progresywny militaryzm

169 readers
2 users here now

founded 4 years ago
MODERATORS
51
52
13
submitted 5 months ago* (last edited 5 months ago) by [email protected] to c/[email protected]
 
 

Wyniesione z gównoportalu: *Dlaczego po ostrzelaniu cywilnego pojazdu przez nietrzeźwego żołnierza w Mielniku powinny polecieć głowy?

🍾 Kupowanie alkoholu przez żołnierzy służących na pograniczu polsko-białoruskim jest procederem jawnie tolerowanym przez władze wojskowe i cywilne od ponad trzech lat.

Zgodnie z art. 14 ust. 1 pkt 6 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, w obiektach zajmowanych przez organy wojskowe i spraw wewnętrznych, jak również w rejonie obiektów koszarowych i zakwaterowania przejściowego jednostek wojskowych zabrania się sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych.

To samo wynika z pkt 33 ppkt 1 „Regulaminu Ogólnego Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej”, wprowadzonego do użytku decyzją Ministra Obrony Narodowej nr 445/MON z 30 grudnia 2013 r. i doskonale znanego KAŻDEMU żołnierzowi. Przepis jest jasny. Żołnierz przebywający na terenie obiektów zajmowanych przez organy wojskowe, jak również obiektów koszarowych i zakwaterowania przejściowego jednostki wojskowej nie może wnosić, posiadać ani spożywać alkoholu ani pozostawać w stanie po użyciu alkoholu albo nietrzeźwości.

Mieszkańcy pogranicza polsko-białoruskiego od ponad trzech lat widzą kupowanie alkoholu przez żołnierzy i ładowanie tego alkoholu na wojskowe, czyli służbowe ciężarówki. Ciężarówki te jeżdżą wprost do miejsc skoszarowania żołnierzy, gdzie następnie dochodzi do wniesienia, posiadania i zapewne spożywania alkoholu (zdarzenie z Mielnika jest tego koronnym dowodem). To rażące łamanie prawa odbywa się w sposób otwarty, bez skrępowania, z pewnością za cichym przyzwoleniem dowódców – o czym może świadczyć właśnie poczucie bezkarności i brak skrępowania wobec osób trzecich, prezentowane przez żołnierzy podczas kupowania wyrobów alkoholowych i ładowania ich na wojskowe Jelcze. Problem jest systemowy i długotrwały. Od jesieni 2021 r. do tej pory alkohol spowodował śmierć tylko w gronie żołnierzy odbywających służbę pod granicą. 1 stycznia 2025 r. problem alkoholu (nomen omen) wylał się już poza miejsce kwaterowania wojska i niemal doprowadził do śmierci dwojga przypadkowych cywili. O ile zdarzenie z Mielnika można uznać za incydent, to swobodny, tolerowany dostęp żołnierzy do alkoholu incydentem już nie jest.

🍾 1 stycznia 2025 r. okazało się, że w ramach operacji „Bezpieczne Podlasie” nie działają elementarne procedury bezpieczeństwa.

Dlaczego służba wartownicza dopuściła do wwiezienia alkoholu (a dokładnie – wódki) na teren kwaterowania wojska? Rzecznik operacji „Bezpieczne Podlasie”, ppłk Kamil Dołęzka, zaznaczył w rozmowie z PAP, że zakaz wnoszenia i spożywania alkoholu jest egzekwowany poprzez wyrywkowe kontrole przeprowadzane przez dowódców i przełożonych żołnierzy. Dlaczego kontrole są „wyrywkowe”? Dlaczego służba wartownicza nie sprawdza każdego pojazdu wojskowego wracającego z prywatnymi zakupami żołnierzy?

Dlaczego szeregowy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej bez problemu doprowadził się do stanu nietrzeźwości w miejscu zakwaterowania?

Dlaczego nietrzeźwy żołnierz nie tylko miał dostęp do śmiercionośnej broni, lecz także bez problemu opuścił z tą bronią strzeżony teren? Rzecznik operacji „Bezpieczne Podlasie” poinformował PAP, że żołnierze nie mogą opuszczać miejsca służby (jednostki, obozowiska czy patrolowanego obszaru) w mundurze i z bronią. Szkoda, że pan rzecznik nie odwiedził podlaskich sklepów i nie przekonał się na własne oczy, ile mundurów i broni można w tych sklepach zobaczyć.

