this post was submitted on 26 Jun 2023
2 points (62.5% liked)
wspólnota szmeru
1942 readers
1 users here now
O Szmerze - domyślna społeczność platformy
founded 5 years ago
MODERATORS
you are viewing a single comment's thread
view the rest of the comments
view the rest of the comments
A decyzje jakiej dokładnie większości odnośnie jednostki są anarchistyczne? Większość bezwzględna na modłę parlamentarną? 2/3? Czy wystarczy wprowadzić do kolektywu parę swoich zwolenników i po prostu przegłosować +1 głosem? Takie wprowadzanie (później eksmitowanych) osób to zresztą jeden z wątków tego konfliktu.
Jak pisałem powyżej, było to nie tylko rozważane, ale w którymś momencie już na wyprowadzkę przystał. Dlaczego do tego nie doszło nie jestem w stanie z pełnym przekonaniem odpowiedzieć, ale odnoszę wrażenie, że niektórym takie rozwiązanie konfliktu w którym D. był jednocześnie ich pionkiem byłoby nie na rękę i dały radę doprowadzić go do zmiany decyzji.
O ile się orientuję "Przychodnia" jako całość, albo nawet elementy nie groziła odpowiedzią siłową. Przed tym, że część związanej z nim ekipy zareaguje w taki sposób na wykorzystanie siły wobec D. ostrzegały zaangażowane osoby z zewnątrz. "Przychodnia" zresztą jako całość ludzi zaangażowanych w ten projekt, ale też po prostu tam mieszkających, nie brała w tym wydarzeniu udziału. Może jej znaczna część, może istotniejszy był udział powiązanej grupy z zewnątrz, reszta zasadnie, czy nie, pada ofiarą odpowiedzialności zbiorowej.
Ale też jeżeli grożenie przemocą jest nieanarchistyczne to właśnie skreślasz większą część tekstów i historii ruchu, tylko na bazie czego? Wydawało mi się, że miał to być ruch rewolucyjny, a bezkrwawe rewolucje to raczej ewenement bardzo niedawnej historii. Skąd koncepcja, że anarchistyczne jest tylko "restorative justice"? Czy to oferujemy tym, którzy narzucają nam swoją władzę? Sprawiedliwość naprawcza jest równie anarchistyczna jak krwawa zemsta na oprawcach i arbitralne wymierzanie im sprawiedliwości w imię mniej lub bardziej niezainteresowanego tym 'ludu'. To kwestia twojej perspektywy, co z całego możliwego spektrum wybierasz. Dla lekkiego zbicia pompatyczności - ze względu na historyczny precedens potencjalnie równie anarchistyczne byłoby przebranie się za proboszcza i wygłoszenie w katedrze kazania o tym, że bóg umarł. W tym kraju dostałbyś za to zresztą pewnie wyrok większy niż za zwyczajne pobicie.
Tu moja wina za (miejscami celowo) niejasne opisy; wzywanie do siłowego eksmitowania całości Przychodni padało wcześniej, tak ze 2 lata. To właśnie jeden z tych elementów, gdzie nie chcę za dużo tłumaczyć, a "obie strony" wolą ze swoich względów przemilczeć, ale który sądzę, że mógł mieć istotny wpływ na taki a nie inny rozwój wypadków.
Nie. Dlatego przywołuje tu własne doświadczenie; jako osoba, której okazjonalnie zarzuca się przemocowość dwukrotnie uczestniczyłem w rozmowach, po których co najmniej równie 'przemocowe' osoby wyprowadzały się z 'najgorszego siedliska przemocowości' jakim rysuje się Przychodnie, bez większych konfliktów, a tym bardziej rękoczynów. Obecnie uważam zresztą, że mogły to być to jedne z poważniejszych błędów jakie popełniłem w życiu, ale to już coś z czym ja się muszę mierzyć.
Odbieranie komuś domu, szczególnie osobie która wiele dla niego poświęcała i ryzykowała, na bazie jakichkolwiek założeń na temat tego co i jak ma działać nie jest prostą kwestią i nie życzę tego nikomu. Czy 5 miesięcy to długo? Dla mnie tak, ale sam wyprowadzam się z obecnego od roku. Pytanie czy masz jakiś punkt odniesienia dla takich procesów w kolektywach anarchistycznych?
