giszczak, Karakter, Kraków 2024

Didier Eribon – francuski socjolog i filozof. Pracuje na uniwersytecie w Amiens, wykładał na wielu uczelniach, m.in. w Berkeley, Princeton, Cambridge i Walencji. Napisał kilkanaście książek poświęconych socjologii, filozofii, historii idei oraz gender studies. W 2019 r. po polsku ukazała się jego głośna książka „Powrót do Reims” (przeł. Maryna Ochab, Karakter).

179
 
 

— Wynik wyborczy Lewicy w tegorocznych eurowyborach to katastrofa — ocenia Leszek Miller, były premier Polski i lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zdaniem polityka, który 20 lat temu podpisywał traktat akcesyjny Polski do Uni Europejskiej, Lewica w Polsce w obecnej formule ma słabe perspektywy. — Dobrych prognoz na przyszłość nie widzę, dopóki formacją tą będą rządzić Robert Biedroń i Włodzimierz Czarzasty — mówi Miller.

180
 
 

"Dziś już wiadomo, że Rosja, oferując duże pieniądze – od 10 do 15 tys. euro – werbuje m.in. przez rosyjskojęzyczny Telegram ludzi, którym zleca podpalenia miejsc publicznych w dużych miastach. W ubiegłym tygodniu ABW zatrzymała pięć osób, w tym Ukraińców i Rosjanina z kanadyjskim paszportem, za podpalenie pod Warszawą. W tę środę za wzniecenie ognia m.in. na Pomorzu ujęła trzech mężczyzn – dwóch Białorusinów i 40-letniego Polaka. "

181
182
 
 

" Co tym mówi nauka? Sprawdzamy."

183
184
185
186
187
188
 
 

"Już 9 czerwca Polacy wybiorą przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. - Wybory są ważne. Każde - mówi WNP.PL dr hab. Olgierd Annusewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego."

189
2
submitted 1 year ago* (last edited 1 year ago) by [email protected] to c/[email protected]
 
 

"... W oczekiwaniu na bardziej chwytliwy termin, opisałbym strategię, której potrzebuje Europa od Niemiec, jako Gesamteuropapolitik. Byłaby to polityka w pełni europejska, łączącą to, co w przeszłości było w dużej mierze odrębną Europapolitik [polityką unijną] z Ostpolitik. Czy Niemcy mogą wpłynąć na przesunięcie Unii Europejskiej w kierunku faktycznego strategicznego zaangażowania na rzecz włączenia Ukrainy, Mołdawii, Bałkanów Zachodnich i Gruzji? Czy mogą przyczynić się do odważnego, innowacyjnego procesu reformowania UE, który przygotuje ją zarówno na kolejne duże rozszerzenie, jak i na stawienie czoła niebezpiecznemu światu? Czy mogą pomóc ukształtować nową realistyczną politykę Europy wobec Rosji, nie na następne dwadzieścia miesięcy, ale na następne dwadzieścia lat? I jak Europa jako całość – w tym kraje takie jak samozmarginalizowana Wielka Brytania – ma bronić swoich wartości i sposobu życia w świecie, w którym często refleksyjnie antyzachodnie wielkie i średnie mocarstwa, takie jak Chiny, Indie i Turcja, zyskują coraz większy wpływ, tymczasem amerykańskie zainteresowanie Europą będzie trwale maleć? Niemcy nie mogą zrobić żadnej z tych rzeczy samodzielnie, ale bez Niemiec nie wydarzy się żadna z nich.

Oto współczesne „pytanie niemieckie”, a jedynymi, którzy mogą na nie odpowiedzieć, są sami Niemcy.

190
 
 

Co z tego wynika dla polskiego rządu? Teoretycznie mamy powrót do współpracy Warszawa–Berlin–Paryż.

Oto najdziwniejsza sytuacja w historii ostatnich 35 lat, jeśli chodzi o myślenie o współpracy w Trójkącie Weimarskim. Do tej pory to Polska była dołączana albo dołączała się do współpracy Berlina i Paryża.