Dlaczego żołnierze kupują, przewożą i mają do dyspozycji alkohol w miejscu zakwaterowania, skoro teoretycznie każdy żołnierz może być w każdej chwili wyznaczony do służby i gotowy do wyjazdu na akcję przy granicy?

🍾 W wojsku jest ustalony tragicznie niski próg wejścia.

Po ponad trzech latach obserwowania zachowań żołnierzy w podlaskich lasach, na drogach i w sklepach, po ponad trzech latach czytania doniesień medialnych oraz słuchania opowieści bezpośrednich świadków różnych niebezpiecznych zdarzeń związanych z ochroną granicy polsko-białoruskiej przez wojsko, stwierdzam z niepokojem i rezygnacją, że do wojska może dostać się teraz niemal każdy. To bardzo istotny czynnik ryzyka. I spory błąd w zakresie zarządzania.

Przeglądając przepisy ustawy o obronie Ojczyzny, trafiłem na przepis jednocześnie i śmieszny, i straszny. Otóż, zgodnie z art. 312 ust. 7 pkt 2, do okresu pełnienia terytorialnej służby wojskowej rotacyjnie, za które przysługuje świadczenie pieniężne, nie wlicza się dni, w których żołnierz obrony terytorialnej był pod wpływem alkoholu. Przepisy ustawy z dumnym słowem „Ojczyzna” w tytule przewidują, że obrońcom Ojczyzny nie zapłaci się kasy za dni, w których chlali. To tak a propos niskiego progu wejścia.

🍾 Nadzór psychologiczno-psychiatryczny nad żołnierzami jest fikcją.

Szeregowy Daniel H., który w Mielniku zużył prawie trzy magazynki na walkę z dwojgiem nieuzbrojonych polskich cywili, uzasadnił picie wódki potrzebą zredukowania stresu związanego ze służbą na granicy. Ta jego służba na granicy trwała tylko miesiąc i przypadła na czas, gdy kanał migracyjny prowadzący z Białorusi do Polski niemal zamiera z powodu zimy. Ppłk Dołęzka wyjaśni PAP, że wszyscy żołnierze biorący udział w misji na granicy mogą konsultować się z psychologiem, a także — jeśli sobie tego życzą — z księdzem. No ale, jak się okazuje, wybierają jednak alkohol.

Rzecznik Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji, por. Michał Gełej, wskazał w rozmowie z PAP, że wszyscy kandydaci do służby wojskowej przechodzą odpowiednie badania: "Badania psychologiczne obejmują ocenę sprawności intelektualnej, cech osobowości, sprawności psychomotorycznej oraz poziomu dojrzałości emocjonalnej i społecznej oraz ocenę sprawności funkcjonowania w sytuacjach trudnych i stresowych, a także ocenę sposobu działania i podejmowania decyzji w sytuacjach zagrożenia. Orzeczenie psychologiczne wydaje psycholog uprawniony do przeprowadzenia badań psychologicznych".

Czytam te gładkie słowa z gorzkim uśmiechem. Dojrzałość emocjonalna i społeczna? Sprawność funkcjonowania w sytuacjach trudnych? Sposób podejmowania decyzji w sytuacjach zagrożenia? Papier i ekran przyjmie wszystko. A rzeczywistość skrzeczy, panie poruczniku. Po stronie debetowej wojska mamy zastraszanie mieszkańców i aktywistów bronią, glebowanie i werbalne poniżanie tych ostatnich, rasistowskie zachowania wobec uchodźców i migrantów oraz ich zbiorowe, stadne bicie, nagminne łamanie przepisów prawa o ruchu drogowym, w szczególności nakręcone niedojrzałością i adrenaliną popisy szybkości na obszarach zabudowanych. Po tej debetowej stronie są też samobójstwa żołnierzy, zapijanie się na śmierć, wypadki związane z nieostrożnym obchodzeniem się bronią, strzelanie uciekającym uchodźcom w plecy, strzelanie wzdłuż płotu w sposób zagrażający kolegom z innych patroli. No i Mielnik – czyli usiłowanie zabójstwa dwojga niewinnych cywili.