Zresztą wobec konfrontacji z jednostkami całe tołstojowskie wioski potrafiły się wyprowadzać, aby utrzymać swój pacyfistyczny idealizm, to też klasycznie anarchistyczne rozwiązanie problemu. Mógłbym złośliwie dopytywać, czemu tu nie można było postąpić tak anarchistycznie.
Bo właśnie siłą wyrzucono ich przyjaciela z domu?
A czy osoby z Syreny miały zgodę, żeby zaspawać furtkę? Taką, która pozwalała na obronę albo przemieszczanie się pomiędzy skłotami w razie zagrożenia? Czego spodziewają się osoby, uznające, że rozsądnym krokiem jest nie tylko zamknięcie, ale wręcz dosłowne zaspawanie furtki? Czy jeżeli na tyle obawiasz się reakcji drugiej strony płotu nie warto by wziąć pod uwagę, że może dwumetrowe ogrodzenie nie stanowi jakiejś istotnej bariery dla zdeterminowanych osób? Dla mnie to trochę mówi o poziomie oderwania od rzeczywistości.
Bo można kogoś w ten sposób zabić, a to powiedzmy lekko 'podnosi stawkę'?
To dość istotne i jak próbowałem argumentować w poprzednim komentarzu niekoniecznie zasadne założenie. Jeżeli przez lata będę próbował Cię podporządkować swojej woli, to nic nie robię, jeśli nie robię tego fizycznie? Czy jeżeli mówię ci, że masz opuścić swój dom, bo uważam, że postępujesz nie tak jak ja tego oczekuje, to (z twojej perspektywy) nic Ci nie robię? Co więcej, jeśli robią to osoby, za które bezpośrednio ryzykowałeś swoją wolnością, żeby je ratować w niebezpieczeństwie, to sądzisz, że nic ci nie robią? Zdarzyło mi się z nim rozmawiać i mam bardzo mocne przekonanie, że jednak miał poczucie, że coś mu robią.
Ponownie - nie uważam, że uzasadnia to jego decyzje i zachowanie. Ale akurat ta część jego motywacji nie jest dla mnie niezrozumiała.
Napisałem całą odpowiedź, przedstawiającą alternatywną perspektywę na te i jeszcze kolejny zarzut o przemoc. Np. pewnie nie wiesz, że rzeczona 'mediatorka' była częścią drugiej strony konfliktu i weszła do jego pokoju z dużą jej grupą a samo "uderzenie" jej nie jest tak jasne. Ale spycha mnie to do pozycji przynajmniej w jakimś stopniu jego obrony, czego robić nie chcę, albo też licytacji na to kto co słyszał, a z pewnością nasłuchałem się znacznie więcej. Musiałbym to rozgrzebywać i wyliczać, zagłębiać się w coraz większe szczegóły, a dalej nie mam przekonania, jaka część tego co słyszałem od obu stron jest prawdą, bo czasami przeczyło temu co widziałem na własne oczy.
Czy D. jest osobą przemocową? Myślę, że tak, nawet jeżeli nie ma tak od dziecka to lata działalności pozostawiają swój ślad na psychice i jeśli nie wkładać w to dużo pracy - odbiją się też na otoczeniu danej osoby. Czy był poddawany przemocy? Jestem przekonany, że tak. Czy można przewidzieć jak zareaguje, jeśli np. napiera na niego grupa, chcąca go wyrzucić z jego pokoju? Nie spędzam życia na treningach, ale miałem sytuacje, które wywołały u mnie zaskakująco sprawne i bardzo niepożądane odruchowe reakcje obronne. Czy uzasadnia to jakąkolwiek przemocy z jego strony? Myślę, że nie. Ale tej stosowanej wobec niego też nie.
W znacznym stopniu się zgadzam, ale kto miałby go oceniać? Czy dowolna zainteresowana osoba ma dostawać wgląd w relacje/życie ludzi i działanie projektów? Właśnie tego tyczą się moje pretensje co do braku możliwości/organizacji działań rozjemczych.
No i nie nie jest przykryty. Minęły dwa lata od konfliktu na Syrenie, ze 4 od niesławnego gwałtu na Przychodni, prawie 8 od eksmisji Odzysku. Co w tym czasie osiągnięto albo wyjaśniono w tych sprawach?