Spotkanie Trójkąta Weimarskiego, które odbyło się po wyborze Donalda Tuska, było zupełnie inaczej relacjonowane w Polsce, Niemczech i Francji. U nas wyglądało jak renesans polityki zagranicznej – wracamy do starych pomysłów, ale z nowymi siłami politycznymi, mocniejszą gospodarką i w nowej sytuacji geopolitycznej. Tylko okazało się, że to nie jest wcale tak bardzo w smak pozostałym partnerom. Ich drogi rozchodzą się z powodów zasadniczych.

Wnioski, które daje się wysnuć z tego pierwszego spotkania dla Polski, to zatem szansa na pogłębione relacje bilateralne. Obok myślenia w kategoriach Trójkąta Weimarskiego, można i trzeba rozmawiać z każdym z osobna. Osobno Warszawa–Paryż i osobno Warszawa–Berlin, to jest obecnie pole do aktywności dla polskiej dyplomacji. A jeśli przy okazji uda się naszych partnerów pogodzić – a są powody, dla których powinni współpracować również w naszym interesie – to tym lepiej. My doskonale wiemy, że Unia Europejska jest śmiertelna.

Sukcesy ofensywy rosyjskiej w okolicach Charkowa przypominają nie tylko nam, że awantury pomiędzy państwami Europy Zachodniej nie są w interesie Polski, ale kogoś zupełnie innego.

191
192
 
 

Protesty Black Lives Matter, które rozpoczęły się w USA po zabójstwie Georga Floyda, wybuchły również w innych krajach, w tym w Polsce. W jednej z demonstracji pod ambasadą USA w Warszawie brała udział dziewczyna, która przyniosła transparent “Stop calling me Murzyn”. Jej zdjęcie obiegło media społecznościowe, stając się symbolem protestu.

Słowa z plakatu wywołały szeroką debatę nad językiem dyskryminacji i rasizmem. “Notes from Poland” zapytało o zdanie czarnoskórych Polaków, w tym ojca dziewczyny, językoznawców, historyka, publicystę i aktywistkę antydyskryminacyjną. Poniżej prezentujemy ich opinie. (Article also available in English.)

Warszawa 04.06.2020 “Stop calling me murzyn (negro)”

Opublikowany przez Rafała Milacha Czwartek, 4 czerwca 2020

“Skończcie z tymi murzynkami Bambo”

Arinze Nwolisa, wiceprezes Fundacji Porta, która od 2004 roku prowadzi warsztaty antydyskryminacyjne w szkołach, i ojciec dziewczyny z transparentem

Wielu Polaków mówi, że to zwykłe polskie słowo i że nie jest obraźliwe. Ale nikt z tych osób nie ma pojęcia jak to jest być czarnoskórą osobą, więc jak oni mogą mi mówić jak mam się czuć?

Mnie siedemnaście lat temu złamano rękę w centrum Warszawy, koło rotundy. Czterech Polaków zaatakowało mnie krzycząc „je**ć murzyna”, „wracaj do Afryki”. Ja teraz doskonale rozumiem, co to znaczy, ale wtedy nie miałem pojęcia, o co im chodzi. I nigdy tego nie zapomnę. Jak to słowo mogłoby się dla mnie kiedykolwiek stać neutralne.

Ja od siedemnastu lat, kiedy przyjechałem do Polski, wysłuchuję takich tekstów: „A skąd murzyn ma kasę na ładny samochód” albo zdarza mi się, że wchodzę do restauracji a ludzie zaczynają się śmiać, że wszedł murzyn. Proszę sobie wyobrazić, że ja przestałem chodzić z dziećmi do Zoo. Bo nigdy nie zapomnę, jak poszedłem z dziećmi oglądać szympansy i usłyszałem, jak ktoś zaczął się śmiać „że brat małpa przyjechał”. To nie jest fair, to nie jest śmieszne. Ale ludzie tak mówią.

Gdybym ja do każdego napotkanego Polaka zaczął mówić per „białas”, to przecież od razu byłaby afera. Ale gdy do czarnoskórych mówi się „murzyn” czy „czarnuch” to wszystko w porządku. Przecież każdy człowiek ma imię. Nie znasz mnie, zwracasz się do mnie, to mów „proszę pana”, znasz mnie, to mów do mnie po imieniu.