Czy to wszystko, co opisałem wyżej, to ciągle za mało na dymisje i plan naprawczy?

Czy musi dojść do jakiejś spektakularnej, głośnej medialnie śmierci człowieka, żeby minister Kosiniak-Kamysz stracił trochę tej swojej buty i skłonności do propagandy i wziął się chociaż za ten alkohol w wojsku? O utracie przez Kamysza stanowiska oczywiście nawet nie ma sensu wspominać, to nierealne w tym kraju. Na marginesie – sprawa korzystania z alkoholu oraz środków odurzających przez żołnierzy nie jest sprawą błahą. W części wojskowej kodeksu karnego (art. 357) znajdziemy przestępstwo polegające na wprawieniu się przez żołnierza w stan nietrzeźwości albo odurzenia innym środkiem po wyznaczeniu do służby lub w trakcie służby. To nie są okoliczności zaostrzające wymiar kary. To osobne, samodzielnie funkcjonujące przestępstwo.

Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Wiesław Kukuła, napisał na platformie X, że „jako wieloletni dowódca muszą jednak pogodzić się z faktem, iż pomimo naszych wysiłków nasze procedury w jednostkowych przypadkach zawodzą. Po prostu jesteśmy ludźmi”. Z kolei wójt gminy Mielnik przekazał dziennikarzom Wprost, że „dowódca jednostki był już u mnie, zapewnił, że nie występuje już żadne niebezpieczeństwo. Wojsko wyszło z inicjatywą spotkania z mieszkańcami wsi”.

Ufff… Chyba nam wszystkim ulżyło, prawda?

Szef sztabu wytłumaczył, że żołnierze to tylko ludzie (czy ktoś myślał inaczej?). Dowódca jednostki zapewnił, że jest bezpiecznie. Na wiosnę na pewno zorganizują jakiś piknik, dzieciaki wejdą sobie na Rosomaka. I tyle ma wystarczyć.

. Fot. Mikołaj Kiembłowski

Zgodnie z opisem zdjęcia opublikowanym przez autora, łącznie na pakę służbowego Jelcza trafiło "6 czteropaków piwa i ukradkiem przełożone, co najmniej dwie duże butelki wódki".*

53
 
 

„Na podstawie uzyskanego materiału dowodowego w dniu 2 stycznia 2025 r. prokurator wszczął śledztwo w sprawie działania od listopada 2015 r. do października 2016 r. na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej przez byłego Ministra Obrony Narodowej, upoważnionego do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa i zagraniczną organizacją, w związku z podjęciem decyzji o nieprzystąpieniu Polski do programu Multi-Role Tanker Transport Fleet (MMF) w ramach programu «Karkonosze», tj. o czyn z art. 129 Kodeksu karnego” – poinformował prok. Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej.

54
 
 

Czystki kadrowe Antoniego Macierewicza i Mariusza Błaszczaka, poprzednich szefów MON z rządów Zjednoczonej Prawicy, na dobre przetrąciły kręgosłup polskiej armii. Dodatkowo już w nowym rozdaniu Służba Kontrwywiadu Wojskowego wyrugowała z armii gen. Jarosława Gromadzińskiego, jedynego polskiego oficera, który przeszedł wszystkie szczeble dowodzenia. Dlatego dziś wojskiem dowodzą oficerowie bez doświadczenia, przygotowania i kompetencji, którzy walczą nie o żołnierzy, lecz o przetrwanie.

55
56
 
 

[Trigger Warning]: w*jna
[Content Warning]: nieweryfikowalne twierdzenia

57
58
 
 
59
60
61
 
 
62
 
 

[Trigger Warning]: w*jna, l*kwidowanie ludzi
[Disclaimer]: retweets =/= endorsements

Art. zza paywalla: http://markdownpastebin.com/?id=cf3003ad039348ab81db1f8c8e1acd48 :

Archer i Gniew Eufratu. Jak Polacy walczą z Państwem Islamskim

Świat19.05.2017, 06:00

Łukasz Woźnicki

Archer (w zielonej chuście na głowie) wśród kurdyjskich bojowników

Archer (w zielonej chuście na głowie) wśród kurdyjskich bojowników (Fot. Archer/fb)

państwo islamskie Syria terroryzm

Osobiście zdjąłem flagę ISIS w ich kwaterze głównej w At-Tabace - twierdzi Archer. Mówi, że jest jednym z Polaków, którzy walczą w Syrii. - Moja grupa to światowa elita: byli operatorzy GROM-u, Marines, SAS - opowiada. Były dowódca GROM-u gen. Roman Polko podejrzewa, że to wojsko najemne.

Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Powinni być teraz w okolicach Tabaki, największej w Syrii zapory wzniesionej na Eufracie. Znajdujący się tu zbiornik – jezioro Asada – oraz elektrownia zapewniają wodę i prąd setkom tysięcy Syryjczyków. Przed tygodniem kontrolowaną przez ISIS tamę przejęły kurdyjsko-arabskie Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). Kilka dni wcześniej koalicja odbiła pobliskie miasto At-Tabaka. To strategiczny cel w jej pochodzie do stolicy Państwa Islamskiego. Do Ar-Rakki jest stąd ok. 50 km.

– Widziałem orła cień... – podśpiewuje człowiek, który przed chwilą oddał kilka strzałów z dachu w At-Tabace. Kamera na jego hełmie rejestruje walki o miasto. Na filmie kolejny polski akcent. Biało-czerwona flaga wisi na murze z wymalowanym symbolem Państwa Islamskiego. Na kolejnym, zmontowanym nagraniu człowiek z bronią przeszukuje budynki, jedzie przez pustynię albo towarzyszy kurdyjskim antyterrorystom z oddziału Hezen Antî Teror (HAT), którzy wzięli jeńców.

Zjednoczeni przeciw ISIS

Mówi o sobie Archer (po angielsku Łucznik). Jest Polakiem – tyle wiadomo na pewno. Nie ujawnia tożsamości. Na zdjęciach występuje w ciemnych okularach albo z zamazaną twarzą. Na mundurze nosi tzw. naszywkę szybkiej identyfikacji z polską flagą albo dawną oznakę jednej z polskich jednostek wojsk specjalnych. Pytany o służbę nie chce mówić o szczegółach. – Nasze operacje to drażliwy temat. Istnieje możliwość, że ISIS spróbuje się zemścić na naszych bliskich – mówi.

Rozmawiamy przez Facebooka. Polak od marca relacjonuje tu swój pobyt w Syrii. Zdjęcia i wpisy układają się w kronikę zdarzeń. Na jednym z pierwszych Archer z plecakiem w górach. „Wspomnienie z końca stycznia. Opuściliśmy kryjówkę w Iraku, by przeprawić się przez góry pełniące funkcję granicy iracko-syryjskiej” – opisuje. Na kolejnych prowadzi trening strzelecki albo świętuje razem z Kurdami. Wśród mężczyzn z bronią trzyma polską flagę na tle syryjskiego krajobrazu.

„Ośmiu z 22 członków Grupy Zadaniowej 'Gniew Eufratu'. Składa się z byłych żołnierzy i operatorów jednostek specjalnych, zjednoczonych, by zaatakować Państwo Islamskie w ich własnym domu, w ich stolicy – Ar-Rakce” – opisuje zdjęcie mężczyzn z zamazanymi twarzami.

Miałem znajomości i kontakty

Archer mówi, że jest dowódcą grupy, która walczy wspólnie z SDF, a także siłami kurdyjskimi, choć jest od nich niezależna. Nazwał ją Gniew Eufratu – jak Wrath of Euphrates, trwająca właśnie operacja SDF, której celem jest zdobycie stolicy samozwańczego kalifatu.

– Zaczęło się od filmu, który na początku 2016 r. zobaczyłem na YouTubie. Przedstawiał kurdyjskie kobiety walczące z ISIS. Dziewczyny dźwigające radzieckie PKM-y z taśmami amunicji owiniętymi wokół szyi – mówi. – Poruszył mnie heroizm Kurdów i ich walka z ISIS prowadzona przy braku reakcji światowych liderów. Miałem możliwości, by im pomóc: przeszkolenie, znajomości w branży i kontakty na Bliskim Wschodzie. Ale pojawiła się myśl: gdzie ja będę się tam pchał?