Większa część ruchu utraciła dwa budynki w centrum Warszawy, w tym jeden - żywy pomnik walki o prawa lokatorskie, drugi symbol antyfaszystowskiego oporu, a w Poznaniu ośrodek i grupy przez dziesięciolecia katalizujące działalność anarchistyczną na skalę, która dla młodych pokoleń nie jest już nawet wspomnieniem, bo nie znają innego stanu rzeczy niż obecny. Ale w swoich obecnych formach Rozbrat, Przychodnia i Syrena dalej działają. Ludzie dalej na nie przychodzą, organizują i grają koncerty, działają i mieszkają, czasami nawet robią jakieś pozytywne rzeczy. Natomiast w/g mojego stanu wiedzy nie powstała żadna alternatywa definiująca się w kontrze do nich nich.
Z wymienionych sytuacji tylko wobec wspominanego gwałtu na Przycho jeden kolektyw dał radę doprowadzić do czegoś pozytywnego i nie wydał przy tym pół zdania internetowego komentarza. Doprowadzono do usunięcia sojusznika sprawcy (sprawcę, z perturbacjami ale usunął sam kolektyw), przeprowadzenia obowiązkowych dla wszystkich warsztatów na temat przemocy seksualnej (później powtarzanych), oraz zobowiązania wobec ofiary (wiem, że to niepożądany termin, ale nie mam lepszego) pokrycia wszelkich jej potrzeb finansowych. Osiągnął to ten sam kolektyw, który próbował interweniować w sprawie D., i który regularnie jest przez niektórych mieszany z błotem za swoją rzekomą bierność, bo ma inny sposób działania i nie karmi korporacyjnej maszynki niezgody swoimi tekstami. Wskaż mi chociaż fragment takich efektów, w myśl sprawiedliwości naprawczej, które uzyskało całe to internetowe omawianie tematu, oświadczenia i ziny.
undefined> Wskaż mi chociaż fragment takich efektów, w myśl sprawiedliwości naprawczej, które uzyskało całe to internetowe omawianie tematu, oświadczenia i ziny.
A co zostało tym osobom, poza pisaniem oświadczeń, skoro ich zapał do budowy czegokolwiek obrócił się w proch? Skoro większość środowiska w Polsce nie miała jaj, żeby zająć już nawet nie zdecydowaną, ale choćby odrobinę empatyczną postawę wobec tego co się zdarzyło? To, co się działo 5 grudnia i przed nim to jedna sprawa - drugą jest żałosna wręcz reakcja ruchu, który bazując na forsowanej usilnie przez chłopków-roztropków z Poznania narracji milcząco przychylił się do niesamowitego wręcz victim blamingu. Gdybym dostała cegłą po głowie od "swoich", a potem dosłownie we wszystkich kuluarach słyszała szepty, że dobrze się stało że dostałam, też raczej nie czułabym się na siłach, by budować coś nowego. Istotą ruchu jest mimo wszystko pewne sieciowanie i wzajemne poleganie na sobie w podstawowym zakresie, tj. liczenie na to, że "swój" nie wbije ci noża w plecy, jak to bywa u nazioli. Jeśli nie można liczyć nawet na to, trudno się dziwić że ekipa związana z dawną Syreną nie będzie teraz "budować alternatyw".
Dla mnie ta sprawa jest nowa, bo od niedawna interesuję się anarchizmem i nie uważam, że to co się stało jest dobre. Ale brzmi jak bardzo nieoczywista sprawa, gdzie faktycznie ta słabsza strona też jakąś agresję zastosowała (to oblanie wodą osoby z elektronarzędziem podchodzi jednak pod potencjalne zamordowanie). Czytałem ten nowy dokument na the anarchist library i niestety jeśli to co pisał harc jest prawdą to jest on bardzo selektywny i pisany pod tezę. Niestety, jeśli też strona z Syreny dążyła do konfrontacji a nie złagodzenia konfliktu, to nie dziwne, że konflikt miał ostatecznie takie brutalne rozwiązanie.
Ja interesuję się od dawna, a przede wszystkim uważnie śledziłam narracje, jakie zajmowały poszczególne środowiska i stronnictwa jeszcze na długo przed tym, jak cała inba się zaczęła. Mogę nie być ekspertką od warszawskiego środowiska, ale uwierz, na narracjach znam się naprawdę nieźle.