Najbardziej mnie boli, że teraz moje dzieci przechodzą to samo. Moja córka, która jest na tym zdjęciu z plakatem, też ma takie doświadczenia ze szkoły, że ktoś woła za nią „murzyn”, „murzynek”. Wtedy moje dzieci nie chcą chodzić do szkoły, tak nie może być. A nauczyciele nie reagują.

Więc moja wielka prośba- skończcie z tymi „murzynkami Bambo”, z „czarnuchami”. „Czarny”, “ciemnoskóry” jest w porządku.

Dlatego zaczęliśmy szkolenia dla dzieci w szkołach. Bo powiedz mi, skąd dziecko, które ma dwa-trzy lata, wie co znaczy „murzynek”. Przecież to rodzice powinni uczyć dzieci, że są różni ludzie, jedni mają „białą” skórę, inni „ciemną” skórę i już. “Trudne słowo na M”

Prof. Jadwiga Linde-Usiekniewicz, językoznawczyni, współautorka “Rekomendacji dotyczących języka niedyskryminującego na Uniwersytecie Warszawskim”

Od co najmniej kilkunastu lat mieszkające w Polsce osoby czarnoskóre, przede wszystkim imigranci z krajów afrykańskich, ale także ich dzieci, już urodzone w Polsce, zwracają uwagę na to, że to słowo ich obraża. Zwracają też uwagę na to, że przenośne znaczenia słowa na M, pisane małą literą, np. oznaczające osobę wykonującą pracę za kogoś, kto sobie przypisuje całą zasługę, oraz frazeologizmy ze słowem na m/M wzmacniają negatywne konotacje i przyczyniają się do umacniania negatywnych stereotypów.

Wielu użytkowników i użytkowniczek języka polskiego, kierując się zasadami dobrej praktyki językowej rozumianej jako dążenie do unikania sformułowań dyskryminujących, lekceważących czy pogardliwych, unika słowa na M. Dla pewnej części z nich, zwłaszcza osób starszych, np. dla mnie, było to związane z koniecznością zmiany własnej praktyki językowej. Przez wiele lat traktowano bowiem słowo na M jako neutralne. Co więcej, jako nieodwołujące się do koloru skóry, było postrzegane jako nazwa etniczna i kulturowa.

Z kolei określenia odwołujące się do koloru skóry, takie jak czarny, uważane były właśnie za rasistowskie. Ten stan świadomości językowej użytkowników języka polskiego oddają słowniki języka polskiego, opisujące słowo na M jako neutralne. Pogląd ten podziela część środowiska językoznawczego.

Jednak argument o nie rasistowskim, a etniczno-kulturowym charakterze słowa na M jest, moim zdaniem, fałszywy. Postrzeganie osób czarnoskórych jako tworzących jakąś wspólnotę etniczną lub kulturową wynika bowiem z nie do końca ujawnionej postawy postkolonialnej. Zgadzam się zatem z Markiem Łazińskim, który w artykule “Jeszcze o słowie Murzyn i o stereotypach” mówi że „[s]łowo Murzyn powinno jak najszybciej zniknąć z dyskursu publicznego” . Dodałabym, że pożądane byłoby nieużywanie go w polszczyźnie w ogóle, także w wypowiedziach niepublicznych i nawet wtedy, gdy nie ma wśród odbiorców osób czarnoskórych.

Jakim słowem można je zastąpić? Jeżeli już musimy zwracać uwagę na kolor skóry i tylko na to, najbezpieczniejsze wydaje się określenie osoby czarnoskóre. Terminu Afroamerykanie można użyć w odniesieniu do obywateli USA, ale tylko do nich. O mieszkańcach Afryki – Afrykanie lub Afrykańczycy.