Archer mówi, że zainteresował się historią Kurdów. W ich walce o własne państwo dostrzegł analogię do historii Polaków. Ostatecznie decyzję o wyjeździe podjął po fali ataków terrorystycznych w Europie. – Na zimno zaplanowałem operację. Przeanalizowałem, czego kurdyjskim jednostkom brakuje. Przyszedł czas na odświeżenie starych znajomości. Na 40 byłych operatorów [komandosów z zespołów bojowych], którym złożyłem propozycję, 29 zgodziło się bez wahania. Z nich wyselekcjonowałem zespół – mówi. – Wyjazd poprzedziły treningi i nauka syryjskiego dialektu języka kurdyjskiego. Ekwipunek sfinansowałem sam. Na najważniejszy sprzęt i oporządzenie wydałem ok. 40 tys. zł.

Nie bierzemy pieniędzy, nie łamiemy prawa

Według Archera jego grupa to „absolutna światowa elita”. To m.in. ośmiu Polaków („weterani GROM-u, Formozy i Jednostki Wojskowej Komandosów”) oraz Amerykanie z Rangersów i Recon Marines, Brytyjczycy ze Special Air Service, komandosi Legii Cudzoziemskiej, szwedzcy i francuscy antyterroryści. Jak mówi Archer, jeden Szwed wrócił do domu, bo odłamek urwał mu dwa palce. Ostatnio zaś do grupy dołączyło czterech kolejnych amerykańskich weteranów, którzy byli już w Syrii. – Wszyscy doświadczeni w boju. Najmłodszy ma 29 lat i 11 lat służby w US Army Rangers. Najstarszy 37 lat i 10 doświadczenia w elitarnym SAS – opowiada.

– Wasza walka jest jakoś uregulowana? – pytam, bo za służbę w obcym wojsku lub obcej organizacji wojskowej bez zezwolenia kodeks karny przewiduje karę do pięciu lat więzienia.

– Z naszej perspektywy nie łamiemy prawa tak długo, jak długo nie przyjmujemy za udział w walce pieniędzy i nie zaciągamy się do obcych sił zbrojnych lub organizacji wojskowej – odpowiada. – A my nie otrzymujemy zapłaty. Jesteśmy tu jako wolontariusze, działamy jako niezależna jednostka do zadań specjalnych. Przyjechaliśmy za własne pieniądze, całe wyposażenie zakupiliśmy sami. Jeżeli polski rząd nagle zdecyduje, że nie popiera wraz z koalicją sił SDF, to jesteśmy w stanie się spakować i w 15 godzin być w Warszawie.

Wierzy pan w tę historię?

– Były polski komandos razem z grupą innych weteranów jadą do Syrii walczyć z ISIS z pobudek idealistycznych. Działają niezależnie i za darmo, wszystko finansują sami. Wierzy pan w tę historię? – pytam gen. Romana Polkę, byłego dowódcę GROM-u.

Odpowiada: – Widziałem, jak się reklamuje Archer. Wynika z tego że towarzyszą mu Superman z Batmanem, walczący o wolność naszą i waszą. Młody człowiek opowiada jakieś dyrdymały. Ja nie wierzę tu w jakieś ideowe pobudki. Sądzę, że mamy do czynienia z wojskiem najemnym.

Polko opowiada, że jego dawni podwładni nieraz trafiali do obcych organizacji wojskowych. Zna ludzi, którzy w Iraku pracują dla amerykańskiej firmy częściowo wspieranej przez administrację USA. – Takich firm i instytucji, które pozyskują ludzi, jest niestety dużo. Kontakty łapie się podczas misji zagranicznych. Przypomina to „Matkę Courage i jej dzieci”: wojna to interes. I tu jakiś biznes się kręci, choć nikt się nie przyzna do zarobków – mówi Polko.

Dodaje: – Przestrzegam przed tym, bo to wątpliwe moralnie. Zachwyty nad taką walką są błędem. Polska, poprzez NATO i UE, może się angażować w działania, które rzeczywiście będą stabilizować ten region. A komuś się wydaje, że jest w filmie „Siedmiu wspaniałych”, że jak tam pojedzie, to przywróci pokój. To utopia. W rzeczywistości jest wykorzystywany, może nawet nie wiedzieć, dla kogo wykonuje zadania. I skończyć z krwią niewinnych osób na rękach.