Zwłaszcza środowiska sprzyjające Przychodni miały od dawna agendę polegającą na dość celowym oczernianiu osób związanych z dawnym kolektywem Stop Bzdurom (jeszcze zanim te zamieszkały na Syrenie, która nawet wcześniej zaliczała rozmaite konflikty z ekipą z Przycho i nie było tam wielkiego braterstwa). Ilość kłamstw, jakie rozpowszechniały w tej sprawie zwłaszcza osoby z Poznania, była tak przytłaczająca, że w pewnym momencie, gdy dementowano jedno z nich, te same osoby zaraz wymyślały drugie. Biorąc również pod uwagę linie sojuszy osób z Przychodni i mocne pragnienie pewnych dość hmm kontrowersyjnych osób związanych z WSL czy Rozbratem by "ostatecznie rozwiązać kwestię Syreny" (takie słowa padły na pewnym spotkaniu tuż przed 5 grudnia...), nie jestem w stanie w tym momencie uwierzyć w dosłownie nic, co rozpowszechniają w/w osoby. Nie umiem wobec tego stosować tego osobliwego symetryzmu, na którym ciągle przyłapuję środowisko. Osoby związane z Syreną mogę w przypływie adwokatyzmu diabła oskarżyć co najwyżej o skłonność do kłótliwości czy inbienia, o nwm estetykę ich zachowań czy wypowiedzi, ale nie o działania równe tym, które doprowadziły do pełnej przemocy wymuszonej eksmisji i ataku na tak zwany mir domowy. Tej różnicy polskie środowisko anarchistyczne również do dziś nie jest w stanie pojąć i wobec tego nie dziwię się osobom doświadczonym przez te wydarzenia, że zwyczajnie boją się w tej chwili zaczynać jakieś nowe działanie, bo nie wiadomo w którym momencie "swój" sprzeda ci kopa w dupę.
Nie wiem, może trzeba było jednak lepiej zbierać to poparcie dla siebie, może dokumentować na serio tego Dine i co robi, wiesz może, dlaczego środowiska powiązane z Przychodnią atakowały Stop Bzdurom? Ostatecznie niestety jakieś połączenie siły fizycznej i charyzmy może zdecydować w takich sytuacjach, komu przyzna się rację jak się nie będzie mieć serio mocnej teczki. Tak to są te eseje na the anarchist library, tylko niestety raczej w jakimś stopniu stronnicze.
Nie tylko związane z Przychodnią. Front antystopbzdurowy ukształtował się mniej więcej tuż po pierwszych głośnych akcjach kolektywu. Polegał na atakowaniu go np. za zbyt częstą obecność w mediach, co miało być dowodem na rzekomy "brak aktywistycznego BHP", czepianiu się przyjętych taktyk (albo były za mało radykalne, jak wieszanie flag ba pomnikach, albo za bardzo radykalne, jak niszczenie ciężarówek - co nie zrobisz, będzie źle). Nawet pomimo zapewnień że osoby z SB dobrze zdawały sobie sprawę z ryzyka i były gotowe ponieść konsekwencje, środowisko i tak atakowało je dosłownie za wszystko. Kiedy powstała zrzutka, która wbrew oczekiwaniom kolektywu osiągnęła pułap ponad 300 tysięcy złotych, zaczęła się narracja (jeszcze przed jej końcem) że kolektyw pewnie przepierdoli to na pizzę i narkotyki. Kiedy kolektyw postanowił przekazać kasę na utworzenie NGO polegającego osobom queer (Fundusz dla Odmiany) i rozliczył niemal każdą złotówkę wpłaconą przez ludzi, dalej mogłeś spotkać w środowisku ludzi którzy powtarzali bzdety za prawicą o tej pitcy i narkotykach. A kiedy wreszcie aresztowano Margot i całemu kolektywowi założono nieustanny dozór policyjny, łebki i łebkinie ze środowiska narzekały, że "no tak, porumakowali trochę a teraz się cykają zrobić cokolwiek, to już koniec tego aktywizmu hłe hłe". Plus ponowne oskarżenia o parcie na szkło, o defraudację środków ze zrzutki (xD).
Jakie były tego powody? Banalne.