Najwięcej wątpliwości budzi sposób nazywania czarnoskórych Polek i Polaków. Proponowane określenie to czarni Polacy, czarne Polki lub Afropolacy, Afropolki , choć brak tego słowa w słownikach. Jednak odnotowują one afro- jako «pierwszy człon wyrazów złożonych, wskazujący na ich związek znaczeniowy z Afryką», a słownik ortograficzny także Afroeuropejczyk. “Nie spotkaliśmy osoby, której by nie przeszkadzało”

Małgorzata Sójka, animatorka wielokulturowa, edukatorka , trenerka antydyskryminacyjna z Centrum Wielokulturowego w Warszawie

Najprostszym sposobem na unikanie wykluczania czy obrażania kogoś przez sposób, w jaki tę osobę nazywamy, jest wsłuchanie się w głos płynący z grupy, której to dotyczy. Określenie „murzyn” jest nie tylko archaiczne i nieprzystające do współczesnego języka, ale także zdecydowanie nacechowane pejoratywnie: „sto lat za murzynami”, „robić za murzyna” to przykłady pokazujące, jak to słowo funkcjonuje w naszym języku.

Nie spotkaliśmy się jeszcze wśród naszych czarnoskórych współpracowników, przyjaciół i beneficjentów z osobą, dla której to słowo byłoby neutralne, nie przeszkadzało jej. Co do zamienników, mamy poważną wątpliwość, po co w ogóle ich używać? Czy naprawdę mówiąc o danej osobie, musimy określać jej kolor skóry? Czy nie wygodniej jest mówić „sąsiad spod 14tki” niż „czarnoskóry z 2 piętra”? Czy jeśli chcemy wskazać na osobę białą, której imienia nie znamy, sięgamy po kolor skóry? Nie.

Czemu więc tak łatwo przychodzi nam robić to w odniesieniu do osoby o innym niż biały kolorze skóry? Jeśli potrzebujemy kogoś określać, używajmy do tego neutralnych i naprawdę różnicujących cech indywidualnych “Nie zrezygnuję z tego słowa”

Łukasz Warzecha, publicysta „Do Rzeczy”

W tej dyskusji kluczowe jest pytanie, czy można i czy wolno odgórnie zarządzać językiem. Moim zdaniem nie można i nie wolno na to pozwalać. Ta próba stwierdzenia przez jakieś gremium, że to, czy inne słowo jest niewłaściwe, jest tak naprawdę próbą zarządzania rzeczywistością poprzez język. Zresztą właśnie na tym polega poprawność polityczna i ja się na nią absolutnie nie godzę. Jeżeli jakieś słowo jest powszechnie używane i samoistnie nie znika, to ludzie mają pełne prawo go używać.

Nie zgadzam się na językowy, a co za tym idzie – światopoglądowy terror pewnych małych grup. Grup, które uważają, że mają prawo dekretować, jakich słów mamy używać, a jakich nie. Podążając tropem takiej logiki, dowolna grupa mogłaby nam zakazać używania dowolnego słowa, bo sobie go nie życzy. Tymczasem słowa mają swój obiektywny wydźwięk i konotacje. To, że jakaś grupa mówi, że dane słowo ją obraża, nie oznacza, że ono jest obiektywnie obraźliwe i nie powinno mieć znaczenia.

Słowo „Murzyn” nie miało nigdy w Polsce konotacji negatywnej, po prostu dlatego, że my nie mieliśmy niewolnictwa w klasycznej postaci. Często przywoływana pańszczyzna czy feudalizm były jednak czymś innym. Nigdy nie mieliśmy murzyńskiego niewolnictwa, więc to słowo nie miało powiązania z niewolnictwem w Polsce. Wywodzi się od słowa “Maur”, które również jest neutralne, czego najlepszym przykładem jest polska poezja romantyczna, przede wszystkim Mickiewicz.

Niektórzy uważają, że istniejące związki frazeologiczne są obraźliwe, ale przecież w wielu różnych powiedzeniach opisujących negatywne zjawiska występują różne słowa, także oznaczające jakąś grupę ludzi, a nikt nie powinien twierdzić, że wszystkie te słowa będziemy teraz zmieniać. Gdy idzie o “Murzyna”, to niektóre z takich powiedzeń niesłusznie są negatywnie interpretowane. Np. „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść” nie ma w sobie nic pogardliwego – wręcz odwrotnie, sygnalizuje współczucie dla kogoś, kogo się pozbywamy, gdy odwalił za nas brudną robotę. “Murzyn” w tym powiedzeniu oznacza osobę wykorzystaną, czyli godną współczucia i troski.

