Inspiracja: ABW. Wykonanie: policja. Prokuratura wraca do porwania i
uwięzienia aktywistów
Tylko na Wyborcza.pl
28.10.2024, 05:55
Piotr Żytnicki
Prokuratura sprawdza, kto kazał uwięzić związkowców jadących na strajk
kobiet - ustaliła "Wyborcza". Rok po umorzeniu prokuratura wznowiła
śledztwo. W czasie rządów PiS nie dopatrzyła się przestępstwa.
30 października 2020 roku policjanci wyciągnęli z samochodu działaczy
legalnie działającego związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza, a potem
przez kilka godzin – bezpodstawnie i bezprawnie – więzili.
Zamieszanych w porwanie było co najmniej sześcioro policjantów: Karolina
Żak, Marcin Lisiecki, Robert Urbaniak, Marek Łempicki, Dariusz Ejsmont i
Marek Chodakowski. Ich działania inspirowało centrum antyterrorystyczne
ABW. Do tej pory nikt nie poniósł odpowiedzialności.
Policja uwięziła związkowców przed strajkiem kobiet
Pięcioro związkowców jechało z Poznania do Warszawy w szczycie protestów
przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Mieli przemawiać na strajku
kobiet, który zgromadził ponad 100 tys. ludzi. Nie dojechali i nie
przemówili.
Na autostradzie w okolicach Pruszkowa policjanci zakuli ich w kajdanki i
zawieźli do komendy. Nie mieli do tego podstaw – związkowcy nie złamali
prawa, nie mieli niebezpiecznych przedmiotów, nikomu nie zagrażali.
Policjanci uwolnili związkowców dopiero, gdy protest w Warszawie się
zakończył. Nie sporządzili protokołów zatrzymania. Nie podali powodów
zatrzymania. Nie pozwolili skontaktować się z adwokatem. Przez kilka
godzin pozorowali kontrolę – kazali związkowcom się rozbierać i ściągać
buty. Wiedzieli, że akcja jest nielegalna.
Potwierdził to potem sąd – uznał zatrzymanie związkowców za
bezpodstawne, nielegalne i nieprawidłowe. Każdemu z uwięzionych przyznał
po 2 tys. zł zadośćuczynienia. Zapłacili podatnicy.
Policja porywa, prokuratura umarza
Odpowiedzialni za porwanie nie ponieśli konsekwencji i nadal służyli w
policji. Prokuratura Okręgowa w Warszawie najpierw odmówiła prowadzenia
śledztwa w tej sprawie. Wszczęła je, gdy nakazał to sąd, ale
konsekwencji nikt nie poniósł.
W listopadzie 2023 roku prokurator Marek Kozicki umorzył śledztwo.
Stwierdził, że policjanci dopuścili się "szeregu istotnych
nieprawidłowości", ale nie było to przestępstwo.
Prokurator usprawiedliwiał policjantów: wykonywali rozkazy, nie
wiedzieli, o co chodzi, działali w zaufaniu do przełożonych i do ABW.
Niektórych wątków Kozicki nie pociągnął.
O uwięzieniu związkowców piszemy od czterech lat. Ujawniliśmy m.in., że
rozkaz uwięzienia wyszedł ze sztabu policyjnej operacji "Jesień 5"
(powołano go w związku z masowymi protestami kobiet). Podaliśmy też
nazwiska zamieszanych w to policjantów.
Związkowców na autostradzie zatrzymali funkcjonariusze stołecznej
drogówki Marcin Lisiecki i Karolina Żak. Najpierw do rutynowej kontroli
– polecenie wydał ich przełożony Robert Urbaniak. W samochodzie
związkowców policjanci znaleźli jedynie dwie flagi i transparent
przygotowany na strajk kobiet.
Puścili ich, ale potem zatrzymali ponownie. Tym razem – bez żadnego
powodu – zakuli związkowców w kajdanki i uwięzili. Polecenie wydał im
wiceszef drogówki Marek Łempicki.
Nad Łempickim stał Dariusz Ejsmont, szef stołecznej drogówki, który
dowodził podoperacją "Droga". Ejsmont podlegał Markowi Chodakowskiemu,
dowódcy operacji "Jesień 5". To sztab tej operacji kazał odnaleźć na
autostradzie związkowców. Markę i numer rejestracyjny samochodu policja
dostała od ABW.
Związkowcy więzieni bezpodstawnie
Prawo dopuszcza zatrzymanie prewencyjne osób "stwarzających w sposób
oczywisty bezpośrednie zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzkiego, a
także dla mienia". Związkowcy takiego zagrożenia nie stwarzali. Jechali
na protest, w którym mieli prawo uczestniczyć, wieźli tylko flagi i
transparent. Potwierdził to potem sąd, przyznając im zadośćuczynienie.
W prokuraturze policjanci (zeznawali jako świadkowie) powoływali się na
informacje od ABW. Szczegółów nie potrafili podać.
Związkowców więziono przez kilka godzin w komendzie w Pruszkowie.