2.Brak konsekracji ze strony środowiska – konsekwencja punktu 1. SB nie działało jak duże i de facto zhierarchizowane grupy anarchistyczne w Polsce i prowadziło akcje bezpośrednie bardziej w duchu sytuacjonistycznym. Dla części grup była to ożywcza odmiana i pewna inspiracja, ale dla tych mocno "osiadłych" i pewnych swoich metod kolektywów to był kolejny dowód na "szczeniackość" SB, niedojrzałość działań itp. Problemem było to, że grupa nie wyszła z żadnego ze znanych kręgów anarchistycznych w Polsce, nie uzyskała "glejtów" od żadnego z "doświadczonych działaczy", nie musiała się też mierzyć z pewną inercją obserwowalną w tych grupach, gdzie często decyzje podejmują de facto wpływowe jednostki, a każde działanie musi uzyskać ich błogosławieństwo. Dlatego ulubionym praxis polskich anarchistów jest demonstracja – przy jej organizacji ustala się hierarchię tego, kto niesie jaki baner, komu wolno przemawiać najpierw a komu później, kto może się odezwać do ewentualnych mediów a kto nie. Debaty nad organizacją dema pokazują więcej niż samo demo – tam odzywasz się tyle, na ile pozwalają twoje "zasługi". SB przyszło na to wszystko dość bezczelnie i po prostu zrobiło to, na co miało ochotę, nie pytając rozmaitych papieży o to, jak powinno się robić akcje żeby było dobrze i czy wolno rozmawiać z mediami. Jako że nikt z nich nie należał wtedy do dużych grup anarchistycznych, nie można było ich zdyscyplinować i powiedzieć coś w rodzaju "ty tej flagi na pomnik nie zatkniesz bo jesteś świeżak, to zrobi Siwy bo on działa u nas 10 lat i pomaga na granicy".
Dzięki za ciekawą wypowiedź. Ja się interesuję anarchizmem od kilku miesięcy i właśnie te bardziej insurekcyjne tendencje mi się mocno podobają i osobiście bardzo propsuję rozjebanie tej jebanej furgonetki, ale może warto rozważyć anonimowość jednostek robiących takie akcje? Wtedy raczej mogą więcej wskórać długoterminowo. Grecy/Włosi mają mocną tendencję insurekcyjną włącznie z wysyłaniem "prezentów" politykom/prezesom korporacji, zaś jak rozumiem polscy "anarcho-bolszewicy" mają już problem z w porównaniu przecież bardzo delikatną akcją bezpośrednią w postaci zniszczenia mienia jakichś pierdolonych skurwysynów. Właśnie śmieszy mnie anarchizm który wykształca sztywne, scentralizowane organizacje odgórnie przeprowadzające działania uznane przez starszyznę za adekwatne, przecież to jest ideologia postulująca decentralizację i oddolność xD. Szkoda, że osoby z Syreny zrezygnowały ze swoich działań, odpowiedź na anarcho-polityków to mi się wydaje wytworzenie gęstej siatki relatywnie wąskich akcji, do których ludzie mogliby decydować czy należą czy nie, przynajmniej ja tak rozumiem anarchizm.
"osobiście bardzo propsuję rozjebanie tej jebanej furgonetki, ale może warto rozważyć anonimowość jednostek robiących takie akcje?"
To jest świadome ryzyko jakie bierze na siebie jednostka. Działając anonimowo na pewno dbasz o swoje bezpieczeństwo, ale z drugiej strony działając otwarcie stanowisz pewną zaslonę dymną dla tych, którzy chcą działać bez fleszy. Dzięki temu że uwaga mediów i społeczeństwa skupiona jest na tobie, reszta osób prowadzących działania (nieznanych ci z imienia i nazwiska) jest paradoksalnie bezpieczniejsza.
Inna sprawa że choć SB sięgnęło po środek akcji bezpośredniej, to nie można powiedzieć że taka metoda jest zarezerwowana dla insurekcjonizmu. I tbh ich działania były bardziej w duchu debordowskiego sytuacjonizmu – mieszanka taktyki miejskiej partyzantki z elementem gry symbolami, narzucania narracji i spontanicznej "komunalizacji" przestrzeni (wieszanie tęczowych flag na pomnikach, spontaniczne dema, cała inba podczas aresztowania Margot).