Nie używam słowa “Afroamerykanin”, bo przecież duża część czarnych Amerykanów nie miała z Afryką nigdy nic wspólnego. Nie mówiąc o tym, że absurdem byłoby opisywanie w ten sposób samych czarnych Afrykańczyków czy Murzynów z innych części świata. W swoich tekstach i wypowiedziach używam słowa „Murzyn” i nie zrezygnuję z tego. “Kiedyś nie widziałem w tym słowie nic złego”

Prof. Jerzy Bralczyk, polski językoznawca, specjalista w zakresie języka mediów, reklamy i polityki

Nie powinniśmy używać określeń, które osoby, których dotyczą, mogą uznać za obraźliwe. Ja sam nie widziałem niczego złego w słowie Murzyn. To słowo ma w Polsce pewne tradycje i jest od bardzo dawna w użyciu, również metaforycznie, pojawia się w różnych kontekstach. Jednak skoro ludzie o ciemnej skórze mają coś przeciwko temu, pewnie nigdy bym wobec nich tego słowa nie używał.

Przypomina mi się taka rozmowa z moim bliskim znajomym o tym, czy można mówić na niego Murzyn. Ja powiedziałem że tak, bo przecież jest Murzynem. Ale efekt tej rozmowy był taki, że on już nie jest moim bardzo bliskim znajomym, pogniewał się.

Samo słowo w języku polskim miało też negatywne odniesienia, ale generalnie oznaczało człowieka ciemnoskórego albo czarnoskórego. Nie mamy naturalnych słów, które by tutaj pasowały i których moglibyśmy używać bez dodatkowych odniesień.

Nie używałbym więc tego słowa publicznie i w odniesieniu do konkretnych osób, ale w moim przekonaniu nie jest to słowo obraźliwe i być może gdybyśmy częściej używali go w znaczeniu pozytywnym czy neutralnym, straciłoby ono swoje negatywne skojarzenia.

Dla mojego pokolenia to słowo było głównie neutralne, choć są takie pogardliwe określenia, że jesteśmy ileś tam lat za murzynami. Dlatego też ze względu na polityczną poprawność lepiej tego słowa nie używać, skoro może komuś przeszkadzać.

Kiedyś nie było zbyt wielu ciemnoskórych obywateli Polski i nie spotykaliśmy ich tak często, więc pewnie nie było też osób, które mogły się tym czuć urażone, ale ta sytuacja się zmieniła i dlatego trzeba to uwzględnić w naszym słowniku. “Słowo Murzyn jest do obrony z historycznej perspektywy”

dr Łukasz Jasina, historyk

W tej sytuacji istotne wydaje się, żeby rozróżnić dwa dyskursy. Po pierwsze każdy z nas ma święte prawo uznać, że coś jest raniące, rasistowskie, niesprawiedliwe. Nie musi się opierać na żadnym uzasadnieniu, ani na wiedzy historycznej. Ja na przykład, jako gej, mogę się poczuć zraniony różnymi określeniami czy formami działania, ale to nie oznacza, że obiektywnie mogę poczuć się zraniony przez wszystko.

Z drugiej jednak strony, społeczeństwo musi wyciągać jakieś zasady ogólne i nie może zawsze w stu procentach dopasowywać się do tego, co każdy z obywateli chce zrobić. Sądy muszą mieć przecież podstawy do oceny, czy coś jest uważane za rasizm czy nie, władze państwowe powinny tworzyć obiektywne w tym względzie dokumenty.

W przypadku słowa „Murzyn” mamy możliwość oprzeć się na pewnej formie myślenia historycznego, spoglądając na to, co w Polsce było jakąś formą rasistowskiego określenia osób o ciemniejszym kolorze skóry.