SDF i stanowiące ich trzon kurdyjskie Powszechne Jednostki Obrony (YPG) są wspierane i finansowane głównie przez Amerykanów. Dowodzona przez USA międzynarodowa koalicja zapewnia im powietrzne wsparcie. Amerykanie dostarczają Kurdom broń i amunicję. Podczas bitwy o At-Tabakę wyposażyli w nowoczesny sprzęt kurdyjskich antyterrorystów. Wśród SDF operują żołnierze sił specjalnych USA i państw europejskich – zapewnianie szkoleń i doradztwa SDF w ubiegłym roku potwierdziła Francja.

Co Archer robi w Syrii

– Pełnimy funkcję jednostki sił szybkiego reagowania. Kiedy gdzieś na froncie dzieje się coś złego, dostajemy sygnał, ładujemy sprzęt i jedziemy zamknąć temat. Czasem wolniej, czasem szybciej, ale zawsze go zamykamy – mówi Polak. – Często jest to zakamuflowany snajper w terenie miejskim, którego Kurdowie nie potrafią namierzyć i ponoszą z tego powodu duże straty. Jeśli chodzi o typowe kontakty ogniowe, to podczas zdobywania wiosek zwykle udzielamy wsparcia w postaci rozpoznania oraz szturmu – opowiada.

– Jedna z naszych czterech sekcji bojowych w marcu brała udział w desancie w okolicach tamy. Jednostki SDF, Peshmerga SF (PUK) i pewne amerykańskie jednostki specjalne zostały śmigłowcami i łodziami przerzucone przez zalew – dodaje. O desancie, bez podawania szczegółów, informował w marcu Pentagon, a także zachodnie agencje prasowe. Poprzedził szeroką operację w rejonie zapory Tabaka.

Próbowaliśmy zweryfikować informacje o roli „polskiej” grupy. Pod koniec kwietnia napisaliśmy do biura prasowego SDF z pytaniami o Archera, ale dotąd nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Nieoficjalne informacje o Polakach walczących z ISIS krążą wśród kurdyjskich żołnierzy.

„W Rożawie [syryjskim Kurdystanie] walczą ochotnicy z Polski” – pisze na Facebooku Ormang Sheikh Mohammed. Jest snajperem YPG. W rozmowie z „Wyborczą” mówi, że słyszał o Polakach walczących wspólnie z Kurdami („chyba jest ich sześciu”).

Śląskie „Ka jo je?”

„Gratulacje i podziw za to, że nadstawiacie karku w słusznej sprawie” – pisze Łukasz. Podobnych komentarzy jest mnóstwo. Gniew Eufratu ma licznych fanów na Facebooku. Archer podrzuca im kolejne zdjęcia z polskimi akcentami.

Wrak spalonego samochodu z wetkniętą kartką „Wkur... Polaków”. Stanowisko strzeleckie z wyskrobanym na murze: „Ka jo je?”, po śląsku („Gdzie ja jestem?”). Obok namalowany znaczek Legii Warszawa. „Jeden z moich ludzi jest fanem” – pisze Archer i oznacza na Facebooku piłkarski klub.

Kolejne zdjęcie: grupa ludzi trzyma flagę ISIS przy czołgu. „Osobiście ją zdejmowałem ze ściany w kwaterze ISIS w At-Tabace. Czysta satysfakcja” – twierdzi Polak.

Archera na Facebooku obserwuje też grupa osób przekonanych, że opisy działalności jego grupy są wyssane z palca albo przesadzone. Analizują wpisy i zdjęcia. Długo sądzili, że Łucznik może i jest w Syrii, ale gdzieś na tyłach frontu. „Nieskazitelnie czysty mundur. Jak to robicie w warunkach bojowych?” – pyta Adam. „Przepraszamy, przed następnym zdjęciem wytaplamy się w błocie” – odpisuje mu Archer.

Wątpliwości wzbudziła informacja, że ISIS za głowę członka grupy płaci już 850 tys. dol. Archer tłumaczył później, że taka informacja do niego dotarła, choć nie może przesądzić o jej prawdziwości.