Warto odnotować, że nie wiem jak włoski, ale grecki ruch się tymi strategiami wykończył. Państwo dało radę złamać działanie zajmujących się nimi grup, a jednocześnie uzyskać poparcie społeczne dla rozbicia największych zdobyczy ruchu, takich jak np. autonomiczna dzielnica w Atenach. Krzykliwość i radykalizm działania nie zawsze przekłada się na jego konstruktywność i korzystność dla ruchu. Ciężko też porównywać realia i tradycje pomiędzy 'naszym' krajem a wspominanymi. W polsce kiedy spotkasz osoby otwarcie i nieanonimowo wzywające do radykalnych akcji bezpośrednich jest znaczna szansa, że masz do czynienia z prowokatorem. Środowisko jest po prostu zbyt małe, żeby osoby o takich tendencjach mogły się ukryć i nie zwrócić uwagi służb.
Masz jakieś źródła na temat upadku greckiego ruchu? Jeszcze kilka dni temu widziałem masowe protesty z powodu zatonięcia imigrantów.
Źródeł nie mam, opieram się na tym co sam widziałem i relacjach znajomych. Może na squat.net masz dokumentację ilości skłotów eksmitowanych tam w ostatnich latach, a gdzie indziej o powrocie policji na Exarchię. Kilkanaście lat temu dziekan uniwersytetu Aten płakał ambasadorowi USA, że już nawet studenci prawa są anarchistami, teraz studenci nie interesują się polityką, obalono dawniej świętą autonomię uniwersytetów a kolejne działające na ich terenach przestrzenie polityczne są usuwane. To nie buduje wizerunku ruchu, który się rozrasta.
Nie sądzisz, że porażka tamtejszej lewicy parlamentarnej może pomóc anarchistom rozszerzyć ruch o pewną część tamtego zawiedzionego elektoratu?
Być może czegoś nie widzę, nie poświęcam temu jakiejś specjalnej uwagi, ale obecnie raczej na to nie wygląda. Mam wrażenie, że to działa raczej odwrotnie niż się większości anarchistów wydaje i im większa lewica parlamentarna tym większy ruch anarchistyczny.
Nie wiem skąd bierzesz to przekonanie o stosunku większości środowiska. Z mojej perspektywy większość faktycznie aktywnego środowiska nie zajmuje się dyskutowaniem czegokolwiek na facebooku czy insta. To co widzisz, to jednostki z dużą potrzebą przedstawiania publicznie swojej wizji ale przede wszystkim to co algorytm facebooka postanowił ci podsunąć, w celu wywołania pożądanych przez nich reakcji emocjonalnych.
Możesz mieć też założenia co do tego kto i jak działa w oparciu o to. Ja byłem np. odpowiedzialny za jedną z domen prowadzących do stron z SB osoby szukające treści fanatyków religijnych. Z kilkanaście tysięcy ludzi udało się tam przekierować i to nawet po tym, jak zacząłem być wobec ich działań mocno krytyczny.
Jeśli chodzi o empowerment dla środowiska, to wyjątkowo w pełni się zgadzamy.
Nieprawda, ciężarówka była blokowana wcześniej już wielokrotnie, przez osoby z różnych środowisk. Nawiasem mówiąc zdziwiłabyś się pewnie wiedząc, kto brał istotny udział w tej akcji (i nie chodzi o mnie, żeby uniknąć nieporozumień).
Sednem problemu było tu, że ludzie złapali się na celową prowokację. Ciężarówka jeździ normalnie głównymi, nie bocznymi ulicami, tu podczas imprezy na skłocie przejeżdżała akurat przed nim i miała wokół dodatkową obstawę z pieszych z kamerami.
O ile szanuję prawo osób do wyznaczania ich własnych granic przy akcjach, o tyle atakowanie ciężarówki przed skłotem jest daniem służbom oczywistego i jasnego pretekstu do ataku na niego, albo i oba połączone skłoty. I ok, rozumiem, stało się, ale później pozowanie ze... znalezionymi na ulicy blachami i wrzucanie tego online nie pomaga. Ze względu na przestrzeń przestaje za to być kwestią indywidualną, a zagraża budynkom w których działa wiele różnych inicjatyw oraz mieszka wiele osób, które na to dodatkowe zagrożenie mogły się nie tylko nie pisać, ale może dla nich być różnicą pomiędzy radzeniem sobie na miarę swoich możliwości a np. deportacją.