Jeden z protestujących pod ambasadą USA napisał w swoim tekście, że dla niego słowo „Murzyn” jest rasistowskie ze względu na skojarzenia ze słowem „negro” w języku angielskim. Z kolei dla niego słowo „czarny” nie jest tak zabarwione. Tymczasem w Polsce, i mówię to zarówno z własnego doświadczenia, jak i analizując literaturę, raczej to właśnie słowo „czarny” i wywodzące się od niego słowo „czarnuch” czy inne odniesienia do koloru skóry, miały zazwyczaj charakter rasistowski. A „Murzyn” był po prostu określeniem osoby o czarnym kolorze skóry, zamieszkującej Afrykę Subsaharyjską i był raczej analogią do słowa Europejczyk czy Azjata.

Tyle, że w ten sposób jesteśmy trochę w klinczu: jedni uważają to słowo za akceptowalne, a inni nie. To jest trochę tak, jak z żeńskimi końcówkami. Są kobiety, które domagają się ode mnie, żebym nie używał żeńskich końcówek i mówił do nich per „pani profesor” czy „pani marszałek”. W prywatnych rozmowach każdy powinien się dostosowywać do swoich przyjaciół, by nikogo nie ranić. Jednak nie widzę podstaw, żeby rozpocząć dyskusję o usuwaniu tego słowa w ogóle z dyskursu.

Na ile w tej chwili w Polsce w ogóle jesteśmy w stanie podjąć dyskusję w poszukiwaniu szerokiego konsensusu bez narzucania opinii? Mamy teraz raczej do czynienia z narzucaniem przez którąś ze stron swoich słów i zasad, a w tak przemocowym świecie to zawsze, prędzej czy później, spotyka się z gwałtownym oporem i protestem drugiej strony.

Jednak warto to podkreślić: słowo Murzyn jest do obrony z historycznej perspektywy. Pamiętajmy, że słowa angielskie czy niemieckie określające Słowianina są bardzo podobne do określenia niewolnika. Gdy zaczniemy to kwestionować, rozpoczniemy dyskusję, która może nam przeorać cały światowy dyskurs. Na pewno warto o tym rozmawiać, ale nie można zapominać, że język jest taką materią, która musi być akceptowana przez wszystkich, albo prawie wszystkich. “Mój mąż miał dość rasizmu, wyprowadził się z Polski”

Maria (imię zostało zmienione), osoba czarnoskóra w Polsce

Moja córka wygląda dokładnie jak ta dziewczyna ze zdjęcia. Jak miała 8 lat, zaczęła zadawać pytania typu:: dlaczego w większości filmów brązowi są przestępcami, gangsterami i są źli? Dlaczego nie grają głównych ról? I w końcu przybiegła z “murzynem”.. Wytłumaczyłam, co to słowo znaczy i jak się go używa w Polsce. Ale nie było w niej zgody na to. W szkole jeśli ktokolwiek ją tak nazwie, od razu staje okoniem i tłumaczy: „Nie mów tak do mnie, ja mam imię”. „A poza tym nie mówi się murzyn, bo murzyn znaczy niewolnik!” Poradzi sobie, dopóki ktoś nie zaatakuje jej fizycznie.

Mój syn ma 8 lat . Pojechał na obóz piłkarski. Jego grupa grała ze starszym rocznikiem. I o nim ci starsi powiedzieli per „murzyn”. Syn był skonsternowany. Wstawił się za nim kolega, który powiedział , że ” on ma na imię i jest nie żaden murzyn”.

Moje dzieci nie mówią “czarnoskóry”, zawsze pytają skąd ktoś jest,: czy z Etiopii, czy z USA, czy z Mali itp. Jak nie wiedzą, to mówią : ten brązowy. Mój syn zapraszając kolegów na urodziny mówi tak: Zaproszę Franka białego i Franka brązowego. Mówią to, co widza, słowo „murzyn” nie jest im do niczego potrzebne. Słuchajmy dzieci.

Mój maż nie wytrzymał, wyprowadził się z Polski. Codziennie słyszał jakieś teksty rasistowskie, były zaczepki na ulicy, pohukiwanie jak małpy, wołanie „czarnuch”, zaczepki fizyczne.

193
194
195
196
197
198
199
200
view more: ‹ prev next ›