Sporo osób nie dowierza też w „magiczny tablecik”. Polak napisał, że dostał od Amerykanów tablet, który umożliwia wezwanie w 15 minut wsparcia samolotów USA. Internauci piszą, że ostrzał wzywa się ze specjalistycznego sprzętu obsługiwanego przez żołnierza koordynacji wsparcia lotniczego JTAC. „Wzywanie go przez polskich cywili brzmi nierealnie” – komentują.

„Bardzo uprościłem. Tablet służy do wybrania gridu nalotu, następnie podaje się koordynaty do kwatery SDF, a oni dalej do JTAC” – odpowiada Archer. Na nagraniu kurdyjskiej telewizji ANF z okolic Ar-Rakki widać, jak kurdyjscy żołnierze wskazują koordynaty nalotu za pomocą tabletu i radiostacji.

Co zrobić z jeńcami

„Dobra, żarty żartami, ale co z nimi zrobić? W hotelu brak miejsc...” – pisze Archer o pięciu mężczyznach z ciemnymi brodami i opaskami na oczach. Na zdjęciu siedzą na ziemi związani, Polak kuca między nimi. „Mamy jeszcze dwóch Czeczenów. Jeden do Polski chciał lecieć... Not this time buddy (ang. Nie tym razem, koleś)” – przekonuje.

I Polacy odpowiadają w komentarzach: „Obciąć terrorystom łby”, „Strzelić w tył głowy”, „Zabić i zakopać w dole ze świńską krwią”. „Ludzie, co wy piszecie? Zabić, rozstrzelać, torturować? To są więźniowie wojenni. Należy ich oddać w ręce wymiaru sprawiedliwości. Chyba że Gniew Eufratu to tacy sami przestępcy jak ich więźniowie” – komentują inni.

Archer i jeńcy

Archer i jeńcy Fot. Archer/fb

Co się stanie z jeńcami? „Zostaną przetransportowani do kwatery SDF i osądzeni (teoretycznie)” – odpisał Archer. „Rozumiem wasz gniew i chęć zemsty, ale pamiętajcie, że w torturach, znęcaniu się i zabijaniu bezbronnych nie ma honoru. Jesteśmy wszystkim, czym oni nie są, i w ten sposób to udowadniamy” – dodał.

Zdjęcia już nie ma na Facebooku. Administratorzy usunęli je po zgłoszeniu, że zawiera treści drastyczne. – Dlaczego napisałeś, że Czeczen jechał do Polski? Skąd to wiesz? – pytam Archera. – Miał wbitą polską wizę – przekonuje.

– Jak to jest z tym zabijaniem? Dużo osób z ISIS zabiłeś? Nie przeszkadza ci zabijanie ludzi? – dopytuję. – Nie mogę zdradzić ilu, ale gdyby mi to przeszkadzało, tobym się w to nie pakował – odpisuje.

MON: To ich prywatna decyzja

Archer twierdzi, że polskie służby zostały poinformowane o obecności w Syrii jego grupy i nie sprzeciwiały się operacji. Pytamy o to w ministerstwach. – Inicjatywa grupy walczącej po stronie kurdyjskiej jest jej prywatną decyzją – mówi mjr Anna Pęzioł-Wójtowicz, rzeczniczka MON. – Resort obrony nie może wypowiadać się w sprawie działań na Bliskim Wschodzie, w których udział biorą pododdziały niezwiązane z Siłami Zbrojnymi RP. Ta kwestia jest monitorowana i analizowana przez inne resorty, jak MSZ i MSWiA oraz służby – dodaje.

Zapytane przez nas MSZ odparło, że „nie było w żaden sposób informowane o tej grupie obywateli”. „W tej sprawie prosimy o kontakt z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego” – odpisało MSWiA. Sama ABW nie odpowiedziała na pytania.

63
64
 
 
65
66
67
68
69
70
71
72
 
 

Palianytsia is Ukraine’s first long-range rocket drone capable of striking Russia’s military targets deep into their own territory. Most of its technical specifications are classified to prevent the Russians from assessing its full capabilities. The development took approximately 1.5 years and involved a large team of specialists from various fields.

73
74
75
 
 

cross-postowane z: https://szmer.info/post/3889296

"Nie wiem jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie." Albert Einstein

view more: ‹ prev next ›