Z krytyką ruchu anarchistycznego z punktu 2 się mniej więcej zgadzam, chociaż dużo tam przerysowania i pierwsze słyszę, żeby ktoś komuś bronił organizowania własnych akcji albo rwał się do trzymania banerów. Punkt 3 to materiał na dużą osobną dyskusję i jest tu dla mnie tyle prawdy i stwierdzeń z którymi zasadniczo się zgadzam, co wzajemnego het-niehet i międzypokoleniowego/międzykulturowego niezrozumienia. Odnotowałbym tylko, że osoby LGBTQ tworzyły to środowisko na długo przed pojawieniem się obecnej formy/fali "kultury queerowej".
Z rozmów z ludźmi ze środowiska. Niekoniecznie na facebooku. Oczywiście nie napisałam nigdzie o tym, jaki stosunek ma "większość" środowiska z całym ciężarem tego stwierdzenia, bo nie można tego zbadać twardymi metodami. Uważam po prostu że pewne poczucie wyższości i zawiści jest z nim doskonale rozpowszechnione i nie raz nie dwa widziałam na to dowody. Przecież nie będę sypać nazwiskami ani miejscami. Naprawdę, skończmy już te obsesje na punkcie złych algorytmów i mediów społecznościowych. Nawet gdybym opierała się tylko na dyskusjach tamże, miałabym na myśli zamknięte grupy, a na kształt dyskusji w nich nie wpływa żaden algorytm tylko mentalność użytkowników. Jeśli ktoś wypisuje idiotyzmy w grupie zamkniętej (tak jak np. pewna grupa z Poznania...) to wypisuje idiotyzmy, a nie jest ofiarą algorytmów cukierberga.
Nie napisałam nigdzie że to była pierwsza próba zablokowania ciężarówki, bo musiałabym też zignorować pomniejsze akcje przeciwko działaniom Fundacji Pro pod szpitalami, ciężarówkom z płodami i tak dalej. Mam na myśli jedynie to, że akcja mocno bezpośrednia i mocno radykalna zainspirowała wylew podobnych, mniej radykalnych, a ich autorzy korzystali niejako z zasłony dymnej rozpostartej przez osoby, na których skupiała się główna uwaga służb i mediów.
Akurat co do sprawy, o którą oskarżona jest m.in. Margot chodziło o ciężarówkę zaparkowaną na jednym z parkingów (i to z niej pochodziła tablica), nie o akcję pod Syreną. Mylą ci się dwie różne rzeczy, które miały miejsce w innym czasie. O tym, czy słuszna była akcja pod Syreną wypowiadać się nie chcę, bo ani mnie tam nie było, ani nie wiem jak przebiegała.
Kwestia doświadczeń. Ja na swoim podwórku widziałam to nie raz i nie dwa. Najbardziej absurdalna rzecz jaką widziałam, to oskarżanie o "prywatę" osób które na własną rękę i we własnym zakresie chciały zorganizować akcję pomocową po tym, jak tzw główny kolektyw stwierdził, że nie ma na nią siły i czasu. Ustalanie hierarchii długości przemówień, istotności poszczególnych bannerów i rozmaite inne dziwaczne zachowania widziałam razy kilka i jest to coś, co tbh skutecznie zniechęciło mnie do formy działania jaką jest demonstracja. Pierwszy raz zetknęłam się z tym ponad 10 lat temu, jeszcze kiedy anarchizm był dla mnie obcą ideą, a będąc luźno związana z lokalnym FnB po prostu chciałam pomóc. Kiedy zobaczyłam w innym miejscu, że zwyczaje pozostają te same, tylko się wkurwiłam. Teraz z kolei miałam okazję podpatrzeć jak w jeszcze innym mieście wygląda dosłowne okradanie ludzi z ich własnej ciężkiej pracy i zawłaszczanie jej efektów przez tak zwany kolektyw dominujący i szlag mnie trafił raz jeszcze.
Nikt tego nie neguje. Tylko że wielu z tych osób już dawno w ruchu nie ma. Za to pewni kombatanci, nie należący wcale do grup zmarginalizowanych, trzymają się w nim latami. Fajnie, że kiedyś było kiedyś, niestety teraz jest teraz. Nikt nie uważa że współczesne queery wynalazły queerowość, nawet jeśli parę młodych osób czasem się tak zachowuje.