Zastępca komendanta Mirosław Gruda przyznał, że policjanci, którzy
przywieźli związkowców z autostrady, nie potrafi wskazać żadnych podstaw
zatrzymania.
Z tego powodu nie sporządzono nawet protokołów zatrzymania – nikt nie
wiedział, co do nich wpisać.
Wątpliwości co do legalności działań miała też policjantka Edyta Bekisz,
która w policyjnym sztabie zajmowała się zatrzymaniami prewencyjnymi. O
uwięzieniu związkowców usłyszała przez radiostację.
ABW inspiruje, policja wykonuje
Marek Łempicki, wiceszef drogówki, zeznał, że rozkaz uwięzienia
związkowców wydał mu jego przełożony Dariusz Ejsmont. "Jeżeli wydałem
takie dyspozycje, to z polecenia. Ale nie przypominam sobie, kto je
wydał" – stwierdził Ejsmont.
Wydania takiego rozkazu wyparł się Marek Chodakowski, dowódca operacji
"Jesień 5". Chodakowski bronił jednak bezprawnego uwięzienia. Jego
zdaniem policjanci musieli sprawdzić, czy związkowcy nie mają
niebezpiecznych przedmiotów, a że zajęło to kilka godzin, to żaden
problem.
Policję inspirowali funkcjonariusze ABW. Ostrzegli, że jeśli związkowcy
dojadą do Warszawy, "mogą dążyć do bezpośrednich ataków siłowych wobec
funkcjonariuszy służb". Według ABW związkowcy mieli też "planować
podburzanie innych demonstrantów do działań radykalnych, niezgodnych z
prawem".
Nie jest jasne, na jakiej podstawie ABW doszła do takich wniosków.
Policja miała prawo te informacje zweryfikować.
Mogła zatem zatrzymać związkowców do kontroli drogowej i przeszukać
samochód. Podstaw do zatrzymania i uwięzienia nie miała.
Potwierdził to sędzia Grzegorz Godzina z sądu w Pruszkowie, który kazał
prokuraturze przeprowadzić śledztwo. Stwierdzenie, że związkowcy mogliby
zakłócać manifestację, na której mieli przemawiać, nazwał "hipotezą
pozostającą na poziomie jedynie bliżej niesprecyzowanego
przypuszczenia".
Kto kazał uwięzić związkowców?
Adwokatka Agnieszka Rybak-Starczak, pełnomocniczka związkowców, jeszcze
w ubiegłym roku zaskarżyła decyzję o umorzeniu śledztwa. Potem zapadła
cisza. "Wyborcza" ustaliła, że w połowie lipca 2024 roku Prokurator
Regionalny w Warszawie uwzględnił zażalenie adwokatki i uchylił decyzję
o umorzeniu śledztwa.
– Decyzja była przedwczesna – wyjaśnia rzecznik prokuratury regionalnej
Mateusz Martyniuk.
Sprawa wróciła do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Zmienił się
prokurator prowadzący śledztwo - Kozickiego zastąpił Mateusz Kopciał.
– To doświadczony prokurator – zapewnia rzecznik warszawskiej
prokuratury Piotr Skiba.
Pytamy, w jakim kierunku zmierza wznowione śledztwo.
Skiba wyjaśnia, że ustalić trzeba, kto konkretnie kazał zatrzymać
związkowców, w szczególności jaka była rola Dariusza Ejsmonta,
naczelnika drogówki.
– Przesłuchany w charakterze świadka Dariusz Ejsmont zeznał, że
polecenie zatrzymania osób poruszających się pojazdem otrzymał od bliżej
niezidentyfikowanej osoby ze sztabu operacji policyjnej „Jesień 5" –
mówi prokurator Skiba.
Skiba zapewnia, że śledztwo toczy się dynamicznie: – Zakończyły się już
przesłuchania świadków. Do wykonania pozostały trzy czynności procesowe.
Rzecznik dodaje, że w pozostałym zakresie zgromadzone dowody są
kompletne, wystarczają do podjęcia decyzji. Może być to ponowne
umorzenie albo postawienie zarzutów.
– Jest wysoce prawdopodobne, że postępowanie zakończy się na przełomie
grudnia 2024 i stycznia 2025 roku – dodaje Skiba.
Prokuratura Krajowa też się interesuje
Według naszych ustaleń uwięzieniem związkowców interesuje się również
specjalny zespół w Prokuraturze Krajowej. Powołano go do zbadania spraw
"pozostających w zainteresowaniu opinii publicznej ze względu na ich
przedmiot oraz charakter", prowadzonych i zakończonych w latach
2016-2023.
Chodzi o sprawy, w których prokuratura nie wszczynała śledztw lub je
umarzała, a sprawy te dotyczyły funkcjonariuszy lub polityków ówczesnej
władzy, czyli PiS.
Specjalny zespół we wrześniu tego roku otrzymał akta śledztwa w sprawie
uwięzienia związkowców. Wyników analizy nie znamy.